Rozdział Drugi

157 15 0
                                    

Ciężko uwierzyć, że minęły już dwa lata mojego pobytu w Hogwarcie. Teraz siedziałam z Luną na kanapie w spólnym pokoju Krukonów i głaskałam ją po głowie.

- Luna. Już dobrze...

Co prawda, nie umiem pocieszać ludzi. Robiłam jednak wszystko co w mojej mocy!

- To był głupek, skarbie...

Sytuacja wygląda tak: w Hogwarcie ludzie zaczynają nazywać moją Lunę Pomyluną. Dzisiaj nazwał ją tak Puchon, który od dawna jej się podobał. Dziewczyna totalnie się załamała, a ja, zanim się zorientowałam, zostałam przenośną chusteczką.

Teraz także płakała mi w koszulkę.

- Wiesz, powiedziałabym, że potraktowałabym go Riktusemprą, gdybym tylko wiedziała, jak się ją rzuca...

Luna się uśmiechnęła.

- No, a teraz już o nim zapomnij, bo gnębiwtryski cię zjedzą.

- Gnębiwtryski nie jedzą ludzi! - Luna zaprotestowała gwałtownie.

Wybuchnęłam szczerym śmiechem.

Potem jakoś udało mi się ją uspokoić. Szczerze nie cierpiałam ludzi, którzy oceniali innych po pozorach. Jeśli ten chłopak naprawdę jest taki głupi, to on traci! Luna to wspaniała dziewczyna i zasługuje na kogoś lepszego.

Odsunęłam się trochę od Luny i wzięłam do ręki książki. Ledwo zaczął się rok szkolny, a ja już nieźle zalegam z zadaniami domowymi.

Wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam ćwiczyć na różnych przedmiotach w pokoju. Co chwila mruczałam pod nosem "Accio", a potem jeszcze "Reparo", ale oba dawały tak samo mizerne skutki. Chociaż byłam prawie pewna, że ta mucha ruszyła się tylko i wyłącznie dzięki mojemu Accio.

Po godzinie dałam sobie spokój z zaklęciami i wzięłam się za eliksiry. W międzyczasie Luna się ulotniła. Chyba nie miała ochoty słuchać moich... daremnych starań. W tej chwili na całe szczęście wszedł Dylan.

- Do czego służy skórka Boomslanga? Do jakich eliksirów się ją dodaje? - zapytałam natychmiast.

Przyszykowałam już pergamin (całe dwie stopy!) i trzymałam pióro w pogotowiu.

Dylan tylko westchnął i spojrzał na mnie z politowaniem.

- Jeśli tego nie napiszę, dostanę kolejne T... - (tu spojrzałam na niego jak najsmutniejsza i najbardziej zrozpaczona osoba na świecie).

Dramatycznym gestem przyłożył sobie rękę do czoła i stanął koło mnie.

- Chodźmy do biblioteki. Tylko tam uda ci się wypocić coś znośnego.

Uśmiechnęłam się promiennie i zeskoczyłam z sofy.

***

Siedzę już dwie godziny w tej cholernej bibliotece i jedyne co zrozumiałam to, że eliksiry są głupie. Skończyło się na tym, że załamany Dylan podyktował mi tekst wypracowania po czym wyzionął ducha na stoliku. Wyglądał tak źle, że poczułam się winna.

Zmarszczyłam brwi.

- Dyl, chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robisz - zamilkłam i zaczęłam intensywnie myśleć. Znowu.

- Wiem! Przyjdę dzisiaj na twoje eliminacje do drużyny quidditcha! Co prawda, miejsce masz już zagwarantowane, ale na pewno będzie ci miło, gdy ktoś przyjdzie!

- Sui, nie musisz...

- Przysięgam, wyczerpałam na dzisiaj swój limit na kłopoty! Jak bum-cyk-cyk!

Hogwart [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz