1. Przedział i przydział

223 32 20
                                    

Marietta czuła, że się trzęsie. Nie była jednak pewna, czy ze zdenerwowania, czy ekscytacji. Lada chwila miała wsiąść do Expressu Hogwart i wyruszyć do słynnej szkoły czarodziejów. Nie mogła się też doczekać przydziału. Stała więc w obłokach pary zaciskając drżącą dłoń na rączce kufra oraz świecącymi oczami wpatrując się w czerwoną lokomotywę.

Jej ojciec zakończył kurtuazyjną rozmowę ze starą koleżanką z klasy, podszedł do córki i położył jej dłoń na ramieniu. Po nim Marietta miała duże, oliwkowe oczy oraz gęste, brązowe włosy, które opadały jej delikatnymi falami na ramiona. Była śliczną dziewczynką i na pewno wyrośnie na piękną kobietę. Pogłaskał ją po włosach. Lata w Hogwarcie były jednym z najlepszych okresów jego życia, ale wiązały się z byciem z dala od domu, co znaczyło, że ominie go wiele ważnych wydarzeń w życiu córki. No i nawet nie chciał myśleć o tych wszystkich chłopcach, którzy mogą się zainteresować jego małą dziewczynką.

„Tyle dobrze, że Marie woli się przyjaźnić z dziewczynkami" – pomyślał, gdy ostatni raz uścisnął córkę.

- Jeśli cokolwiek złego się będzie dziać od razu pisz. Chcę dostawać przynajmniej jeden raport w miesiącu. Bądź grzeczna i uprzejma wobec nauczycieli. Zdobywaj dobre oceny i nie pakuj się w kłopoty!

- Tak, tato, spokojnie. Będę wzorową uczennicą, obiecuję! – cmoknęła ojca w policzek, wbiegła do wagonu i pomachała mu z korytarza.

William Rivera uśmiechnął się kpiąco pod nosem i również pomachał córce. Znał ją, była bystra i sympatyczna, ale daleko było jej do „wzorowej uczennicy".

Z tą myślą stał na peronie patrząc jak Express Hogwart odjeżdża z jego pierworodną na pokładzie.

***

Dobry nastrój Marietty ulotnił się, gdy tylko zaczęła szukać przedziału. Wszyscy jej znajomi byli albo starsi – więc siedzieli teraz ze swoimi kolegami i koleżankami z roku, albo młodsi – więc nawet nie było ich w pociągu. Co oznaczało, że stała na środku korytarza, z wielkim kufrem, sową w klatce i brakiem jakiegokolwiek pomysłu, co ze sobą zrobić.

Zaczęła targać bagaże zaglądając do mijanych przedziałów szukając pustego. Niestety, każdy był zajęty przez grupę znajomych bądź samotnego ucznia starszej klasy. Wolała się jednak nie dołączać do kogoś, kto nie był pierwszoroczniakiem. Jeśli by się z kimś takim zaprzyjaźniła nie miałaby z kim siedzieć na łódce. Poza tym starsi trzymali się ze starszymi, a ona wolała być częścią grupy, nie wlokącym się za nią ogonem.

Kiedy żołądek już zdążył zawiązać się Mariettcie w supeł, a głowę wypełniły straszne wizje podróży spędzonej na stojąco oraz spędzenia wszystkich lekcji samotnie w ławce, omal nie wpadła na jakąś dziewczynkę. Mignęły tylko zielone gniewne oczy, padło burkliwe „przepraszam" i najprawdopodobniej jej rówieśniczka już szła na tyły pociągu dumnym, obrażonym krokiem śledzona przez bladego chłopaka z przetłuszczonymi, czarnymi włosami.

- Do zobaczenia, Smarkerusie! – wykrzyknął ktoś z przedziału, z którego wyszła ta dziwna para.

- A tym co? – zapytała głośno Marietta.

Pytanie nie było skierowane do nikogo konkretnego, ale odpowiedział jej chłopięcy głos.

- Brudas uważa się za mądralę.

W przedziale siedział chłopak o przydługich, czarnych włosach i ładnej twarzy. Uśmiechał się szeroko, z lekka złośliwie, i patrzył się na nią szarymi oczami.

Marietta zobaczyła w tych oczach coś, co sprawiło, że bez chwili zawahania spytała:

- Mogę się przysiąść?

Pani WibrysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz