Po raz kolejny przekroczył znajome progi Tarasly'an Te'las. Przemarzł w drodze, ranek był bardzo zimny. Wiedział jednak, że za bramą za sprawą tlącej się wciąż wśród starożytnych fundamentów magii, na dziedzińcu powita go ciepłe wiosenne słońce i pogoda zupełnie odmienna od mrozu i zamieci towarzyszących mu w drodze do górskiej fortecy.I tak w istocie było. Poczuł ogromną ulgę, że w końcu po wielu miesiącach odważył się wrócić. Zobaczyć i doświadczyć tego, za czym tak tęsknił i czego pragnął. Bez względu na cenę.
Przywitał go znajomy kupiecki gwar i szczęk oręża. Na dolnym dziedzińcu rekruci z zacięciem ćwiczyli się w walce wręcz. Przy stodole, dłubiąc w drewnie siedział Blackwall. Skinął mu głowę w niemym powitaniu.
Zdziwił się lekko, ale szedł dalej. Blackwall zawsze był enigmatycznym milczkiem i mrukiem.
Potem, na górnym dziedzińcu wpadła na niego Sera, dosłownie. Szła przed siebie z odwróconą głową krzycząc coś do siedzącego na dachu karczmy i popijającego samogon, Bulla. Wpadła i zamarła z przeprosinami na ustach.
- Milo cię widzieć - przerwał milczenie.
- Pfff!! Stary elfi pryk- skrzywiła się łotrzyca - Leliana będzie zachwycona mogąc się popastwić nad tobą - dorzuciła z nieukrywaną radością.
- Gdzie jest Lavellan? - zapytał bez ogródek.
Elfka wyruszyła ramionami.
- W rotundzie, oczywiście. -
Najwyraźniej nie potrafił ukryć zdziwienia, bo dziewczyna dodała ze złośliwą satysfakcją w głosie: - nic się nie zmieniło od twojego zniknięcia. Prawie.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę karczmy krzycząc do Bulla, żeby wołał wszystkich.
Rozejrzał się. Ruch i tumult był większy niż zwykle. Wśród spacerujących po dziedzińcu dostrzegł gości w barwach i z herbemi Fereldenu i Orlais. Służba uwijała się jak w ukropie, a z zamkowej kuchni dobiegły go pokrzykiwania zdenerwowanego kucharza.
Skierował się do głównego wejścia. Wszedł do budynku nie niepokojony. Minął bez słowa Varrica, który zdjęty zdziwieniem zamarł w bezruchu, chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedząc, co powiedzieć.
Szybko, nie mogąc się doczekać przeszedł krótkim korytarzem dzielącym główny hol od rotundy.
Siedziała przy jego biurku. Dorian stał obok dyktując jej coś w tevene i kontrolując, co pisze. Podszedł bliżej.
- Aneth ara ma venan.
Wstała uśmiechając się z zaskoczeniem, ale i radością w oczach
- Solas? Andaran atish' an.
Cmokneła go policzek, a właściwie powietrze nad jego uchem w przyjacielskim powitaniu. Zdziwiło go tak formalne, ale i zaskakująco miłe przywitanie.
- Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tak czułe powitanie, ale mnie też miło cię widzieć, po mimo, że opuściłeś nas tak bez słowa. Wzięła go pod rękę szczebiocząc jednocześnie do Doriana. - Zawiadom proszę Lelianę, że naszą zguba się znalazła i że nie życzę sobie żadnych przesłuchań. Nie tylko w ten wyjątkowy dzień, nie życzę sobie w ogóle.
- O nie! Nigdzie nie idę! - zaprotestował stanowczo Vint. - Nie wybaczyłbym sobie nigdy, gdybym to przegapił. Varric - zwrócił się do stojącego w progu krasnoluda - ty to zrób!
- Co? Nie kpij! - łotrzyk odzyskał głos - Mam stracić temat do książki?!
- Zostaniesz na przyjęciu. Prawda? - Lavellan patrzyła wyczekująco. To dla mnie ważne. Zawsze byłeś dla mnie najlepszym przyjacielem, nie możesz tego przegapić. Proszę.
Do rotundy wszedł Hawke. Skierował się w ich stronę.
Oszalałem, pomyślał elf. Spojrzał pytająco na Doriana. Magik uśmiechał się szeroko, podejrzenie szczęśliwy i zadowolony. Skierował wzrok na Varrica, ten wzruszył ramionami. Lavellan wysuwając się z pod jego ramienia podeszła do Hawka
- Jesteś, kochany - wspięła się na palce i pocałowała czule bohatera z Kirkwall. Zobacz, kto wrócił i będzie świętował z nami. Pamiętasz Solasa, prawda? - Uśmiechnęła się promiennie do Hawka, który potaknął i ukłonił się, a ona ponownie odwróciła do elfa.
- Pobieramy się dziś. Wieczorem będzie uczta. Przylgnęła szczęśliwa do wybranka, który próbował jej wytłumaczyć, że nauka tevinterskiego może poczekać, a ostatnie poprawki krawieckie, nie.
Solas oparł się o biurko oniemiały. Patrzył jak jego promienna venan z miłością w oczach patrzy na Hawka, a ten całuje ją w czoło. Z jaką radością czekają na ślub. To sen. Sen, powtarzał niedorzecznie w myślach, ale jawa nie przychodziła. .
- Chodź - Varric objął go ramieniem i wyprowadził z rotundy - Wyciszył ją na ciebie. Młody. Zabrał jej wszystkie wspomnienia o waszym związku i emocje jakie im towarzyszyły. Musiał. Cierpiała bardzo. Odmawiała posiłków. Czekała i niknęła w oczach. Cole razem z nią. Prawdę mówiąc nie tylko Duch Współczucia cierpiał. Wszyscy jej współczuliśmy. Najpierw nie chciała słyszeć o propozycji Cola, a potem przez wzgląd na nas, organizację i przede wszystkim ciebie, zdecydowała się na zapomnienie. A w chwilę potem wrócił Hawke. On nie wie, że zdobył ją dzięki Młodemu, i niech tak zostanie. Zawsze go lubiła, bez wspomnień i miłości do ciebie, pokochała. Będzie najlepiej, jak odejdziesz stąd, przyjacielu.
Odszedł więc. Minął Blackwalla, kończącego prezent dla młodych, brodacz uśmiechnął się ze współczuciem i kiwnął głową w pożegnalnym geście.
Minął bramę i... otworzył oczy. Budził się czując jak ból i panika, które niemal złamały mu serce, zmieniają się w ulgę.
CZYTASZ
Dragon Age Drabble. Inkwizycja
FanfictionMiniaturki i nie tylko. Nielinearne. W zasadzie nie takie znowu drabble, bo będę tu zamieszczać i dłuższe formy. Wszystko co mi się ulęgnie w temacie sovellan.