- Jesteś debilem...
- przepraszam.....
- zawsze mojej .arce dawałem tulipany w przeprosiny.. myślisz że to pomoże?
- Może... Możemy spróbować.
- To wynocha po tulipany
- czemu ja?!
- bo to ty zjebaleś sprawę z ananasem. - powiedziałem i się położyłem
-ehh...no dobra w takim razie zaraz wracam..
Chłopak wyszedł z mieszkania podczas gdy ja zastanawiałem się kim może być cichy wielbiciel.. A może tak naprawdę jest to ktoś z mojej klatki schodowej robi sobie żarty? Nagle usłyszałem puknięcie do drzwi i zbieganie ze schodów, podbiegłem do drzwi otwierają je jednak jedyne co zobaczyłem to karteczkę, podniosłem ją i przeczytałem ,,Park pod Wielkim Stolcem godzina 17, bądź punktualny.,,
Zamknąłem drzwi i przeczytałem karteczkę jeszcze kilka razy z niedowierzania. Kto mógł to napisać? Nie znam nikogo z podobnym pismem z moich znajomych..- Wróciłem! - wszedł chłopak z tulipanami
- Dostałem karteczkę gdy cię nie było... - podałem kartkę The Merc i spojrzałem na niego
- O cholera... A co jeśli ten ktoś podsłuchiwał i zrozumiał że się pomyliliśmy?..
- możliwe... Ale teraz się stresuje...17 godzina jest za 2 godziny.
- Już 15?! Chłopie!
- co
- No co, szykuj się a nie stoisz! Umyj się bo śmierdzisz a ja dam Dżygitowi jeść
- Nie śmierdzę!
- No już, zmykaj do mycia
- Nie mów tak do mnie! - poszedłem do łazienki z fochem i zaczalem się ogarniać na wyjście
...
- długo jeszcze?! Zaraz się spóźnisz - usłyszałem głos zza drzwi po czym spojrzałem na zegarek była godzina 16:36 o kurwa.. - szybko się ubrałem i uczesałam wychodząc z łazienki
- Dokopałem się do czystych ciuchów w twojej sypialni, masz zakładaj to i zapieprzaj na spotkanie bo się spóźnisz
- o dziękuję... - zaśmiałem się i szybko się ubrałem - to co.. lecę... Będziesz tutaj czy gdzieś idziesz?
- Zostanę tutaj i przypilnuje domu
- ale.. ale ja mam klucze.
- nie szkodzi idź już bo się spóźnisz ja się zdrzemnę - mruknął
- ale to mój dom....... - pomyślałem i wyszedłem godząc się z losem
- powodzenia!!! - usłyszałem głos chłopaka i wyszedłem z bloku idąc do parku
...
Usiadłem na ławce bawiąc się telefonem by się nie stresować przed poznaniem osoby która zostawia mi kwiaty pod drzwiami gdy nagle przede mną stanął chłopaka nieco wyższy ode mnie
- Cz-czesc?...
- Widzę że masz się dobrze, a dziś rano do pracy już nie chciałeś przyjść, wiesz ile Gustaw mi zadał roboty?! - usłyszałem znajomy głos po czym spojrzałem w górę
- O mój boże to ty. .. - powiedziałem widząc mojego kolegę z pracy -prawie umarłem na zawał przez ciebie.. - zaśmiałem się
- Co? Dlaczego? - zaśmiał się - az tak przystojny jestem?
- Nie nie nie!!! Po prostu czekam na kogoś i myślałem że to ta osoba a to ty - zaśmiałem się
- No bo teorytycznie to ja. - powiedział z powagą i spojrzał na mnie
- Czekaj co.. - spojrzałem na niego zestresowany
- Długa historia... Kiedyś ci opowiem wszystko a teraz chodź ze mną
- Co? Gdzie idziemy? - byłem totalnie zmieszany widząc co się właśnie dzieje
- Spokojna głowa przecież cię nie zgwałce po za tym, prowadzę cię na prawdziwe spotkanie z ,,wielbicielem,, jak to określiłeś - zaśmiał się
- Skąd to wiesz?! - zaczerwienilem się ze wstydu
- Ma się swoje sposoby... - uśmiechnął się i doszliśmy do końca parku pod stare drzewo
- Poczekaj tu chwilkę.. - Norton, bo tak się nazywał mój kolega z pracy, odszedł ode mnie kierując się do osoby, a osobą tą był nie kto inny jak The Merc. Co się tu do kurwy dzieje... Moje uczucia były zmieszane nie wiedziałem co się dzieje
- Serwus ziomeczku - usłyszałem zza moich pleców na co szybko się odwróciłem
- Ymm.. cześć?.. - spojrzałem na chłopaka z lekkim zażenowaniem przez jego styl przywitania, moja babcia już lepiej się wita.. chłopak był ubrany cały na czarno, miał blond włosy i dosyć duże ciemne wory pod oczami
- Przepraszam....
- za co?
- Nie umiem rozpoczynać rozmów... - spojrzał w inną stronę unikając mojego wzroku
- zgaduje że to ty jesteś osobą z którą miałem się spotkać?..
- mhm.. - zatkało mnie, nie sądziłem że osoba podkładająca mi te wszystkie kwiaty będzie płci męskiej...tymbraziej z takim ubiorem podczas gdy ja ubieram się jak najgorszy bezdomny
- więc... Ymmm może się przejdziemy?..
- możemy..
Wstałem z ławki pod drzewem i szliśmy razem przez park w totalnej ciszy.
- No więc.. skąd jesteś?
- spod Wielkiego Stolca..
- Ja też - usmeichnalem się by dodać otuchy chłopakowi
- a tak właściwie to jak się nazywasz?
- Andrew...
- Całkiem ładne imię, nigdy nie poznałem żadnego Andrewa - zamsialem się chcąc aby chłopak się trochę oswoił.
- Ja jestem Luca..ale to raczej wiesz..
- Wiem doskonale - zaśmiał się, ucieszyłem się bo w końcu chłopak trochę się otworzył do mnie
- No więc... sądząc co widziałem znasz się z The Merc?..
- Tak, kumplujemy się prawie od dziecka
- o woow... A tak właściw...- nie dokończyłem ponieważ nie.moglem się powstrzymać od pierdnięcia
- co to było?!
- pierd
- co...
- no zachciało mi się to pierdnalem
- ...
Nagle z ciszy rozległ się wielki grzmot na co aż podskoczyłem przerażony.
- BURZA IDZIE!
- n-nie!..
- TAK, MUSIMY SIE GDZIES UKRYC - złapałem chłopaka za nadgarstek i pobiegłem w stronę najbliższej kawiarni
- A-ale to nie burza!
- Burza! Dobrze słyszałem!
- to był... Pierd...
- co?
- No pierdlem.
Spojrzeliśmy na siebie z poważnymi minami gdy nagle wybuchlismy w tym samym czasie śmiechem
- Widzę że masz niezłe pociski - powiedziałem śmiejąc się - będę miał konkurencję
- Dlaczego pomyślałeś że to burza - powiedział Andrew śmiejąc się
- Wiesz jakie to było głośne? Myslalm że idzie jakaś wichura!
...