I

100 4 3
                                    


Jeśli widzisz jakieś błędy, dawaj znać. 

Miłego czytania!

Marco wyleciał z kuchni i jak najszybciej położył miskę nachosów na stolik w salonie. Poprawił jeszcze delikatnie szklanki, aby stały równo i z uśmiechem przystanął nad dziełem jego i Star.

– Idealnie – mruknął z zadowoleniem.

– Marcoooo! – krzyknęła blondwłosa dziewczyna zbiegając ze schodów. Jej długie włosy powiewały za nią, a chłopak zastanawiał się jak to możliwe, że nie plączą się tak często jak jego własne. Przecież były kilka razy krótsze! Była to dla niego zagadka, której nie umiał do tej pory rozwiązać.

Star zatrzymała się i zaśmiała lekko, uśmiechając się charakterystycznie. Marco zmarszczył brwi zdezorientowany.

– Oh, Marco, spokojnie – podeszła do niego i położyła dłonie na ramionach chłopaka – To przecież Jackie z Janną! – Spojrzała w oczy swojemu przyjacielowi i uśmiechnęła się złośliwie – I tak wiem, że chodzi ci głównie o Jackie. Może się w końcu z nią umówisz - wyszeptała konspiracyjnie i mrugnęła do niego.

Marco odsunął się szybko od przyjaciółki i zaczerwienił gwałtownie.

– No właśnie! To Jackie! A co jeśli zrobię coś nie tak? – wyrzucił ręce w górę, kręcąc się po pokoju. Star widziała podenerwowanie Marco i uśmiechnęła się pocieszająco. Znała go od dawna i szybko stał się jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Dał jej to czego potrzebowała; dom i przyjaźń. Nie wiedziała czy chłopak był świadomy jak ważny jest dla tej księżniczki, ale ona zrobiłaby dla niego wszystko.

I ona to wiedziała.

Więc zawsze starała się pocieszać swojego przyjaciela i pomagać mu, gdy tego potrzebował. Dlatego też gdy Raphael i Angie zdecydowali się na wieczorny wypad za miasto, zaprosiła Jackie do domu Diaz'ów na oglądanie filmów z nadzieją, że pozwoli to zbliżyć się Marco do dziewczyny. Dziwnie się czuła, gdy planowała, że zostawi tę dwójkę samą i wymyśli wymówkę – Wypadła mi ważna sprawa w Mewni. No wiecie, sprawy księżniczki i takie tam. Bawcie się dobrze! – jednak czego nie robi się dla przyjaciela?

Wystąpił jeden mały problem, który sprawił, że plan Star mógł się nie spełnić. Jedno imię – Janna.

Janna Ordonia gdy tylko usłyszała, że jej przyjaciółka – jak lubiła siebie nazywać młoda księżniczka – zaprasza do siebie Jackie i zachęca ją znanymi wśród przyjaciół Diaza nachosami, natychmiast się wprosiła. Przecież nie mogła ominąć takiego żarcia! Wbrew pozorom Janna Ordonia lubiła Star i jej przyjaciela i pomimo pokazywanej maski obojętności lubiła też ich towarzystwo. Byli dla niej ciekawymi ludźmi i chcieli spędzać z nią czas w przeciwieństwie do innych, którzy widzieli w niej tylko świruskę. Dziewczyna doceniała uśmiech księżniczki i pomocną dłoń Pana Ostrożnego.

Star w pierwszej chwili szlag trafił. Towarzystwo tej szalonej dziewczyny nie przeszkadzało jej (w końcu ją uwielbiała), lecz w obliczu tak ważnego wydarzenia jak Noc Zeswatania Marco i Jackie, niszczyło jej to trochę plany. Pomimo tego Star Butterfly wiedziała, że się nie podda. Chciała szczęścia Marco jak niczego innego, więc jeśli miałaby zabrać Jannę ze sobą do Mewni lub gdzie tam się wybierze, zrobiłaby to. Kto wie? Może nawet by ta dziewczyna sprawiła, że księżniczka nie spędziła całego wieczoru na rozmyślaniu jak dobrze bawi się jej najlepszy przyjaciel.

– Ej, ej, Diaz! – krzyknęła do niego i zmusiła go do zatrzymania się w miejscu. – Dasz radę. Walczyłeś już tyloma potworami, że z jedną dziewczyną nie powinno być problemu – Uśmiechnęła się lekko i poprawiła mu jego roztrzepane włosy, które były w totalnym nieładzie przez jego chwilowy atak paniki – Wyobraź sobie, że to ja! Pamiętasz ile takich wieczorów spędziliśmy? – niechętnie odsunęła dłoń od ciemnych kosmyków.

To magia |svtfoe|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz