- 1 -

101 12 12
                                    

    Katie z prędkością wiatru mknęła przez pusty korytarz Hogwartu i w panice wykrzykując imię swojego przyjaciela. Biegała po całym zamku w tą i z powrotem od dobrej godziny, ale nigdzie nie mogła znaleźć Charlie'ego. Nie było go ani w kuchni, ani w lochach, ani na wierzy astronomicznej, ani na błoniach, ani w bibliotece, ani w sowiarni, ani w pokoju wspólnym Huffelpuff'u, ani w Wielkiej Sali. Zaginał zupełnie bez śladu...

- Przecież widziałam go jeszcze dzisiaj rano, jak pochłaniał tego kurczaka na śniadanie - mruczała przejęte pod nosem. Z każdą kolejną minutą martwiła się coraz bardziej. Nogi jej się plątały, a przyduży sweter powiewał w biegu. Kilka razy potknęła się i zdarła już porządnie kolana, ale nie zwracała na to większej uwagi. Dalej gnała po korytarzach i nawoływała przyjaciela. Bała się o niego, chociaż już nie raz pokazał jej, że jest w pełni samodzielny.

- Charlie! Charlie! - Katie obróciła głowę, aby lepiej rozejrzeć się po kolejnym korytarzu. Już chciała kolejny raz krzyknąć, kiedy zderzyła się z czymś twardym i runęła na ziemię. Otworzyła oczy, które zamknęła w czasie upadku i przyjrzała się swojej przeszkodzie.

Leżała na wysokim, ciemnowłosym chłopaku, o szarych, przyjaznych tęczówkach. Po mimo szoku, jaki malował się na jego twarzy, uśmiechnął się do Katie pogodnie. Wyglądał zupełnie tak, jakby upadanie z łoskotem na zimną posadzkę było jego pasją. Nie był ani trochę urażony, ani obrzydzony, jak wyglądałoby to w przypadku jakiegoś ślizgona. Dziewczyna nie znała wielu uczniów Hogwartu, ale Cedrika Diggory'ego nie trudno było rozpoznać. Zawsze uśmiechał się tak serdecznie i troskliwie. Był jak chodząca oaza spokoju, albo raczej oaza życzliwości.

- Nic ci nie jest? - zapytał, podnosząc się i pomagając wstać również Katie.

- Przepraszam - mruknęła ze skruchą dziewczyna, a potem ożywiała się i zapominając o pytaniu chłopaka, spojrzała na niego z ognikami nadziei w oczach. Jej lekko rozkojarzony wyraz z twarzy zbił go z tropu. Nim jednak zdążył coś powiedzieć, dziewczyna rozpoczęła swoją serię pytań. - Widziałeś Charliego? Spotkałeś go na swojej drodze? Szukałam już chyba wszędzie i nadal go nie znalazłam!

- Kogo?

- Charlie'ego! Ciemny, sterczące uszy, krótki wąsik, krawacik i takie bursztynowe oczy - wyrecytowała zdenerwowana na jednym oddechu.

- Nie kojarzę... - Cedrik zrobił minę, jakby bardzo go zabolało, że nie może pomóc nieznajomej. Potarł ręką po czole i jeszcze raz uważnie przyjrzał się Katie, która nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę. - A skąd on jest? Będzie mi go łatwiej znaleźć.

- Stawiałbym raczej, że to dachowiec... Chociaż nie jestem pewna, znalazłam go kiedyś przed domem - trajkotała przejęta puchonka, zawzięcie gestykulując rękoma. 

- Dachowiec? - Cedrik zrobił minę, jakby już zupełnie niczego nie rozumiał i tak w istocie było. Katie dalej nerwowo podskakiwała i przygryzała wewnętrzny policzek. Z każdą kolejną sekundą jej drobne piąstki coraz mocniej zaciskały się na przydługich rękawach brązowego swetra, a jej głowa skanowała z uwagą każdy metr kwadratowy podłogi. Widać, że szukała czegoś zawzięcie. - Czy Charlie jest kotem?

- Oczywiście, że tak! - wykrzyknęła przejęta i spojrzała na Cedrika, który rozbawiony tym niedomówieniem uśmiechnął się szeroko. Widząc jednak, że jego rozmówczyni nie było do śmiechu, spoważniał trochę.

- Spokojnie. Na pewno wróci. Zawsze wraca, prawda? - uspokoił towarzyszkę aksamitnym głosem, który lekko zelżył napięcie, jednak nie na długo.

- Tak, ale... Charlie boi się burzy, a na dzisiaj zapowiadali okropną burzę. Zobacz, już leję! - Wykrzyknęła spanikowana dziewczyna i wskazała ręką wysokie okiennice, za którymi szalała wichura. Nie czekając na jakiekolwiek odpowiedź od starszego puchona wybiegła przez wielkie wrota na końcu korytarza. Znalazła się na błoniach, gdzie deszcz bębnił rytmicznie w zielone polany, a wiatr szumiał przeraźliwe i rozwiewał jej kasztanowe włosy, które stawały się coraz bardziej mokre. Nie zwróciła na to uwagi i pobiegła na pierwszą najbliższą górkę, rozglądając się uważnie.

- Charlie! Charlie! - krzyczała i krzyczała, ignorując zimne krople deszczu, które wsiąkały w jej gruby sweter i wychładzały nagie łydki. Nagle w pobliżu rozległo się rozpaczliwe kocie miauknięcie i Katie rzuciła się biegiem w stronę drzewa, pod którym Charlie wygłaszał swą litanie kociego bólu.

- Chodź, kochany, już wszystko dobrze. To tylko deszcz - wyszeptała kojąco do ucha czarnego futrzaka, kiedy trzymała go już w swoich drobnych ramionach. Odwróciła się, a jej oczom ukazała się ponownie twarz Diggory'ego, który z przerażeniem biegł w jej stronę. Stanął metr od niej, uspokoił się i spojrzał na Charliego z uśmiechem.

- Zbieg znaleziony, to teraz wracajmy do zamku, bo się przeziębisz - wydyszał odgarniając mokre kosmyki włosów. Objął ją ramieniem i wprowadził do Hogwartu. Zamknął za sobą wrota, a potem spojrzał na Katie z taką miną, jak rodzic patrzący na bawiące się dziecko.

- Dziękuję - powiedziała dziewczyna, zadzierając głowę do góry i obdarowując go takim uśmiechem, że Cedrik miał wrażenie, iż błyskała jakimś światłem.

- Nie ma sprawy, ale teraz idź do dormitorium, zanim profesor McGonagall pozbawi mnie tytułu prefekta.

- Możesz mi jeszcze na chwilę pomóc? - zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, podała mu kota i wypowiedziała zaklęcie suszące. Podmuch ciepłego powietrza zaatakował Charliego oraz twarz Cedrika i oboje wykrzywili się zaskoczeni. Widząc ich zabawne miny, roześmiała się rozkosznie.

- Wystarczy już chyba - przerwał Katie dobrą zabawę, a ta dopiero teraz dostrzegła, że Ced i jej włochaty przyjaciel byli już całkiem susi. Pokiwała, więc z uśmiechem głową i zdjęła swój przemoczony sweter. Przykryta pod nim błękitna sukienka również była mokra i teraz przylegała to jej drobnego i zgrabnego ciała. Po chwili i ona była cała sucha, a jej włosy na nowo napuszyły się w burzy loków.

- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - wyszeptała wdzięcznie Katie, kiedy zabierała swojego pupila. Na jej twarzy dalej jaśniał szeroki uśmiech. - Poradzę już sobie sama, ale błagam... nie karz mnie, panie Prefekcie! - mówiąc to teatralnie złapała się za serce i zrobiła minę męczennicy. Charlie nie wiedząc o co chodzi cicho zasyczał, a Cedrik wybuchł gromkim śmiechem.

- Zmykaj, bo już dawno po północy. Nie chcesz chyba narazić się Filch'owi, albo Snape'owi?

- Z całą pewnością nie - szepnęła przerażona wizją napotkania na swojej drodze profesora eliksirów albo zgorzkniałego woźnego.

- Dobranoc.

- Dobranoc, Cedrik -pożegnała się i nucąc coś pośpieszyła do swojego dormitorium.

    Po zakończeniu patrolu Cedrik długo jeszcze siedział w pokoju wspólnym puchonów. Wpatrywał się w języki ognia tańczące w kominku i rozmyślał o wydarzeniach ubiegłego wieczoru. W głowie miał tylko uśmiech nieznajomej dziewczyny i jej kasztanową burzę loków.

- Jak to możliwe, że nigdy wcześniej jej nie spotkałem? Jak to możliwe, że jej nie widziałem?

***********

Skoro tu jesteś to znaczy, że mój wstęp Cię zaciekawił, albo po prostu nie masz co czytać i się z tym męczysz (wolę wierzyć w pierwszą wersję XD). Jakikolwiek nie jest powód, że tu jesteś, to i tak witam Cię serdecznie. Servus i miłego czytania... Jeśli niedługo coś wstawię XD

Keep going, Honey || Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz