9. Good luck with headmaster

73 7 2
                                    

Podobno okres szkolny jest najszczęśliwszą częścią dzieciństwa. Poznajemy wówczas ludzi, którzy z czasem stają się naszymi przyjaciółmi, kochankami, a w wielu przypadkach także rodziną. Nigdy jednak nie połączą ich z nami więzy krwi. A mimo to uczymy się im ufać bardziej niż rodzonym siostrom i bratom.

Budujemy relacje, a następnie zacieśniamy więzi, aby po wielu latach patrząc wstecz móc szczerze oznajmić, że to dzięki nim dorośliśmy. Staliśmy się silniejsi, mądrzejsi i zabawniejsi, a dzielone z nimi wspomnienia są cenniejsze niż cała magia zaklęta w świecie.

Ale czy i mnie to czeka?

Czy zdążę żyć nim ostatecznie odejdę?

- Mówiłaś, że oni tu będą! - powiedziałam z wyrzutem, spoglądając zza jednego z filarów na błonie. O tej porze większość uczniów wędrowała korytarzami zamku, spożywała obiad w Wielkiej Sali lub łapała ostatnie promienie letniego słońca nieopodal wiekowych wierzb.

- Bo mieli być! - jęknęła Ginny, która była równie zirytowana, co ja. - Nie moja wina, że to największe po wsi nogi w Hogwarcie!

- Na Merlina! To nie ma sensu. Co mi niby da, że go zobaczę, skoro i tak jestem pewna, że to on zaniósł mnie do Skrzydła Szpitalnego? - burknęłam, osuwając się w dół po kolumnie, o którą się opierałam.

Miałam ochotę ukryć twarz w dłoniach i rozwodzić się nad swoim marnym żywotem, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego wpatrywałam się w kamienną posadzkę, a przed moimi oczami przewijały się kolejne buty mijających nas uczniów.

- Lily, wiem, że to dziwne, ale może nie ma się czym martwić? - rudowłosa klęknęłam obok mnie i mimo, że to ja byłam starsza, to ona odznaczała się większą dojrzałością. I może nie tylko nią. - Fred i George lubią płatać nam figle i na pewno ma to jakieś racjonalne wyjaśnienie.

- Obyś miała racje - odparłam ze szczerą nadzieją, do której starałam się przekonać samą siebie.

Gdy dwa dni temu Ron oznajmił mi, że jego bracia od tygodnia przebywali w Hogsmeed, poczułam jakby grunt usuwał mi się spod stóp. Zdawałam sobie sprawę, że historia lubi się powtarzać, a czas tworzyć obłudne pętle, ale nie sądziłam, że stanę się częścią gry, nad którą nie będę mieć kontroli. Bynajmniej nie tak wcześnie.

- Co się dzieje? - uniosłam głowę, spoglądając na bruneta, który przez pytanie Gryfonki przystanął na moment przy nas. Chłopak łapał chaotyczne oddechy, a pytanie Weasley ewidentnie wybiło go z rytmu.

- Biją się. W Wielkiej Sali - wyjaśnił głośno przy tym sapiąc, po czym odbiegł wraz z tłumem.

Wymieniłam znaczące spojrzenia z Ginny, po czym jak na jeden gwizd zerwałyśmy się biegnąc ile sił w nogach, jakby podawali co najmniej piwo kremowe i to za darmo.

Na Merlina, zaraz wypluję płuca!

Gdy dobiegłyśmy do wrót Wielkiej Sali znajdowała się już tam spora grupa gapiów, a przedarcie się do środka wymagało niemałego wysiłku. Uczniowie ustawili się w pół okręgu, obserwując bijatykę dwóch uczniów, którzy ewidentnie uznali, że są w stanie przechytrzyć Dumbledore'a i pokonać jego linie wieku.

Idioci chcieli się zgłosić do turnieju, a zamiast tego skończyli z długimi, siwymi brodami i niezwykle krzaczystymi brwiami. Dobrze im tak. Za głupotę trzeba płacić, a ja miałam nadzieję, że Albus stworzył zaklęcie długoterminowe.

Przeniosłam wzrok na Hermionę, która z rozczarowaniem przyglądała się całemu zajściu. Jej dłonie coraz bardziej zaciskały się na trzymanej przez nią księdze, a siedzącą obok niej Gryfonka dopingowała żwawo bijatykę, co zdecydowanie nie polepszało nastroju Granger.

Pominięta || HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz