Rozdział 37. Nieporozumienie.

82 1 0
                                    

Krzyk roznosił się echem po sali.

Im więcej krzyczałam tym moja świadomość powracała do normy. W końcu udało mi się otworzyć oczy. To nie był sen, nadal miałam nóż w ramieniu który pod wpływem nacisku wgłębiał się w moje ciało przecinając tkanki i mięśnie.
Uniosłam głowę, przed oczami miałam rozmazany obraz postaci, raz widziałam Artura a raz obcego mężczyznę. Gdy obraz się wyostrzył pozostał już tylko obcy, który dopiero po jakimś czasie dostrzegł że oprzytomniałam i mu się przyglądam.
- Ooo... proszę! Księże wstał? To dobrze, bo miałem zero przyjemności z torturowania twojego nieprzytomnego ciała. Nie reagowałeś w inny sposób niż krzyk, nie rzucałeś obelgami, co nie ukrywając chciałem usłyszeć jednocześnie widząc twoją wściekłość. Co prawda miałem nadzieję że po takiej ilości dłużej nie wstaniesz...
- Co ty mi dałeś!? - wysyczałam przez zaciśnięte ze złości zęby.
- Co dałem? Nic innego jak środek usypiający ze środkami psychotropowymi. Jak się podobała podróż po Nibylandii?
Zaśmiał się wrednie po czym uderzył mnie w twarz.
- Czego chcesz?
- Zemsty! Jesteś Duchem który zabił mojego brata! Teraz ja zabije ciebie w akcie pomszczenia jego duszy!

Uniosłam głowę przyglądając mu się dokładnie. Podobieństwo było rażące, wiedziałam o kim mówi.
- Jak udało ci się mnie znaleźć?
- Dowiedziałem się że jeden gościu ma sporo informacji. Wszystkie jak widać okazały się prawdą. Po tym jak dowiedziałem się że zaginęła jego żona powiedziałem mu że ją odnajdę jak zdradzi mi co wie.
- Sądzisz że ci w to uwierzę?
- Dlaczego miałbyś nie uwierzyć? Zgodził się bez wahania. A gdy go obserwowaliśmy, pojawiłeś się ty.
- Ty debilu, jeszcze nie zauważyłeś!?
- Uważaj na słowa bo jesteś zależny ode mnie! Mogę z tobą zrobić co zechce!
- Jestem kobietą ciołku!
- Eeee...? - odsunął się metr w tył.
- Popełniłeś ogromny błąd!
- Niby jaki? Mam cię tu, obezwładnioną i mogącą ledwo się ruszać!
- Ostrzegł cię ktoś że Duch potrafi wpaść w szał? - uśmiechnęłam się w duchu wiedząc że on już jest na przegranej pozycji.
- To plotki, zwykła legenda, taka jaką ty będziesz za jakiś czas!
- Wpadam w szał bez moich leków, a na twoje nieszczęście w tym roztargnieniu zapomniałam od jakiegoś czasu je zażywać. Do tego podałeś mi narkotyki, to w negatywnym stopniu na mnie nie podziała a jeśli już to chwilowo bo działa to na mnie pobudzająco.

Naciągnęłam mięśnie w nadgarstkach a moje gałki oczne zaszły krwią, całe ciało napieło się a sznury którymi byłam związana opadły na ziemię. Wstałam i spojrzałam przekrwionym wzrokiem w oczy mojego oprawcy.
- To jest mój instynkt zabójcy a moim piętnem jest krew.
Popchnęłam go w tył a on upadł na porozwalane na ziemi deski.
- Nie rozumiem! Co ci jest!?
- Nagły wzrost adrenaliny, jest tak potężny że dodaje mi mnóstwo sił. Niestety efektem ubocznym jest to że czuję silną potrzebę zabicia.
- Ja proszę! Przepraszam! Nie rób mi krzywdy! Nie zabijaj! Błagam!
Podeszłam do ściany i składając rękę w pięść uderzyłam w nią z całej siły. Na ziemię spadły większe odłamki i okruchy muru, a z mojej ręki polała się krew.
- Twój brat żyje. - powiedziałam opierając czoło o ścianę.
- Jak to? Miałaś przecież na niego zlecenie!

Podszedł do mnie nie wierząc w moje słowa, szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
- Nie zabijam takich jak on. - ściągnęłam maskę i zsunęłam kaptur.
-  ,,jak on" co masz na myśli?
- Nie był przestępcą. Po prostu miał depresję i nie do końca wiedział co robi... jest za granicą.
Spojrzał na mnie rozszerzonymi oczami.
- Ty... ty... to ciebie szukał!
- Taa... jestem jego żoną. - osunełam się po ścianie kładąc ramiona na kolanach.
- Tak naprawdę nic mi nie powiedział... - usiadł obok mnie. -... był tak załamany że nie potrafił wypowiedzieć ani słowa.

Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer, po czym podałam mężczyźnie. Patrzył zdziwiony ale zabrał urządzenie. Po chwili po jego twarzy spłynęły łzy i odszedł kawałek dalej.
Jakiś czas później wrócił z uśmiechem.
- Dziękuję. A, i przede wszystkim przepraszam za to nieporozumienie. Podczas leczenia nie mógł mieć żadnych urządzeń, dopiero dwa dni temu zakończył terapię i nie pomyślał żeby zadzwonić.
- Wyliże się z tego.
Podniosłam się wspomagając ścianą. Po przebudzeniu instynktu miałam obolałe mięśnie więc każdy krok sprawiał mi ból.

Po wyjściu na zewnątrz budynku nie miałam o co się zaprzeć, gdy upadałam moje ciało zostało podparte. Chłopak wyprostował się pomagając mi utrzymać równowagę.
- Jestem Kacper.
- Duch.
Zaśmiał się co przeszło również na mnie.
- Rozumiem.
- Daleko jesteśmy?
- Jakieś sto metrów od centrum więc powinnaś dać radę dojść.
- Dziękuję.
Nastała chwila ciszy, przeszliśmy tak większą część trasy.
- Diana.
- Hee...?
- Mam na imię Diana.
- Nie boisz się zdradzać mi imienia?
- Kończę z tym wszystkim.
- Dlaczego?
- Dla męża.

Zatrzymał się i spojrzał przed siebie, postąpiłam tak samo. Przed sobą ujrzałam uliczkę w której zaczęła się cała akcja.
- Jesteśmy na miejscu.
Szybszym krokiem ruszyliśmy do miejsca w którym kręciła się grupka ludzi. Po drodze Kacper założył mi kaptur. Ja nie myślałam o takich drobiazgach, od razu padłam w ramiona Artura który siedział przygnębiony na chodniku.

Początkowo przestraszył się nieco i zdziwił, nie mógł uwierzyć że to ja. Objął mnie ramionami i ścisnął mocno, wtuliłam się w jego tors słuchając mocno przyśpieszonego bicia serca mojego męża.
Na miejscu znajdowali się również mężczyźni z którymi kilka godzin temu rozmawiałam i oczywiście Sebastian. Każdemu na nasz widok leciały łzy.
- Powiedziałaś to.
- Hmm...?
- Powiedziałaś że mnie kochasz... gdy mnie usypiałaś.
- Bo to prawda. Kocham cię skarbie!
- Wreszcie się doczekałem. - odetchnął wtulajac mnie mocniej. - Kocham cię. Cieszę się że wróciłaś.
- Teraz już wszystko będzie dobrze.

Piętno zabójcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz