Od dokładnie 10 lat żyję odizolowana od świata w otoczeniu malowniczych górskich krajobrazów francuskich Pireneji. Całą swoją wiedzę zawdzięczam jednemu, zacnemu człowiekowi, który wywrócił całe swoje życie do góry nogami dla mnie. O Aberforthcie Dumbledorze można powiedzieć wiele, ale nikt nie umniejszy jego odwagi oraz ogromnej życzliwości, którą mnie obdarzył. To dla mnie porzucił swoje, spokojne życie w Dolinie Godryka i stał się prawdziwym molem książkowym, aby pomóc mi w zdobyciu wiedzy.
Nigdy nie uczęszczałam do szkoły, ani nie miałam przyjaciół. Ukrywano mnie, a moje istnienie zostało wymazane z kart historii. Aberforth przez te wszystkie lata starał się uczynić moje dzieciństwo najpiękniejszym czasem, jaki kiedykolwiek mogłabym sobie wyobrazić i z całą pewnością mu się to udało. Naszą tradycją, choć może wydać się wam to dziwne, stało się odgrywanie zabawnych scen ze zbioru Baśni Barda Beedle'a. Mimo, że szczególnie często czytamy wspólnie Brudną Kozę, to moim faworytem niepodważalnie pozostaje Włochate serce czarodzieja.
„Był raz pewien przystojny, bogaty i utalentowany czarodziej, który doszedł do wniosku, że jego przyjaciele głupieją, kiedy się zakochają. Tracą apetyt, stroją się cudacznie, podskakują, a nawet wywijają koziołki – jednym słowem, pozbywają się przyrodzonej im godności. Młody czarodziej postanowił nigdy nie stać się ofiarą takiej słabości. Wykorzystał do tego swoją moc magiczną i wiele skomplikowanych zaklęć."
~ Bard Beedle
Nie uwielbiam tej historii ze względu na utożsamianie się z bohaterami, bo jest zupełnie na odwrót. Nie pojmuję motywu działań przewodniej postaci i właśnie to mnie intryguje. Czy miłość faktycznie jest przereklamowana i prowadzi do zguby? Czy z przyjaźnią jest podobnie? Póki co nie miałam okazji zaspokoić swojej ciekawości i doznać żadnego z tych uczuć. Spokojnie, nie popadajcie w depresje. Dziś jest wielki dzień, który może wiele zmienić i nieźle namieszać w mojej przyszłości.
Dokładnie czternaście lat temu, 5 czerwca 1980r. zaczerpnęłam pierwszego oddechu na tym świecie. Jak co roku w moje urodziny, dołączy do nas wspaniały człowiek, który ocalił mnie przed laty, dając realną szanse na rozpoczęcie nowego życia. Człowiek, o którym wielu słyszało, ale niewielu miało okazję poznać... Człowiek o wybitnych zdolnościach i długim życiorysie obfitującym w niepowtarzalne wydarzenia... Człowiek, który...
— Albusie! Miło cię widzieć bracie. — w drzwiach naszego domu pojawia się wyczekiwany gość, którego Aberfoth natychmiastowo wita z otwartymi rękami.
Uwaga mężczyzny wędruje po chwili na mnie, a kąciki moich ust unoszą się momentalnie w górę z radości z ponownego spotkania.
— Lily.
— Albusie. — skinam delikatnie głową.
Jak już mówiłam, nie odwiedza nas za często, a spędzenie razem kilku godzin w ciągu roku na pewno nie tworzy między nami jakiejś magicznej więzi, ale i tak mogę stwierdzić, że tęskniłam.
Po krótkiej rozmowie o tym ile urosła i co się u nas zmieniło, usiedliśmy w salonie i przy kawałku różanego tortu – mojego ulubionego – kontynuujemy pogawędkę. W międzyczasie zdążyłam również pochwalić się zdobytymi przez ten rok umiejętnościami, które na pewno nie odstają od tych posiadanych przez moich rówieśników. Może nawet są lepsze. W końcu, który przeciętny czternastolatek ma w pełni opanowywaną Transmutację? Na pewno nie ja... Akurat ta gałąź sztuki magicznej mi kompletnie nie idzie, ale za to – i tym razem naprawdę – mogę się poszczycić ponadprzeciętną wiedzą w zakresie eliksirów.
CZYTASZ
Pominięta || Hogwart
Fanfiction❝𝐁𝐥𝐢𝐳́𝐧𝐢𝐞̨𝐭𝐚 𝐳𝐫𝐨𝐝𝐳𝐨𝐧𝐞 𝐳 𝐨𝐛𝐜𝐞𝐣 𝐤𝐫𝐰𝐢 𝐰 𝐛𝐥𝐚𝐬𝐤𝐮 𝐤𝐬𝐢𝐞̨𝐳̇𝐜𝐚... 𝐁𝐞̨𝐝𝐚 𝐳𝐦𝐮𝐬𝐳𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐨 𝐰𝐲𝐛𝐨𝐫𝐮, 𝐜𝐡𝐨𝐜́ 𝐨𝐧 𝐧𝐚 𝐭𝐨 𝐧𝐢𝐞 𝐩𝐨𝐳𝐰𝐨𝐥𝐢...❞ Przez wiele lat żyła w cieniu, czekając na odpowiedn...