Rozdział 2

274 7 2
                                    


Kiedy otworzyłam oczy oślepił mnie blask słońca. Mrugnęłam kilka razy, próbując przypomnieć sobie co się wydarzyło. Okropnie bolała mnie głowa, a żołądek burczał z głodu. Uznałam, że warto będzie się podnieść, lecz mój ruch zatrzymały skrępowane ręce. Spojrzałam na metalowe kajdanki, przypięte do łóżka. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę co się wczoraj stało. Szarpnęłam rękami, próbując je zerwać, ale nic z tego. Leżałam w jasnym pokoju, który nawiasem mówiąc wyglądał dość normalnie.

- Dragon kurwa, rusz tu swój tyłek! - krzyknęłam. Zaczęłam nasłuchiwać kroków, niestety chyba nikogo nie było.

Westchnęłam cicho.

***

Amber

Obudził mnie straszny ból głowy. Przewróciłam się na drugi bok i jęknęłam głośno.

- Wstałaś? - usłyszałam głos Nancy, która wpadła do pokoju.

- Nie - wymamrotałam.

- To wstawaj. Jest problem - powiedziała. Nakryłam głowę kołdrą. - Amber mówię poważnie, Sara wniknęła.

Zmarszczyłam brwi i odkryłam kołdrę.

- Co?

- Wczoraj, poszłam zadzwonić po ubera, kiedy wróciłam, nie było jej - oznajmiła zmartwiona. - Tata zadzwonił rano do szkoły, zapytać czy może przypadkiem nie wróciła.

- Jak rozumiem nie wróciła? - zapytałam, a Nancy pokręciła głową. - Cholera.

- Dyrektor powiadomił policję. Będą tu za chwile, zbieraj się.

Niechętnie wstałam i udałam się do łazienki pokoju gościnnego. Wyglądałam katastrofalnie, więc szybko zabrałam się do pracy.

Niecałe pół godziny później pod posiadłość podjechał czarny chevrolet. Razem z Nancy czekałyśmy w salonie. Rodzice dziewczyny przywitali funkcjonariuszy i dyrektora placówki oraz jego żonę, a naszą wychowawczynię,  zapraszając ich do środka.

- Dzień dobry - Nancy wstała, ciągnąc mnie za sobą w górę. Miałam kaca i z pewnością dyrektor oraz policjanci to zauważyli. Ten pierwszy spojrzał na mnie karcąco. Trudno, nie po raz pierwszy.

- Dzień dobry dziewczynki - nasza wychowawczyni patrzyła na nas dobrotliwie, ze smutkiem w oczach.

- Każe zaparzyć herbatę - powiedziała mama przyjaciółki, znikając w korytarzu.

- W czym możemy pomóc? - zapytał jej ojciec. Siedział wyprostowany, w drogim garniturze, ale nie sprawiał wrażenia nieprzyjaznego. Był poważnym biznesmenem, umiał trzymać pozory. Nancy podejrzewała, że w niesmak była mu tu policja. Chodź lubił mnie i Sarę, nie przepadał za niespodziewanymi wizytami, zwłaszcza organów ścigania.

- Myślę, że w tym przypadku będziemy rozmawiać z pańską córką - odpowiedział jeden z agentów. - Nazywam się Jeremy Johnson, razem z moim partnerem, Kainem, będziemy starali się znaleźć waszą koleżankę.

- Postaramy się pomóc - oznajmiła Nancy.

- Amber, twoi rodzice wyrazili zgodę na rozmowę z policją, musze jednak być przy tym obecna - oznajmiła wychowawczyni.

- Nie mam nic do ukrycia - powiedziałam pewnie.

- Opowiedzcie co się wczoraj wydarzyło - poprosił Johnson. Nancy spojrzała na mnie.

- Sara miała wczoraj urodziny, więc chciałyśmy to jakoś uczcić. Państwo Williams zgodzili się nas przenocować, więc po tym jak nasza wychowawczyni - tu spojrzałam na żonę dyrektora - wyraziła zgodę, wyszłyśmy z akademika i poszłyśmy do klubu.

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz