Rozdział czwarty "Zabiję cię jutro"

316 26 0
                                    

Rycerz w czarno - czerwonej zbroi zaprowadził go do eleganckiego pokoju. Sypialnia do której został wprowadzony była wielka, utrzymana w brązach i zieleni. Wszystkie meble, które zauważył miały rzeźbienia i wykonane w ciemnym drzewie. Białowłosy popchnął go w kierunku łoża, które zdaniem Lucky mogło pomieścić z piątkę ludzi. Przyparł go stelaża z zielonym baldachimem, zmusił do klęknięcia i przywiązał jego nadgarstki do kolumny.

Rycerz pochylił się nad nim i chwilę wpatrywał się w niego. Miał wrażenie deja vo. W stalowych oczach mężczyzny nie potrafił niczego wyczytać, zastanawiał się czego on może od niego chcieć.

- Jaka szkoda - usłyszał chiński, czym był zaskoczony. Wcześniej inni ludzie używali języka podobnego do arabskiego. - Masz naprawdę ładną buźkę. Szkoda jej. - kontynuował monolog siwowłosy - Bądź posłuszny, a Książę może być litościwy i skróci twoje marne życie szybko. - dodał na koniec podnosząc się z przysiadu i ruszając do drzwi. Przed zamknięciem drzwi powtórzył jeszcze raz - Jaka szkoda.

- Czyli mój los jest przesądzony - stwierdził na głos w pustej sypialni, pokój był spowity w pół mroku przez zasłonięte okna. Więzy jakimi został przywiązany cisnęły i raniły przy każdym ruchu. Pozycja także była niewygodna i po jakimś czasie zaczęły boleć kolana, a na rękach czuł już przetartą skórę.

Zastanawiał się dlaczego tak łatwo poddawał się i nie walczył. Teraz groziła dla niego pewna śmierć, a on niczego nie żałował i nie obawiał się umierania. Oparł głowę ko kolumnę łoża do którego był przywiązany i wpatrywał się w zdobiony sufit.

- Jestem głodny - mruknął przymykając oczy. - Zjadłbym tej pieczeni, albo ciasta Vanilla - przywołał w myślach obraz blond-włosego chłopaka, częstującego słodkimi wypiekami. Nawet nie zauważył, kiedy jego wspominki przerodziły się w sen o uczcie.

***

Rain przysłuchiwał się rozmową z nudzoną miną. Rozmowa już od dłuższego czasu była na siłę podtrzymywana i wcale nie interesowała Księcia. Stwierdził nawet, że ciekawsze konwersacje prowadził z Lainem, który usilnie starał się go przekonać do wiary w Najwyższego.

W zasięgu jego wzroku znalazł się jeden z jego białowłosych strażników, co przypomniało mu o podarku jaki otrzymał. Przypomniał sobie wygląd egzotycznej omegi i tok myśli, których do końca nie potrafił odczytać.

Podniósł się ze swojego miejsca, ukracając polityczną rozmowę na temat rządów jego ojca. Wszyscy wiedzieli, że był z nim w stanie wojny, a ci głupcy zapomnieli się przy nim. Wszystkie rozmowy ucichły i szeroko otwarte oczy wszystkich zgromadzonych, były skierowane na jego osobę.

- Tak, bójcie się - pomyślał ruszając w kierunku wyjścia. Przy jego boku od razu pojawił się Silver. Nie wypowiadając żadnego słowa pożegnania wyszedł z komnaty. Przystaną na chwilę za zamkniętymi za nim drzwiami.

„Co za śmieć" usłyszał czyjeś myśli, kącik jego ust drgnęły „Najlepiej by opuścił to miasto i nigdy nie wracał"

„Zabicie go będzie zbawieniem dla całego świata" myśli kolejnej osoby.

Otworzył oczy, a na usta wypłynął okrutny uśmiech. Jego spojrzenie napotkało szare oczy Silvera, który już wiedział jaki rozkaz wyda jego Książę.

- Ucisz szambelana - powiedział cichym i spokojnym głosem. Ucisz to znaczyło bolesną śmierć.

- Rozkaz - powiedział białowłosy z blizną. - Panie, przywiązałem omegę, by nie próbowała uciekać.

- Doskonale - powiedział Rain - Później dołącz do Moona i uświadom im ich błąd. - powiedział ruszając w dalszą drogę. Drugiego strażnika wydał rozkaz zostania na sali i zasianiu strachu w sterach tych głupich śmieci.

Lucky rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz