Rozdział dodatkowy niemający związku z fabułą

53 7 0
                                    

*Z racji tego, że jutro są walentynki, a ja nienawidzę tego święta, to mam dla was specjal. Enjoy*

NA TEN ROZDZIAŁ POMYSŁ DAŁA MI MOJA PTZYJACIÓŁKA A JA CZĘŚCIOWO GO PRZEROBIŁAM


Ostatnim co pamiętał była cisza, która zapadła po przerwanym połączeniu. Cisza, która przyprawiła go o gęsią skórkę i dziwne wrażenie, że coś się właśnie skończyło. Coś nieodwracalnie dobiegło końca i nie ma już szansy na poprawę losu. Pamiętał, że stał z telefonem przy uchu, zupełnie niezdolny do poruszenia jakąkolwiek kończyną i zbyt przerażony, żeby zaczerpnąć oddech. Kiedy w końcu ciało dało mu znak, że dłużej nie wytrzyma bez powietrza, odetchnął głęboko i panicznie, po czym rozpłakał się. Jeszcze przed chwilą wszystko było w jak najlepszym porządku, dosłownie minutę temu. Tak niedawno...

Upadł na podłogę i szlochając histerycznie, czekał. Czekał na cud, na to, że jego telefon zadzwoni ponownie i Aesop, klnąc po niemiecku, powie, że jest już niedaleko i wszystko opowie mu w domu. Nic takiego jednak nie miało miejsca, panowała cisza. Zupełnie taka sama jak tutaj. W świecie, który był tylko zdjęciem, w świecie pozbawionym kolorów i martwym. Był jednak w stanie to znieść, bo on tu był. Nie ruchomy i martwo zimny, ale był. Nie leżał w zimnej trumnie dwa metry pod ziemią, jego ciało się nie rozkładało. Był tu z nim, cały i zdrowy; nawet się uśmiechał. Mógł przynajmniej dotknąć jego ciała, musnąć jego policzek swoimi ustami. Mógł udawać, że wszystko jest dobrze, że nie zauważa zimna i ptaków zastygłych w locie. Mógł być z nim przynajmniej w ten sposób...

Pierwszym co uderzyło go zaraz po przebudzeniu były rażące promienie Słońca,pod których wpływem zakrył twarz dłonią i skrzywił się lekko. Jego ręka jednak zaraz opadła, zupełnie bezsilna z powodu odrętwienia. Rozejrzał się nieprzytomnie, nie potrafiąc ustalić, gdzie się znajduje.

- Wszystko w porządku? - Odwrócił się w stronę głosu i wlepił nieprzytomne spojrzenie w jego właściciela, próbując zrozumieć jakim cudem ma teraz czelność śmiać się z niego, skoro dosłownie chwilę temu był martwy. Wydął usta i ostentacyjnym gestem odwrócił się w stronę przedniej szyby. Spojrzał na Słońce, które teraz świeciło prosto w szybę samochodu i powoli zaczął wracać do rzeczywistości. Było lato, oni byli na wycieczce po Europie, w Niemczech i jechali do Szwarcwaldu. Przejechał dłonią po twarzy i przeczesał swoje białe włosy.

- Długo spałem? - spytał, sięgając po wodę i starając się odsunąć od siebie pozostałości snu.

- Coś koło trzech godzin - odparł Aesop, patrząc na drogę i stukając palcami o kierownicę w rytm piosenki lecącej w radio. Joseph rozejrzał się i wyprostował zdrętwiałą rękę.

- Mówiłem coś przez sen? - spytał, biorąc łyk i dziękując, że nie są w Polsce i może się napić bez obaw, że się przy tym udławi.

- Prosiłeś, żeby to okazało się snem - odparł szaro włosy z nutą wyrzutu w głosie. - Mówiłem, żeby tam nie jechać, bo będziesz miał koszmary, ale nieeee, pan Desauliner wie lepiej.

- Ty też jesteś Desauliner, więc się nie odzywaj - odparł wyniośle i spojrzał na niego spod zmrużonych powiek. - Poza tym, to twoja wina, że byłeś martwy.

- To musiał być piękny sen - Aesop zerknął na niego i uśmiechnął się.

- Jeszcze raz tak powiesz, to będziesz spał na podłodze! - Rzucił w niego pustą butelką i krzyżując ręce, nadął policzki.

- Przepraszam - mruknął, zasłaniając się przed butelką i delikatnie dotykając jego ramienia. - Myślałem, że już przywykłeś do mojego poczucia humoru.

- Twoje poczucie humoru właśnie anulowało moją poranną propozycję. - Joseph zdobył się na najbardziej wyniosły i chłodny ton, jaki tylko mógł i z godnością spojrzał na autostradę.

- Nie.

- Tak.

- Nein, to nie fair - odparł i spojrzał na niego wzrokiem zbitego psa.

- Nie używaj przeciw mnie niemieckiego, bo naprawdę to zrobię - fuknął i udał, że nie widzi zwycięskiego uśmieszku na ustach męża.

List {the Letter} / Aesop Carl x Joseph DesaulnierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz