Rozdział 4

2.4K 127 79
                                    

Gdy bije cię dwójka, jest duża szansa, że kopią cię na przemian. Jednak, gdy napada na ciebie piątka kopią siebie nawzajem, przy tym przeszkadzając sobie.

Po kilku ciosach, odpuścili i wyszli wszyscy oprócz czarnoskórego. Spojrzał na mnie, ukląkł przede mną i podniósł lekko moją głowę. Zsunął kaptur na ramiona i przyglądał mi się przez chwilę.

-Nikomu nie powiesz o naszym małym spotkaniu, prawda?

-Nigdy. - moje żebra bolały, więc wykrztusiłem tylko jedno słowo.
Odsunął się, wstał i przeszedł kilka kroków.

-Pedał. - kopnął mój lewy bok, a ja cicho jęknąłem z bólu. Wyszedł i zostawił mnie samego. Wstałem dopiero po jakiś 40 minutach z powodu bólu przez, który nie mogłem zrobić tego wcześniej. Otrzepałem się z kurzu i wyciągnąłem rękę po klamkę.

Postanowiłem pójść korytarzem, którym rzadko chodzono. Nie chciałem żeby ktoś zobaczył mnie w tym stanie, wywołałoby to tylko większą lawinę plotek. Powoli szedłem korytarzem, mój wzrok przykuła para nastolatków.

Zabini i pewnie jego nowa zabawka wpychali sobie języki do ust. Po chwili chłopak odsunął dziewczynę od siebie i powiedział coś bardzo cicho. Dziewczyna otworzyła i zamknęła usta parę razy, próbując coś powiedzieć. Rozpłakała się i uciekła. 

-Dziwka.

Ślizgon tylko oparł się o ścianę i zamknął oczy.

-Jeszcze ci mało? Dobrze wiem, że mnie słyszysz, więc jeśli nie chcesz kolejnych sińców lepiej spadaj.

-Co ja ci takiego zrobiłem? Ja już chyba zapomniałem, z jakiego powodu mnie dręczysz na każdym kroku. - podszedłem bliżej.

-Weasley, ja po prostu nie toleruje wyrzutków i tyle. Po za tym nie muszę się tłumaczyć pedałowi.

-Nie jestem gejem, za to ty jesteś zwykłym homofobem z kompleksami.

-Uważaj na słowa. - gdy skończył zdanie, krew napłynęła mi do ust. Kaszlnąłem parę razy i odwróciłem wzrok. Podczas tego całego zamieszania musiałem sobie przygryźć mocniej język.

-Kurwa... - westchnąłem.

-Zdychasz? Mam ci załatwić różową trumnę z napisem "jestem homo"?

-Skończyłem z tobą gadać. Jak na jeden dzień, to i tak już przekroczyłem limit rozmawiania z idiotami. - obróciłem się i zacząłem iść przed siebie. Wszystko widziałem podwójnie co utrudniało sprawę.

TIME SKIP

-Ron? Wstawaj. Dziś na śniadaniu mamy apel i dyrektor prosił, żebyś przyszli wcześniej. - obudził mnie łagodny głos.

Otworzyłem jedno oko i ujrzałem Nevilla.

-Czemu ze mną gadasz?

-Bo jesteś moim przyjacielem? Głupie pytanie, wstawaj. - powoli wygramoliłem się z łóżka i podszedłem do szafy.
Neville był jedynym, który mnie nie wyzywał i rozmawiał jak ze znajomym. Miło było mieć w kimś oparcie.

Na śniadaniu usiadłem jak najdalej od uczniów, ponieważ szepty na mój temat nie ucichły.

-Cisza! - krzyknął Dumbledore i sala zamilkła. - Chciałbym coś ogłosić. Organizujemy wycieczkę, mugole nazwaliby to kampingiem. Będziemy się uczyć w plenerze, zgodnie z naturą. Wyjazd nie jest obowiązkowy, zapisujemy się u nauczycieli. Ktoś ma jakieś pytanie? - odczekał chwilę. - Nie? To już koniec ogłoszeń. Miłego posiłku.

Zaczęły się podekscytowane rozmowy, śmiechy i zapisy. Ja siedziałem spokojnie na końcu stołu żując kanapkę. Postanowiłem, że nigdzie nie jadę, bo nie chciałem się pchać na siłę w centrum uwagi. Mój wzrok automatycznie powędrował na Harry'ego i Hermione.  Oni pojadą na pewno, zawsze lubili takie wypady.

Ludzie pchali się do wyjścia, aby napisać listy do rodziców z prośbą o pozwolenie na wyjazd. Poczułem zimne spojrzenie na plecach. Obróciłem się w stronę stołu Slytherinu, a moje oczy trafiły na spojrzenie Ślizgona. 

- Czemu nie wstajeNie jedzie? Jeśli, będę musiał zostać z nim przez cały ten czas, to idę zaraz bić się z niedźwiedziem. - mrugnął do mnie po czym uśmiechnął się. - Czemu życie jest takie niesprawiedliwe?

------------------------

Słowa: 579

| Nigdy | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz