Rozdział dwadzieścia sześć "I kogo nazywasz głupcem"

60 6 0
                                    

 „RAIN! POMOCY!" histeryczny krzyk w głowie, obudził go. Dzwoniło mu w uszach od tego wołania. Rozpoznał do kogo on należał, jednak nigdy nie zdarzyło mu się słyszeć, coś na tak dużą odległość.

Skrzywił się i zasłonił uszy jakby to miało pomóc przed kolejnym krzykiem w jego głowie. Te desperackie wołanie było nie do pomyślenia. Użył mentalnej tarczy by skupić swoje własne myśli.

Głos należał do Lucky'ego. Chłopaka pokój był na drugim końcu pałacu, w zupełnie innym skrzydle. Usiadł czując nadal efekt mentalnego ataku.

- Nowy sposób zamachu na mnie? - zastanowił się Rain. Wstał i biorąc tylko szlafrok wyszedł z sypialni. Musiał dowiedzieć się w jaki sposób to wołanie dotarło do niego.

Zatrzymał się przed drzwiami słysząc jęki chłopaka. Opuścił swoją blokadę by przekonać się, kto jest w pokoju wraz z omegą. Był tam tylko chłopak, co zdziwiło księcia. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Czerwonowłosy miotał się na łóżku, jakby z kimś walczył. Wniknął w sen i zobaczył coś co go zagotowało.

Lucky opierał się mężczyźnie, który zrywał z niego ubranie. Chłopak opierał się mu, jednak siła i wielkość omegi była zbyt mała by wygrać z drugim mężczyzną. Czerwownowłosy płakał, wołał jego imię i błagał o ratunek. Desperacko odciął swoje włosy, kiedy napastnik próbował go zmusić do pochylenia się i wzięcia męskości do ust.

Pełne rezygnacji, zielone spojrzenie padło na niego. „Byłem dla niego tylko zabawką... Porzucił mnie" Mógł odczytać myśli chłopaka, kiedy wzrok Lucky'ego robił się coraz bardziej mętny.Rechot mężczyzny, tryumfując nad wygraną z omegą.

Nawet jeśli to był sen, któremu mógł się przyglądać. Nie zmieniało to jednak faktu, że Lucky był jego, a Jego rzeczy się nie ruszało. Podszedł do łóżka na którym otyły mężczyzna zmuszał Jego własność do niegodnych rzeczy. Przesunął ręką wzdłuż szyi, jakby ścinał go o głowę. Sprawiając, że zaczął niegodziwiec znikać z sennego koszmaru.

Jeśli to była przyczyna mentalnego wezwania pomocy, dopilnuje wymazać istnienie tego człowieka z pamięci czerwonowłosego. Nigdy więcej nie nawiedzi on snu Jego omegi.

- Wymazałem te ścierwo. - powiedział przez zęby Rain patrząc jak ostatnie części koszmaru rozmywają się niczym para wodna.

Nim zdążył zareagować Lucky uczepił się jego pasa. Płakał wtulając się w niego, jakby od tego zależało jego życie. Rain poklepał ramię czerwonowłosego, zaraz jednak opamiętując się odepchnął zaskoczoną, zapłakaną omegę. - Zapomnij o tym i obudź się. Teraz. - zażądał patrząc w zaszklone zielone oczy.

***

Lucky otworzył oczy i spojrzał na sufit. Miał kolejny koszmar o tym człowieku, tylko nie pamiętał kim on był... Tylko tym razem Rain nie przyszedł mu z pomocą. Skulił się na łóżku i wpatrywał się w ścianę. Nadal był w tym dziwnym miejscu. Oznaczało to, że książę nadal jest zimny, ale mimo to chciał go zobaczyć. Pragnął by go przytulił, ochronił przed wszystkim co złe. Nie obchodziło go w tym momencie, czy zostałby ukarany. Po prostu potrzebował go teraz...

- Rain... uratuj mnie, Rain... - łzy popłynęły mu po policzkach, kiedy się kulił na łóżku. Wspomnienie mężczyzny, który zawsze go pocieszał pojawił się w jego umyśle. Zaraz zostało zastąpione zimnym spojrzeniem czarnowłosego o tej samej twarzy.

- Przed kim mam cię ratować? - usłyszał chłodne pytanie. Lucky podniósł wzrok na postać księcia opartego o ścianę i wpatrującego się w niego. Miał on na sobie tylko spodnie i niezawiązany szlafrok. Włosy Raina były rozpuszczone i opadały na ramiona. Ten widok był dla niego znajomy, gdyby tylko te ciemno brązowe oczy, nie miały tego chłodu.

Lucky w pierwszej chwili poderwał się do pozycji siedzącej. Chciał wyskoczyć z łóżka i podbiec do mężczyzny, ale zdążył się opanować.

- Przed tobą, panie. - odpowiedział szczerze Lucky. - Przed tym spojrzeniem, przed twoim dotykiem sprawiającym ból, przed karaniem mnie. - pomyślał.

Drgnął nerwowo, kiedy mężczyzna niespodziewanie podszedł do niego. Zacisnął oczy przygotowując się na ból, który nie nadszedł.

- Chcesz bym uratował cię przed sobą? Jak głupi możesz być? - zapytał Rain łapiąc jego podbródek i unosząc go, tak by chłopak spojrzał na niego.

- Nie jesteś Rainem... - powiedział Lucky i zaraz pożałował tego, czując piekący ból na policzku. Przycisnął dłoń do obolałego miejsca, w jego oczach mimowolnie pojawiły się łzy.

- Należysz do mnie Lucky. - powiedział Rain patrząc prosto w zielone, załzawione oczy chłopaka. - Nie pomylisz mnie więcej z nikim.

- Z kim? Braćmi? - zapytał zdziwiony Lucky patrząc w ciemne, pałające złością oczy czarnowłosego. Pamiętał podobne spojrzenie, kiedy zbyt dużo myśli poświęcił młodszemu z braci księcia.

- Zabiłem ich, zabiję i innych, byś nie mógł mnie już zdradzać. - syknął Rain. Czuł złość kipiącą z mężczyzny, tylko nie wiedział co mogło go rozgniewać. Jego pytanie? - Jego też zabiję.

- Nigdy ciebie bym nie pomylił. - stwierdził sam zaskakując siebie, Lucky. - Ale nie jestem tym Lucky, o którym myślisz. - jęknął, gdy czarnowłosy złapał go za włosy.

- Nie jesteś Lucky? Oczywiście, że nim jesteś. - powiedział Rain przesuwając wolną dłonią po starej bliźnie wzdłuż szyi chłopaka. Czerwonowłosy zadrżał pod dotykiem mężczyzny. - To ja zostawiłem te blizny na tobie. Nigdy nie pomyliłbym cię z kimś innym. - To zdanie sprawiło, że serce chłopaka zabiło szybciej.

- Ale nie mam znaku parowania. - syknął Lucky łapiąc dłoń, która trzymała go za włosy. Dostrzegł coś na piersi księcia. Nie mógł się na tym skupić czując ból wyrywanych włosów. - Rain oznaczył mnie. Ty tego nie zrobiłeś ze swoim Lucky. Jeśli mi nie wierzysz zawsze możesz przejrzeć moje wspomnienia... - usprawiedliwił się. Książę zawsze sprawdzał, czy kłamie, dlatego to właśnie zasugerował.

Rain go puścił i bez słowa wyszedł. Nawet na niego nie spojrzał. Lucky potarł czubek głowy, patrząc na zamknięte z trzaskiem drzwi. Czerwonowłosy był zaskoczony tą reakcją. Książę po prostu wyszedł jak wtedy, gdy odmówił mycia przez niego. Wtedy wyszedł z podobną miną i zabił część personelu.

- Rain ma bliznę? - ta kwestia nie dawała mu spokoju. Dlaczego człowiek, którego nikt nie dałby rady zranić, miałby taką posiadać? - Nie, musiało mi się wydawać. - stwierdził Lucky patrząc na jaśniejące niebo. Zapowiadał się kolejny ciężki dzień.

***

Zatrzymał się za drzwiami. Skupił się na myślach chłopaka. „Rain ma bliznę?" niedowierzające pytanie pojawiło się w umyśle czerwonowłosego. Według Lucky'ego był on nietykalny.

- Zaśnij. - powiedział w pustym korytarzu. Upewniając się, że sugestia zadziałała i chłopak zasnął, wrócił do swojej sypialni.

Była ona spowita nadal w mroku przez ciężkie zasłony zasłaniające okno. Odchylił ją i spojrzał w kierunku łóżka, rzuciło mu się w oczy ostrze leżące w miejscu, gdzie je zostawił, oraz miecz i bat.

Prychnął rozbawiony, tak popędził do tej głupiej omegi, że nawet nie pomyślał o broni. Nigdy wcześniej nie działał tak impulsywnie, ale kiedy chodziło o tą omegę, za każdym razem tracił głowę. - I kogo nazywasz głupcem, Rain? - zapytał siebie. 

Lucky rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz