Jak znalazłam się w Baśnioborze?

256 14 7
                                    

24 lipca był zwyczajnym, upalnym dniem w stanie Connecticut, w mieście Waterbury. Zamierzałam wyjść dziś do klubu razem z moimi najlepszymi przyjaciółmi, czyli Taylor, Viktorią oraz Lucasem. Byłą dziś sobota, więc wszyscy mieliśmy wolne. Liczyłam, że nie będzie tam dziś zbyt dużo ludzi, choć moja nadzieja była pewnie złudna. Z reguły zawsze było tam sporo osób.  Całe szczęście, że szłam chociaż  z moją całą paczką. Zastanawiałam się jaki zespół będzie dziś tam grał. Dalej nie skumałam według jakiego schematu oni się zmieniają. Wydało się, że niemożliwym było zrozumienie tego. Tydzień temu grał zespół Blue, więc pewnie dziś będą grać albo grupa Magic albo kapela Secret. Najchętniej posłuchałam bym tych drugich, ale nie miałam niestety na to wpływu. Z rozmyślań wyrwała mnie Viktoria.

-  Olivia, co zamierzasz dziś włożyć?

- Yyy, co?

- Znowu się zamyśliłaś, hę?

- Tak. Ostatnio ciągle mi się to zdarza. Powtórzysz pytanie?

- Pytałam co zamierzasz włożyć na dzisiejszy wieczór.

- Nie wiem. Może ta żółta?

- Żartujesz?! 

- No to może ta czerwona na ramiączkach. 

- Już lepiej. Ale sądzę, że powinnaś założyć tą białą w niebieskie kwiaty.

- No dobra. Ty jednak założysz zieloną w motele.

- Nie! Nigdy w życiu!

- Och, oczywiście, że  tak. Ty wybrałaś mi, ja wybieram dla Ciebie. Nie ma dyskusji.

- Ale, ja w niej okropnie wyglądam....

- Wcale nie.

- No dobra.

6 godzin później......

Szliśmy po dobrze oświetlonej, zatłoczonej ulicy. Samochody trąbiły, ludzie krzyczeli. Z wnętrz różnych  klubów dobiegała muzyka. Jacyś chuligani zaczepiali co chwilę ludzi, a szczególnie dziewczyny, które miały jasne włosy i niebieskie lub zielone oczy. 

- Jak myślicie, jaki zespół będzie dziś grał? - spytała Taylor.

- Ja mam nadzieję, że będzie dziś zespół Red. - powiedział Lucas.

- Ja wolę kapelę Magic, ale Red też jest spoko. - odrzekła Viktoria.

- Zgadzam się z Viktorią. - odezwałam się. 

- Osobiście chciałabym, żeby grali dziś znów Redzi.

Doszliśmy do klubu Destello. Kiedy weszliśmy stwierdziłam, że w środku jest zaskakująco mało osób. Przy jednym ze stolików siedziała grupa nastolatków, którzy strasznie hałasowali. Przy kolejnym rozmawiali jacyś biznesmeni, a następny stolik zajmował ciemnoskóry i rosły mężczyzna, zdecydowanie Samoańczyk. Usiedliśmy przy jednym z stolików, blisko sceny. Okazało się, że grali ponownie Redzi. Barman stał za barem i wycierał szklanki. Lukas podszedł do barmana i zamówił dla nas jakieś napoje oraz coś do jedzenia. Zanim chłopak wrócił, podszedł do nas Samoańczyk i powiedział:

- Olivio, musisz ze mną iść. 

-Skąd znasz moje imię, i czemu miałabym z Tobą iść?

- Bo nie masz wyboru.

- Czyżby?

- Ona nigdzie z Tobą nie pójdzie! - zawołała Taylor. - Nie możesz jej zmusić.

- Ona musi  ze mną iść. 

- Bo co?

- Bo tu grozi Ci niebezpieczeństwo.

- Akurat! Olśnij mnie i powiedz jakie niby "niebezpieczeństwo" mi grozi.

- Nie mogę Ci teraz powiedzieć. Jeśli Ci teraz to powiem to będzie jeszcze gorzej. Po prostu ze mną chodź.

 - No dobra.

- Ale, Olivia! Nie wiesz nawet kim jest ten człowiek. 

- Zdaję sobie z tego sprawę. 

1 godzina później...

- Gotowa? 

- Tak.

- Wsiadaj. W ciągu trzech godzin będziemy na miejscu.

- Zwłaszcza ze mną. 

Ze środka uśmiechnęła się do mnie olśniewająco piękna kobieta. Wsiadłam i zapięłam pasy. Z tyłu było trochę ciasno, więc musiałam wygiąć nogi, aby się tam zmieścić. Kobieta siedząca za kierownicą założyła okulary przeciwsłoneczne.

- Czy Pani odbiło? Kto zakłada okulary przeciwsłoneczne kiedy jest ciemno i w dodatku kiedy jedzie się autem?

Kobieta zachichotała i powiedziała:

-To nie okulary. To noktowizor. Dzięki temu mogę spokojnie jechać z wyłączonymi reflektorami, w dodatku  niezwykle szybko.

- Acha. Dobrze. Rozumiem. 

- Gdybyśmy jechali zgodnie z przepisami, jechalibyśmy tam do rana. Tanu, wsiadasz?

- Tak, tak. Już.

Mężczyzna wsiadł i kobieta ruszyła. Za oknem migały światła, a obraz zmienił się w rozmazaną plamę. Na autostradzie było o tej godzinie niewiele samochodów, więc nie było potrzeby specjalnej potrzeby martwienia się, że walniemy w kogoś jadącego przed nami.

- Powiecie mi może jak się nazywacie i gdzie właściwie jedziemy?

- Ja nazywam się Vanessa, a to jest Tanu.

- Jedziemy do magicznego rezerwatu zwanego Baśniobór.

- Magicznego?

- Tak. Ogólnie mówiąc, to magiczne istoty i magia istnieją. Wiesz, satyrowie, wróżki, demony, trolle, driady, najady i tak dalej. W tym magicznym świecie najpotężniejszą istotą jest królowa Wróżek, w każdym rezerwacie jest jej kapliczka. Nie wolno tam wchodzić, chyba że masz naprawdę palącą potrzebę, albo jesteś z osobą lub stworzeniem które mogą tam wchodzić.

- Aha. A jakie niebezpieczeństwo mi grozi?

- Posiadasz naturalne zdolności Poskramiacza Smoków. Gdyby wcześniej dotarło do Ciebie Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej, to byłoby niedobrze.

- Czym jest to Stowarzyszenie? I kim jest poskramiacz smoków?!

- Resztę wyjaśnimy Ci na miejscu. - powiedziała Vanessa.

Wkrótce znaleźliśmy się na niesamowicie długim podjeździe, przy którym stały tabliczki z napisami typu wstęp wzbroniony, teren prywatny. Byłam znużona podróżą i chciałam się już położyć. Nie przywykłam do tak długiej jazdy autem o tak późnej porze. 

Baśniobór - Znalazłam szczęście.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz