II

86 10 2
                                    

Harry czuł w sobie niszczycielski ból. Po raz pierwszy żałuje zadania sobie bólu. Ogarnęły go wyrzuty sumienia i podświadomie wiedział, co jest tego przyczyną. Wysunął dziennik z szuflady i zaczął przelewać na papier; Tej nocy w moim śnie ukazała się moja G. Mówiła do mnie, że nie chce, bym kaleczył swoje ciało. Nie może cieszyć się spokojem niebios. Kazała mi przestać mówiąc, że na to nie zasługuję. To uświadomiło mi, że to nie jest wyjście, to nie jest dobra droga do ukojenia swoich negatywnych emocji. Wiem, że przestanie ot tak nie jest możliwe, ale będę próbował. Nie poddam się. Życie na mnie czeka i mimo wszystko będę dążył do spełnienia szczęścia. Nie jestem pewien, czy to nie jest tylko jeden z krótkich epizodów chwilowego pragnienia wzięcia swojego życia w garść, czy naprawdę tak sądzę, ale dopóki trwa, wykorzystam to. - skończył, przelatując wzorkiem po tym co napisał. Uśmiechnął się lekko, będąc nieco dumnym ze swoich postanowień.

Wiedział, że nie może zawsze czuć się w ten sposób. Wiedział, że ciągły ból kiedyś go opuści. Dzisiaj czuje się zmotywowany do działania. Wie, że szczęście jest już blisko.

Brunet stwierdził, że nie będzie to łatwe i dojście do pełnego szczęścia zajęłoby mu dużo czasu.
Pierwszą kłodę, którą chciał usunąć spod swoich nóg był on sam. On sam jest swoim największym problemem i wiedział, że będzie szczęśliwy po drugiej stronie. Jest przekonany, że jego aniołek czeka na niego w lepszym miejscu. Zdecydował się zaburzyć przeznaczenie ludzkości.

Wszystko dokładnie zaplanował. Zanim wyszedł złapał pojedynczą kartkę, chwycił pióro i zaczął; Do kogokolwiek kto to znajdzie po moim odejściu: samobójstwo nie jest złą drogą ani złym wyborem. Samobójstwo to sztuka. A jeśli sztuka pozwala pozbyć się ciężaru, bólu i smutku, zniszczyć bariery i uciec od okrutnego, zezwierzęciałego świata, jak mogłem to przegapić? Widzimy się po drugiej, lepszej stronie.

Jeszcze przed wyjściem postanowił zwrócić się do swojej matki, pierwszy i ostatni raz od bardzo długiego czasu.

- Do zobaczenia.

I wyszedł. Przez następne trzy godziny wędrował po ulicach Holmes Chapel. Jego oczy były puste i nie wyrażały żadnych emocji. Był z nich wypruty.

Odwiedził swoje dawne miejsce zamieszkania, przy którym wszystkie wspomnienia wróciły. Ale nie płakał, bo wiedział, że ból się dzisiaj skończy.
Zdecydował się pójść do najbliższego sklepu budowlanego. Kupił linę sizalową i z miejsca ruszył w poszukiwanie odpowiedniego drzewa. Wybrał mały lasek przy ulicy Ravenscroft, nieopodal rzeki Dane.

Wdrapał się na drzewo i siedział na nim bezczynnie patrząc się w jeden punkt. Nie miał żadnych urywków z życia, nie przylatywało mu ono przed oczami w tym momencie. Czuł tylko pustkę. Siedział w ciszy i jedynie co słyszał, to głos w swojej głowie mówiący mu "zrobić to, czy nie?". Zaśmiał się żałośnie, na wspomnienie wyliczanki z dzieciństwa "kocha? nie kocha?".

Spoczywał na gałęzi dokąd poczuł, że ma dość siedzenia. Zszedł z drzewa i wyrwał kwiatek, po czym zaczął wyliczać. Jakie to musi być komiczne, że kwiatek decyduje o tym, czy będzie dalej żyć?

Ostatni płatek stokrotki.

Nie zrobić.

Pękł. Nie wiedział teraz co ma ze sobą zrobić. Zsunął się na ziemię, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Czy jednak ma to zrobić? Wrócić do domu? Gdzie ma iść? Z jego morza myśli wyciągnął go nieznajomy głos. Podniósł gwałtownie głowę w stronę wydanego dźwięku i ujrzał niskiego chłopaka, powtarzającego coś co chwile, chcąc przykuć uwagę kędzierzawego.

- Wszystko w porządku? Mogę Ci jakoś pomóc?

Dopiero po paru powtórzeniach zrozumiał, co chłopak do niego mówi i po chwili, ocierając łzy, zdecydował się odpowiedzieć.

- Nie, ale... dziękuję za chęci - powiedział cicho, wciąż łamiącym głosem, dalej siedząc w tym samym miejscu, nie wiedząc, co teraz ma zrobić.

- Jeśli się mnie boisz to nie ma czego, nie jestem mordercą - zaśmiał się lekko nieznajomy. - Gołym okiem widać, że coś bardzo poważnego się z tobą dzieje - przerwał na chwile, skanując go wzrokiem - Jeśli chcesz, możesz mi się wygadać, będzie ci nieco lżej - uśmiechnął się nieśmiało do bruneta.

I to wystarczyło, by Harry się przed nim otworzył. Bo co miał do stracenia? Nic. Opowiedział mu wszystko, a gdy skończył, nieznajomy przysunął się do niego i mocno objął go swoimi ramionami sprawiając, że brunet poczuł się dziwnie... spokojnie i lekko.

Po kilkunastu minutach trwania w uścisku, brunet y odsunął się lekko i postanowił się odezwać.

- A tak w ogóle, to jak masz na imię? - uśmiechnął się lekko.

- Jestem Louis, a ty? - odwzajemnił gest.

- Jestem Harry. - przeniósł wzrok na jego oczy - Czy... czy to nie dziwne, że w ogóle się nie znamy, a ja opowiedziałem ci całe moje życie?

- Według mnie ani trochę... może wszechświat tak chciał? Chciał, byśmy się spotkali i dał nam właśnie taką okazję? - powiedział niepewnie.
- Po prostu, wiesz, czasami każdy musi się wygadać i nie ma w tym nic złego.

- Wiesz... chyba masz rację - wyszczerzył się do niego szeroko, ignorując fakt, że jest to co najmniej dziwne, a jego policzki płonęły i oczy z pewnością zaświeciły.
- Na pewno masz rację.

Louis uśmiechnął się do niego przyjaźnie i powoli zaczął wstawać, w czego ślady poszedł również Harry. Obaj nie wiedzieli co teraz robić, więc po chwili ciszy Louis postanowił się odezwać.

- Nigdy więcej nawet nie myśl, by to zrobić, jasne? Wiem, teraz jest chujowo, ale przyjdzie dzień, w którym obudzisz się i uznasz, że jesteś szczęśliwy i że warto było przetrwać. Teraz wspinasz się pod górkę, ale gdy już wejdziesz na szczyt, to zobaczysz piękne widoki. - skończył, po czym przyciągnął Harry'ego do mocnego uścisku i po chwili odwrócił się, by pójść w swoją stronę, ale brunet złapał go delikatnie za ramię.

- Dziękuję... nawet cię nie znam, a tak naprawdę to uratowałeś mi życie. Mogę ci się odwdzięczyć? Jakkolwiek, proszę... - patrzył w niebieskie tęczówki ze łzami w oczach.

- Nie, nie musisz mi się odwdzięczać... - przerwał na chwilę, zastanawiając się - Albo wiesz co? Możesz mi dać swój numer, albo nazwisko, to dodam cię. - uśmiechnął się szeroko czekając na odpowiedź.

- Daj - wziął telefon szatyna i wszedł na Messengera wpisując swoje imię i nazwisko, pisząc do siebie "Hi". - Proszę. - uśmiechnął się szeroko.

Obaj kiwnęli głową, powiedzieli krótkie "narazie" i poszli w swoją stronę. 

Może wkrótce stworzą własną, jedną stronę?

Way Through The Dark - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz