11. Zakazane Usługi

804 81 68
                                    

Avery odwróciła głowę i zobaczyła ciemnowłosą dziewczynę, którą obserwowała podczas śniadania. Tę, do której chciała zagadać, jednak nie dała rady z powodu zbliżającej się pierwszej lekcji.

— Yyy... tak, jasne — Avy odsunęła się na bok, żeby zrobić miejsce dla nieznajomej.

— Dzięki — odpowiedziała tamta, spuściła głowę i szybko zaczęła wrzucać swoje rzeczy do szafki.

Nie powiedziała już nic więcej, dlatego Avery po chwili przerwy postanowiła jakoś kontynuować rozmowę. Nie znała jeszcze żadnego innego łowcy w swoim wieku, więc nie chciała stracić okazji zaprzyjaźnienia się z kimś, kto teoretycznie sam zainicjował kontakt.

— Jestem Avery McCoy — rzuciła, próbując przybrać jak najnaturalniejszy uśmiech.

Dziewczyna delikatnie uniosła głowę, jednak wciąż miała spuszczony wzrok.

— Ja... nazywam się Bambi Barone — powiedziała cicho, lekko drżącym głosem.

— Skąd pochodzisz? — spytała Avy z ciekawością powtarzając w myślach imię i nazwisko dziewczyny. Nigdy nie spotkała osoby nazwanej tak jak słynny, bajkowy jelonek, więc zastanawiała się, czy to kwestia kreatywności rodziców czy może pochodzenia. Szczególnie że mówiła z obcym dla Avery akcentem. Jak zresztą większość osób, które jak dotąd spotkała.

— To... ja... — Dziewczyna musiała wziąć głęboki oddech, zanim kontynuowała. — Mój tato pochodzi z Włoch, a moja mama z Japonii. Więc, tak jakby jestem z obu.

Avy pokiwała głową. Nie była przyzwyczajona do kierowania rozmową, więc odezwała się dopiero po dłuższej chwili, kiedy wymyśliła, jak kontynuować.

— Ja jestem z USA. Z Oregonu. I dowiedziałam się, o tym całym nadnaturalnym świecie stosunkowo niedawno. A jak było z tobą?

— Tak samo. To znaczy, nie pochodzę z USA. Ale rodzice też mi nie powiedzieli, póki nie skończyłam szkoły. I teraz jestem tutaj.

Uniosła wzrok, by po chwili szybko go spuścić.

Kilka sekund później zadzwonił dzwonek, więc obie skierowały się do sali gimnastycznej.

Wielkie pomieszczenie zostało dość dobrze wyposażone jak na salę gimnastyczną, jednak Avery szybko sobie przypomniała, że szkoła miała dostawać ogromne dotacje. Chociaż jej liceum w Greenbridge również było stosunkowo bogate, nie przyzwyczaiło jej do worków do boksowania zwisających z sufitu, bieżni treningowych czy kilkumetrowej ścianki wspinaczkowej. Zarazem brak okien i sztuczne, białe światło lamp wprowadzały ją w przytłaczający nastrój. Choć mogła to być również świadomość nadchodzącego wysiłku fizycznego.

Mężczyzna, który wcześniej skierował dziewczynę do szatni, krzyknął do zebranych, że mają ustawić się w rzędzie. Avery z ciekawością popatrzyła po innych uczniach. Wszyscy byli w podobnym wieku. Definitywnie przeważała płeć męska. Zmartwiło ją również, że większość osób miała wyraźnie zarysowane mięśnie, co oznaczało, że musieli być w miarę wysportowani. Bała się, że będzie odstawać od grupy.

Z walącym sercem przełknęła ślinę.

— Nazywam się Karl Schmidt i będę waszym trenerem przez następne trzy miesiące. Naszym celem będzie sprawdzenie waszych obecnych możliwości i w razie potrzeby doprowadzenie ich do poziomu, którego będziecie potrzebować na początku roku szkolnego. Mamy godzinę, więc zaczniemy od razu. Kto chce poprowadzić rozgrzewkę?

Jakiś chłopak podniósł rękę i już po kilku sekundach wszyscy rozpoczęli trucht, wypełniony przeróżnymi ćwiczeniami.

Po dziesięciominutowej rozgrzewce mieli dobrać się w pary i wykonać kilkanaście testów sprawnościowych, mierząc sobie nawzajem czas i zapisując wyniki na kartach rozdanych przez trenera.

Dzieci PełniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz