Rozdział 1, Przybycie

10 3 0
                                    

Ciemność... wszędzie... Czyjaś obecność... Kto to? Gdzie ja jestem? Ja przecież... JESTEM W NIEBIE!?

-Nie... - przerwał mi rozmyślanie przeraźliwy głos, jakby czytał mi w myślach.

-Emm... - drżałem ze strachu - To... gdzie ja jestem?

Usłyszałem szyderczy śmiech, ale żadnej odpowiedzi. Próbowałem zobaczyć tą postać... jednak niczego nie mogłem zobaczyć. Wszędzie była ciemność, a po ziemi snuła się szara mgła. Spróbowałem się ruszyć, ale bez skutku.

-Jesteś w piekle - odezwała się postać - Mów mi sensei, to ja cię uratowałem przed tym zapętlonym, różowym i fałszywym życiem.

-Jak to... uratowałeś? Że niby przed... niebem? - jąkałem się, te słowa i sposób w jakim mówiła istota, był przerażający. 

-Na ziemi wszyscy twierdzą, że niebo jest wspaniałe i tylko nieliczni się tam dostaną, jednak i tak tam wszyscy trafiają... po krótszym czy dłuższym czasie.

Przerwał, zastanawiało mnie o co chodziło z tym po krótszym czy dłuższym czasie.

-Czyli nawet... przestępcy tam trafiają?

-Tak, tylko muszą czekać wiekami, ale się dostają - odpowiedział sensei - Wiesz dlaczego ludzie wierzą w tego Buddę, Allacha czy tego bez imienia? 

-By mieć oparcie i liczyć, że zostaną zbawieni jeśli będą się modlić... - powiedziałem to, co mówił ksiądz na religii.

-Zbawienie powiadasz... Nikt nie zostanie zbawiony, tylko głupcy w to wierzą! A wiara, jest po to żeby uchronić ich przede mną i innymi demonami! Niebo jest tylko i wyłącznie po to żebyśmy głodowali! 

-Jak to... tylko po to? 

Nie rozumiałem co sensei mówi, to zaprzeczało wszystkiemu w co wierzył świat. Ja nie wierzyłem, w nic i nikogo. Bo czemu miałbym? Byłem ciężko chory i wiedziałem że żaden bogo-podobny stwór mnie nie uleczy. Po prostu czekałem aż moje życie się skończy. 

-Tak, tylko po to. Piekło i niebo od wielu lat toczą wojnę o dusze oraz prawo do nich.  Góra (niebo) zaczęła wojnę, oczerniając piekło - że tu trafiają najgorsi i nie można szczęśliwie żyć. Można być tu szczęśliwym, ale inaczej.

-Jak to... inaczej?

-Żyje zbyt długo by pamiętać.

Gdy to powiedział zacząłem zastanawiać się nad tym ile on już żyje. Moje istnienie ziemskie w porównaniu do jego jest jak sekunda, jak nic nieznacząca sekunda...

-Wstań! - powiedział to tak przeraźliwie że aż mnie zmroziło.

-Nie... co? - myślałem że nie wstanę jak poprzednio, ale udało się.

-Wyglądasz koszmarnie - odrzekł obojętnie

Nie mogłem się mu dziwić, umarłem w bandażach i ubraniach szpitalnych (miałem je też teraz na sobie). Po chwili na mnie pojawiły się nowe ubrania. Miałem na sobie koszulę w szarym odcieniu, niczym w stylu XIX wiecznym, skórzane czarne spodnie i białe kozaki z czarną podeszwą. Wszystko komponowało się z moją, wręcz białą skórą.

-Chodźmy.

-Gdzie? - dociekałem.

-Do pozostałych twych pobratymców...

Hell is HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz