Ruth Windsor utkwiła pusty wzrok w podłodze wyłożonej białymi kafelkami. Jej świadomość balansowała gdzieś pomiędzy znajdowaniem się w gabinecie, a bliżej nieokreśloną przestrzenią. Bywały momenty w których traciła kontakt z rzeczywistością na tyle mocno, że przestawała myśleć o sobie jak o człowieku, a jakimś niematerialnym bycie, choć trudno było jej zdecydować czy jest to jeden z objawów do których powinna była przywyknąć, czy może po prostu wypiła zbyt dużo czerwonego wina.
—Jak się dziś czujesz?— Głos kobiety w średnim wieku odbił się od ścian pomalowanych białą farbą. Pomieszczenie oświetlane jedynie przez dwie lampy jarzeniowe zawieszone na wysokim, równie białym suficie wydawało się wyjątkowo puste i przerażające.
— Myślałam o przedawkowaniu. Całkiem niedawno, może kilka godzin temu— Wyznała Ruth. Nie załamał jej się głos, zmarszczyła jedynie brwi w wyrazie głębokiego zastanowienia, jak by chcąc przypomnieć sobie ostatnich kilka godzin w ciągu których lawirowała pomiędzy marazmem a nieprawdopodobną wściekłością.
— Jeśli takie myśli się nasilą, proszę przemyśleć pobyt w szpitalu— łagodnie zaproponowała Psychiatra, zapisując coś w karcie kobiety.
— Nie rozumiem czemu tak bardzo chcecie utrzymać mnie przy życiu— wycedziła, opierając plecy o oparcie wyjątkowo niewygodnego krzesła. Czarnowłosa czuła, że jej śmierć jest korzystna nie tylko dla niej samej. Próbowała popełnić samobójstwo, przedawkowując leki nasenne, jednak z nieznanego jej powodu obudziła się, następnego dnia, jak gdyby w jej organizmie nigdy nie znalazła się śmiertelna dawka psychotropów.
Bethany Spencer również oparła swoje zmęczone plecy o oparcie fotela, patrząc na Windsor z dozą zmęczenia w szarych oczach.
— Ponieważ nie jesteś beznadziejnym przypadkiem.
— Bzdura— jej usta wykrzywiły się w zmanierowanym uśmiechu.
Beth nawet jako doświadczony psychiatra zaglądając w kartę dwudziestopięciolatki, odczuwała nieporównywalny do niczego niepokój. Naturalnie jako wykwalifikowany specjalista nie dała tego po sobie poznać, jednak Ruth była zaburzona na tak wiele sposobów, że jej własna terapeutka bała się sięgać głębiej w obawie, że zamiast dna dotknie czegoś na co sama Ruth nie była gotowa.
Windsor z pewnością uważana była za piękną. Jej mlecznobiała skóra zdawała się świecić, wyjątkowo chłodnym i przejmującym blaskiem porównywalnym do porcelany, przez którą przenikały promienie słońca. Spierzchnięte usta, które zazwyczaj pokrywała szkarłatną szminką, tkwiły w hipnotyzującym pół-uśmiechu, który maskował tak wiele, że sama Ruth po dłuższej chwili wpatrywania się w lustro zapominała, że istnieje gdzieś tam w środku pod marmurową skorupą. Jej szkliste oczy otoczone długimi, czarnymi rzęsami spoglądały obojętnie na otaczający ją świat. Cały jej obraz przypominał raczej przerażającą zjawę aniżeli człowieka.
W wieku czternastu lat zdiagnozowano u niej narcystyczne zaburzenie osobowości. Ruth była piękna i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jednak jej wybujałe ego maskowało tak wiele pęknięć i rys na jej jaźni, że sama z czasem przestała je dostrzegać. Stały się one jednym, z jej nieodłącznych elementów. Wiadomo było doświadczonej psychiatrze, w jakich warunkach została wychowana, a raczej jak jej rodzice wyhodowali Ruth niczym krzak róż, który zaczął gnić szybciej niż mogli by się tego spodziewać. Jakiś czas później obok jej nazwiska w dokumentacji figurowała socjopatia, na którą została skazana w momencie zamknięcia jej całkowicie w złotej klatce. Jej matka nie chciała by takie dziecko jak ona przebywało w zwykłej szkole, nawet edukacja prywatna wydawała się Charlotte nieodpowiednia, dlatego Ruth uczyła się w domu. Odcięta od świata i ludzi, żyjąc codziennie tym sam rytmem dnia zachorowała na depresję, która pociągnęła za sobą samookaleczenia i próby samobójcze. Nie miała przyjaciół, bo gdzie miała by ich poznać? Zamknięta we własnych czterech ścianach wyrosła na kobietę pełną lęku maskowanego wyniosłością. Kochała patrzeć jak krew spływa z jej skóry bywało, że tylko wtedy czuła się żywa i prawdziwa jak gdyby substancja płynąca w jej żyłach, była jedynym dowodem na jej jestestwo.
Nie była otoczona prawdziwą miłością, a jedynie czymś na jej wzór. Matka niemal brzydziła się jej małych, lepkich, dziecięcych dłoni, którymi dziewczynka próbowała łapać kosmyki jej włosów gdy ta brała ją w swoje ramiona. Gdyby czarnowłosa była normalną nastolatką, zapewne uciekała by z domu usiłując walczyć o uwagę i pomoc, jednak zawsze chciała być wyżej. Zamykała się we własnym pokoju nie jedząc ani nie pijąc całymi dniami rozkoszując się błaganiami o to, by wyszła. Już jako dziecko, opanowała sztukę manipulacji do zatrważającej perfekcji. Charlotte myślała nad ofiarowaniem Ruth zwierzęcia w nadziei, że złagodzi to jej socjopatyczne skłonności, jednak nie miała wystarczająco odwagi by powierzyć jej żywe stworzenie.
Ruth była naprawdę inteligentna. Już jako dziecko nauczyła się szybko czytać i pisać, a z braku innych zajęć tonęła w książkach. Dzięki dobrym wynikom w nauce udało jej dostać się na studia medyczne. Chciała pracować jako kardiolog i mimo, że jej rodzice nie znali powodu wybrania przez nią tej drogibnigdy nie pytali. Niewidzialny ciężar spadł z ich barków gdy córka opuściła próg rodzinnego domu. W Charlotte wyrosła nadzieja, że Ruth uspołeczni się w Collage'u jednak po czterech latach wypisała się ze studiów, wracając do domu i ponownie zamykając się we własnym pokoju. Jedynym śladem świadczącym o jej kontakcie z innymi, był Victor Lowell. Zatrudniła go w ogromnej willi rodziców, był kimś w rodzaju jej ochroniarza, któremu ufała bardziej niż komukolwiek innemu. Z pewnością jednak nie byli w relacji, którą można by nazwać zdrową. Ruth ofiarowała mu pracę z litości, dało jej to kolejny raz poczucie wyższości, którego tak bardzo potrzebowała, aby przetrwać.
Była dzieckiem które w momencie przyjścia na świat, ściągnęło na siebie rozpacz i na jej nieszczęście, była tego całkowicie świadoma.
Wyszła z gabinetu, po krótkim pożegnaniu wsłuchując się w stukot słupków swoich wysokich, niebotycznie drogich butów. Przy drzwiach, zauważyła śmietnik. Wyciągnęła z torebki tekturowe pudełko i wyrzuciła je płynnym ruchem. Londyńskie niebo jak zwykle przykryte było szarymi chmurami zwiastującymi deszcz. Ruth odetchnęła głęboko ciężkim, wilgotnym powietrzem i weszła do samochodu, za którego kierownicą jak zwykle siedział Victor. Spojrzał na nią przez ramię pytającym wzrokiem. Jej otępiałe oczy nie wyrażały nic, co mógł by odczytać.
— Jedź na cmentarz— odezwała się do mężczyzny pierwszy raz tego dnia, Było to na tyle niepokojące z jego perspektywy, że poczuł jak po jego plecach przechodzi nieprzyjemny, chłodny dreszcz.
Brama tego dnia wyglądała o wiele bardziej złowieszczo, co być może spowodowane było pogodą. Ruth bez słowa sama otworzyła drzwi samochodu, nie czekając aż mężczyzna zrobi to za nią. Vic podążył za Windsor, co spowodowane było zwyczajną, ludzką ciekawością. Gdy pomiędzy kamiennymi płytami ścieżka dobiegła końca, obcasy butów ciemnowłosej kobiety zagłębiły się w wilgotnej ziemi. Przystanęła, mrużąc oczy.
Tu leży ciało
Esme Windsor
Urodzonej 13 Listopada 1996 roku
Zmarłej 23 Marca 2001 roku
CZYTASZ
𝐊𝐈𝐋𝐋𝐄𝐑 𝐐𝐔𝐄𝐄𝐍
Misterio / Suspenso✦Windsor z pewnością uważana była za piękną. Jej mlecznobiała skóra zdawała się świecić, wyjątkowo chłodnym i przejmującym blaskiem, porównywalnym do porcelany, przez którą przenikały promienie słońca. Spierzchnięte usta, które zazwyczaj pokrywała s...