15

119 14 1
                                    


Piątek po południu, Louis wpadł do domu tylko odłożyć plecak. Dzisiaj miał wybrać się z Harry'm do domku jego rodziców. Nie wiedział, o której dokładnie Harry miał się zjawić. Zaczął szukać telefonu, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Serce zabiło mu szybciej. Teraz ojciec na pewno go zabije.

Był tylko z Zayn'em, widział się z Harry'm. Był tylko w klasach, na stołówce i w łazience. Nigdzie więcej. Musiał mu gdzieś po prostu wypaść. Usiadł na łóżku i westchnął. Trudno. Zgubił, to zgubił.

Usłyszał dzwonek do drzwi. Zszedł na dół i przez wizjer zobaczył, że przyszedł Harry. Wpuścił go do środka i się przytulił.

— Woah, co to za miłe powitanie? Jak warga?

Wzruszył ramionami.

— Nie jest najgorszej. Chcesz się zapić? Ojca nie ma, więc pewnie nie będzie go przez weekend. Możemy jechać. Tylko muszę spakować coś na przebranie.

— Ty leć się spakować, a ja zrobię nam herbaty.

Kiwnął głową i zostawił Harry'ego samego. Zastanawiał się, jakie miał szczęście, że spotkał Styles'a. Mógł wyrwać się z domu, chociażby na parę chwil, poczuć się inaczej; to było cudowne. Czuł, jak bardzo uzależnił się od towarzystwa Harry'ego i wszystkiego, co się z tym wiązało.

Killer song → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz