Z I M A
PROLOG
„Ostatecznie i tak wszystkie gwiazdy na niebie gasną"
Nastąpiła zima, ale on wciąż w głębi ducha wierzył, że coś ulegnie zmianie. Lecz to właśnie statystki rządzące na ulicy mówiły, że nadzieja jest pierwszym stopniem stromych schodów rozczarowania.
Zimna noc. Jestem Londyn. Od wieków mam szansę obserwować tych, którzy cierpią pod odsłoną nocy. Pod niebem, które błyszczy gwiazdami. Dzisiejsza, ciemna i mroczna noc nie różni się niczym od poprzednich. To moje wilgotne uliczki są wypełnione cichymi westchnieniami. Tych, co zostali zapomniani. Małe obłoki wydobywają się z ich przemarzniętych ust. Widzę ich - śpiących na kartonach, owiniętych warstwami ubrań, przykrytych gazetami. Skryci pod kapturami, aby ukryć swój wstyd i upokorzenie. Znam ich każdego z osobna – ich przeszłość i teraźniejszą walkę. Ciemność jest ich przyjacielem. Skrywa wiele ciał, ale samotność i tak wypełnia ich dusze. Jestem miastem życia, marzeń i nadziei. Ale w tym przypadku.
Jestem Londyn – bez serca z ulicami, gdzie każdego dnia ludzie walczą o życie.
Stary koc. Zmarznięte dłonie, które stawały się powoli fioletowo niebieskie zacisnął na starym kocu. Nosił on na sobie zbyt wiele pór roku i czasu. Materiał był poszarpany z wieloma dziurami, ale i próbą załatania ich. Choć przesiąknięty był smrodem i wilgocią dla niego był jego domem. Jedynym tak naprawdę co jeszcze należało do niego. Chronił go przed zimnymi spojrzeniami przechodniów, które zmrażały go o wiele bardziej niż grudniowa pora. Mógł schować się w tym materiale. Przykryć każdą swoją bliznę, jaką nosił na skórze i w sercu. Swój plecak z najważniejszymi przedmiotami miał schowany głęboko pomiędzy swoimi nogami, ponieważ to niepogoda była najgorszym jego przeciwnikiem, ale inni ludzie żyjący tak jak on. Walczący każdego dnia o życie. Spod materiału bluzy były widoczne tylko przygaszone i zmęczona tęczówki oczu, ale w tym momencie również bardzo czujne. Serce, które miało ochotę każdego dnia przestać bić w tym momencie obijało mu się o żebra. Aż przyłożył drżącą dłoń do wychudzonej klatki piersiowej, żeby choć trochę je powstrzymać.
To była kolejna lodowata noc. Miasto zdawało się być już uśpione pod ciepłą pierzyną. Na ulicy nie było już żywej duszy. Z przymrużonych oczu był wstanie jedynie dostrzec ciemne, nieregularne kształty pod murami budynków. Działało to na jego korzyść, kiedy podniósł się ociężale z chodnika. Kości po kolei strzelały w jego ciele, jakby był o wiele starszy niż w rzeczy był. Głód zacisnął jego żołądek w supeł, do którego już przywykł. W rozpadający się plecak wcisnął poszarpany materiał i na dłonie naciągnął rękawiczki bez palców.
Wiatr wywołał w nim kolejną fale dreszczy, ale latarnia, która przestała palić się tuż przy zielonkawych drzwiach księgarni była kolejnym impulsem. Skradzionym łomem podważył stary zamek, który pod naporem siły chrupnął. Wyrwał go z starej futryny i wszedł szybko do środka, zatrzaskując drzwi. Drzwi, które za dnia uchylały się z wdziękiem, teraz stały się barierą pomiędzy jego światem, a tym składającym się z magicznych liter. Odetchnął głęboko wypuszczając powietrze z płuc. Cisza i spokój, wręcz go zaatakowały. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w takim miejscu. Zapach papieru nic się nie zmienił. Każda książka, którą nagle miał w zasięgu wzroku opowiadała inną historię. Przenosiła go do innego świata. Pozwalała się uwolnić rzeczywistości, aby oddać się fantazją.
Wszedł głębiej, delikatnie i ostrożnie kładąc kroki, aby nie zburzyć tego, że nie miał prawa przebywać wśród tych dzieł. Ciepło przemawiało do jego orgazmu po tym jak właściciele musieli nagrzać to miejsce w trakcie dnia.
CZYTASZ
Poszukując Własnej Gwiazdy [18+] |
CasualeW ciemnych miejscach Londynu, gdzie światła latarni nie docierają, codziennie rozgrywają się historie, które nigdy nie będą miały szansę zostać opowiedziane. Tam wśród brudu, chłodu i obojętności ludzie toczą bitwę o przetrwanie. On, kiedyś znany w...