Rozdział drugi: Żółta linia

86 6 12
                                    

Wszyscy już się powoli zbierali oprócz nich, przez co ja musiałam marznąć na tym cholernym deszczu, jeszcze tego brakowało, deszczu, może jeszcze burza?

I jak na zawołania, zaczęło grzmieć. Ja się nie bałam, ale ona najwyraźniej tak, zaczęła się trząść niczym moja ulubiona galaretka. Patrzałam na nią ze znacznej odległości, obserwowałam jej ruchy ciała, z nudów... Tak, z nudów.

W moją stronę ruszyła mama, stanęła obok mnie plecami do Camili.

- Daj jej kurtkę i zabierz ją do auta, ja pożegnam wszystkich. Bez gadania - burkneła na mnie zła, jakby widziałam, że mi to nie na rękę. Ciekawe czemu? Może dlatego, że już nie raz mówiłam jak bardzo jej nienawidzę? Hmm... Chyba tak.

Zrobiłam to co prosiła, ruszyłam w stronę galaretki, stanęłam obok i zarzuciłam na nią swoją kurtkę. Nie ruszyła się nawet na moment gdy to zrobiłam i widziałam, że tak łatwo jej stąd nie zabiorę. Myślałam przez chwilę co mogę zrobić i wpadłam na genialny, jak dla mnie, pomysł.

- Burza jest coraz bliżej... Pewnie walnie gdzieś tutaj... Dużo tu drzew... A my stoimy akurat pod jednym z nich... A ludzie tego raczej nie przeżyją - uśmiechnęłam się na swoją wypowiedź, to ją na pewno wystraszy.

Byłam dumna ze swojego pomysłu do kiedy ona się nie odezwała.

- Nawet gdyby uderzyło tutaj, to ty byś zginęła pierwsza... Piekło na ciebie już czeka.

Przez chwilę stałam jak wryta i nie widziałam co powiedzieć, pyskata smarkula.

- Gdyby tak było to twój stary by żył - powiedziałam bez zastanowienia i widziałam, że piekło to ja będę miała z mamą gdy się dowie. - Przepraszam... - szybko dodałam.

Cisza, zupełnie cisza, nawet dla mnie już deszcz przestał mieć jakikolwiek dźwięk.

- Ja...

- Przestań - warknęła i odeszła ode mnie, idąc w stronę auta. - Złego diabli nie biorą, a szkoda.

Było mi jednocześnie głupio, źle, byłam wkurza na jej słowa, ale i tak szybko za nią poszłam.

Jechaliśmy już do domu, siedząc obok siebie w aucie. Tylko gdzie ona się ma niby podziać? Bałam się o to zapytać żeby nie było krzyku, ale gryzło mnie to strasznie.

Założyłam słuchawki, odpaliłam pierwszą lepszą piosenkę i zasnęłam z głową na szybie.

Szybko dojechałyśmy do domu i tak samo szybko musiałam zostać znowu sama z Nią.

- Niedługo wrócę, a ty pokażesz Camili gdzie ma spać i masz jej oddać łóżko, nie będzie przecież spała na tej okropnej kanapie. Wyjmiesz jej rzeczy z bagażnika, dasz w środku czyste ciuchy i ręczniki... Aa! I jeszcze zarobisz jej coś do jedzenia - usłyszałam wszystkie polecenia, więc wyjęłam jej torbę, a później pisk opon z podjazdu. Miejmy nadzieję, że to tylko na chwilę.

- Tędy.

Wskazałam palcem drogę do domu i obie poszłyśmy w jego stronę, z tym, że ja musiałam się tam wspinać z wielką, ciężką walizką, chyba są tam cegłówki żeby mnie zabić. Otworzyłam drzwi od domu i weszłam jako pierwsza, kierując się od razu do góry zanieść rzeczy do pokoju. Ona poszła za mną, zamykając za sobą drzwi.

- Ty śpisz tu - wskazałam na łóżko. - A to twoja połowa - tym razem wskazałam na żółtą linie. Już wcześniej się przygotowałam w razie czego.

New Sister?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz