Stałyśmy z Rosalie na ganku wraz z całym naszym dobytkiem u stóp, gdy Ronald wjechał na podjazd, wyrzucając żwir spod opon. Draco mruknął pod nosem coś niecenzuralnego. Miałam tylko nadzieję, że Rosalie tego nie usłyszała. Stwierdziłam, że nie ma sensu go besztać, biorąc po uwagę okoliczności. Cała ta sytuacja była dla niego naprawdę trudna, nie mówiąc już o tym, że Ronald rzeczywiście zasługiwał na określenie, którego użył Draco.
Kiedy Ronald zatrąbił dwa razy w krótkich odstępach, spojrzałam na ojca. Jego nozdrza falowały, rozszerzając się i zwężając niczym skrzydła myśliwca. Po chwili doskoczył do samochodu z zaciśniętymi pięściami, najwyraźniej nie szczędząc Ronaldowi ostrych słów, gdy też otworzył szeroko oczy, zaczerwienił się i przeprosił za swoje zachowanie. Następnie wysiadł szybko z samochodu i skierował się w stronę ganku.
Draco wraz z ojcem i Ronaldem pakowali nasze rzeczy do bagażnika, a moja mama, Rosalie i ja przyglądałyśmy się temu w milczeniu. Wiedziałam, że mamie jest równie smutno jak nam wszystkim, lecz nie dała tego po sobie poznać, pozostając niewzruszona, podobnie jak tamtego dnia, gdy przekroczyłam próg domu po kilkuletniej nieobecności.
Draco natomiast stanowił jej przeciwieństwo. Z jego ust co chwila, gdy znosił nasze walizki, wyrywało się głośne westchnienie. Zdawałam sobie sprawę, że że wszelką cenę próbuje zapanować nad emocjami. I udało mu się, na szczęście.
Moja mama przytuliła mnie do siebie tak mocno, że aż nie mogłam złapać tchu. W końcu uwolniła mnie z objęć.
- Hermiono Jean Granger - odezwała się po chwili. - Kocham cię.
- Wiem, mamo. Ja też cię kocham. Opiekuj się tatą, dobrze?
- A mam jakiś wybór? - Na jej bladych ustach zagościł lekki uśmiech.
Czekając, aż nasze drobiazgi, poduszki, pościel oraz pluszaki trafią do bagażnika, zerknęłam na Rosalie. Przyglądała się, jak jej tata współdziała z dwoma innymi ważnymi dla jej mężczyznami. Jakże inaczej mogłaby wyglądać ta scena, gdybym nie stała teraz przy jej boku. Odwróciła się i posłała mi radosny uśmiech, kołysząc się na piętach. Wyglądała na podekscytowaną i przejętą, nie było w tym jednak żadnego lęku.
Ronald zamknął bagażnik i chciał już usiąść za kierownicą, lecz ojciec kiwnął surowo w stronę ganku. Ronald spojrzał na niego, spuścił głowę i dołączył do nas. Staliśmy wszyscy w milczeniu, zerkając po sobie niczym grupa nastolatków na początku dyskoteki, czekająca aż ktoś zrobi pierwszy ruch.
- A gdzie Lavender? - zapytała moja mama.
Ronald puścił oko do Rosalie, na co ona odpowiedziała chichotem, jakby było w tym coś przezabawnego.
- W domu, dopieszcza pokój dziewczyn. Szkoda, że nie widzieliście, jak to przeżywa. Od kilku dni maluje, sprząta i wciąż coś poprawia.
- Nazywają to syndromem gniazda - wyjaśniłam.
Ronald rzucił mi obojętne spojrzenie, dając do zrozumienia, że nie obchodzi go, jak to zwą.
- Masz dobrą żonę - zaznaczyła moja mama i z Ronalda przeniosła wzrok na mnie. - Prawda, Hermiona?
Gdybym usłyszała to od innej osoby, natychmiast posłała bym jej ciętą ripostę, wiedziałam jednak, co ma na myśli moja mama. W charakterystyczny dla siebie sposób przypomniała mi, jaką misję mam do spełnienia.
- Tak, jest lepsza, niż zasługujesz - odparłam żartobliwym tonem, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. I wszyscy zdawali sobie sprawę, że to prawda. Mam nadzieję, że również Ronald.
CZYTASZ
,,Nigdy nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać" || Dramione
Short StoryOpowiadanie ma na celu przypomnieć czytelnikom, że warto żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim dniem życia *** Kiedy Hermiona Granger wyjeżdżała ze swojego rodzinnego domu, samotna i z nowym...