"Pif paf"

11 1 0
                                    

- Przecież to była tylko zabawka! - wybuchnął wyrzucając ręce w górę - nie miał prawa mi tego odebrać.

- Wolność kończy się wtedy, kiedy zaczyna się zagrożenie życia, Alfredzie - powiedział Arthur stawiając duże kroki na rozgrzanym asfalcie, starał się dotrzymać tempa towarzyszowi - a ta twoja zabawka wybiła szybę w sali chemicznej - obdarzył Alfreda wymownym spojrzeniem - nie wspominając o ledwo co unikniętym strzale w oko Norwegii.

Ameryka zmarszczył brwi i przyspieszył kroku zmuszając tym samym Anglię do truchtu.

- No nic, nudziarze pozostaną nudziarzami - burknął machając torbą w prawej ręce - a fajniacy mną - zatrzymał się gwałtownie z pewnym siebie uśmiechem - jutro, szesnasta - wycelował palcem w Arthura spoglądając znad prostokątnych okularów - nie spóźnij się, będziesz mi potrzebny.

Anglia z podniesionymi brwami kiwnął głową, a gdy Alfred pożegnał się z nim tworząc z palców pistoleciki, przewrócił oczami i oddalił się do swojego domu.

Dom Alfreda był przykładem idealnej posiadłości. Przestronny, rozświetlony salon z kominkiem, wiekowe schody prowadzące na górę, równo przycięta trawa o intensywnym kolorze zieleni w ogrodzie - a to wszystko za sprawą państwa Greenów, a w szczególności pani Grace - przysadzistej kobiety w średnim wieku o życzliwym spojrzeniu i uśmiechu chwytającym za serce. Farbowane rude włosy przytrzymywała czarna opaska, a wokół talii zawsze miała przewiązany fartuch.

Ojciec Alfreda wynajął gosposię i konserwatora domowego po śmierci swojej żony, wysokiej blondynki o długim nosie i błysku w oczach, które przeszły na Amerykę. Miesiąc po odejściu matki Alfreda, jego ojciec powrócił do domu - wcześniej wzięli rozwód. Nie układało się najlepiej z alimentami o które trwał wieczny spór.

W każdym razie, minęły dwa lata od powrotu jego ojca Edgara, który był typem głośnego i nachalnego telemarketera. Mocno przesadził z solarium, jego skóra miała kolor piasku pustyni. Ze swoim sprężystym krokiem i nowym planem na biznes przemierzał przez salon w kierunku gabinetu, skąd po chwili rozmów przez telefon prawie wybiegał i odjeżdżał z piskiem opon.

Próby odzyskania sobie przychylności syna opierały się na ofiarowaniu bardzo kosztownych prezentów, na które czasem go nie było stać. Tak też Alfred znalazł się w pachnącym kwiatowym odświeżaczem do powietrza pokoju, gdzie jego poranny stos ubrań na środku pokoju został schludnie uprzątnięty, a kaktus z pewnością podlany. Każda próba zabałaganienia pokoju kończyła się fiaskiem, zastawał jeszcze lepszy porządek.

Chłopak rzucił torbę w kąt pokoju i położył się na miękkim łóżku. Wypuścił powietrze ze świstem rozmyślając nad sposobami na odzyskanie broni skonfiskowanej przez dyrektora o nazwisku pasującym do jego natury - Wood. Doprawdy, wyglądał jak pasjonat leśnictwa, w jego mieszkaniu na ścianie z pewnością wisiało jelenie poroże, a ciemna zieleń płóciennych koszul przywodziła na myśl dziką puszczę.

Letnia OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz