Laura siedzi na kanapie w pokoju Sonii, obgryzając paznokcie lewej dłoni, prawą skubiąc rękaw bluzy. Sonia przygląda się przyjaciółce z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
SONIA: [wzdychając] Laura…
LAURA: [warkotliwie] Jestem wdzięczna, że pozwoliłaś mi tu zostać, serio.
SONIA: Laura, pozwól mi tam iść.
Laura podnosi głowę i spogląda na Sonię smutnym wzrokiem, po czym mamrocze ciche „nie” i wraca do poprzedniej pozycji. Sonia zaś odbija się barkiem od futryny drzwi i powoli podchodzi do przyjaciółki; siada obok niej i delikatnie ujmuje jej dłonie w swoje.
SONIA: Martwię się, że on ci coś zrobił, słońce. Wyglądasz, jakby…
LAURA: [szeptem] To ja zepsułam, nie on. Harry nic mi nie zrobił. Nawet do mnie dzwonił.
Laura wyciąga z kieszeni bluzy telefon i pokazuje Sonii listę nieodebranych połączeń. Sonia nijak nie rozumie, po co ten kretyn wydzwania do Laury, jednak postanawia nie komentować jego zachowana.
LAURA: Pewnie chce, żebym zabrała swoje rzeczy.
SONIA: [nagle wstaje; podnosi głos] Nawet mi się nie waż tam iść. Ja tam pójdę, z Sophie. Zbierzemy wszystko, co wygląda na damskie i wyjdziemy.
LAURA: [w odpowiedzi na reakcję Sonii, jeszcze bardziej ścisza głos] Sonia, ja…
SONIA: [spacerując po pokoju] Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Nikt tam nie pójdzie. Zapomnij o tym, schowaj ten cały burdel do jakiegoś mentalnego pudełka. Nie zabierzesz z tamtego domu nic, co mogłoby ci przypominać o…
LAURA: Sonia, ja chcę moje rzeczy.
SONIA: Nie, ty po prostu chcesz tam iść, on cię od siebie uzależnił, jest jak narkotyk, rozumiesz? I pomijając całe romantyczne ścierwo, to jest popierdolona korelacja, on nie może być twoim narkotykiem, nikt nie powinien być. Narkotyki niszczą prawidłową percepcję, Laura. A właśnie to robi tobie.
Sonia wzdycha, podchodzi do Laury i mocno ją przytula, po czym wychodzi z pokoju, rzucając na odchodnym, że postara się przyjść wcześniej z pracy. Laura tymczasem obraca w dłoniach telefon i zastanawia się, czy powinna odpowiedzieć na któreś z połączeń od Harry’ego.
[później; gdzieś indziej]
HARRY: To nie jest tak, że ona nie jest dla mnie ważna, bo jest, ona jest piękna. I moja.
HARRY: Mam tylko dość tego jej kurwienia się po kątach, dlaczego ona nie może być inna.
HARRY: Ja nie wiem, co bez niej zrobię.
ANNIE: Mógłbyś, z łaski swojej, przestać? Niszczysz mi libido, sobie pewnie też.
Harry wypuszcza ze świstem powietrze z płuc i obraca się w stronę nieco naburmuszonej Annie; Annie, która leży na swojej czerwonej, satynowej pościeli rodem z taniego burdelu; Annie, która wije się na materiale jak znudzona kotka.
HARRY: Jasne.
[zmiana lokalizacji]
Telefon Laury leży pod ścianą, rozłożony na części pierwsze, prawdopodobnie po bliskim spotkaniu ze ścianą; sama Laura nie ruszyła się ani o centymetr z fotela, na którym zostawiła ją Sonia cztery godziny wcześniej.
SOPHIE: Laura, jesteś głodna?
Laura nie odpowiada, Harry nienawidził, gdy Laura krzyczała na całe mieszkanie. Dziewczyna nie miała ochoty się ruszyć, dlatego jedynym wyjściem pozostawała cisza.
SOPHIE: Laura?!
NACZYNIA W ZLEWIE: [brzęk]
GARNEK: [pyk]
SZAFKA NAD KUCHENKĄ: [skrzyp]
OBUWIE SOPHII: [stuk-stuk-stuk]
DRZWI: [jęk]
SOPHIE: Laura, jesteś może głodna?
LAURA: Nie, dzięki.
SOPHIE: Och. Okej. Sonia niedługo powinna wrócić.
Sophie nie ma pojęcia, kim jest Laura dla jej dziewczyny, ale postanawia się nie wtrącać; gęstą atmosferę panującą w mieszkaniu można by kroić nożem. Laura spogląda na zepsuty telefon, wyrzucając sobie w duchu impulsywność i ewidentny idiotyzm.
SOPHIE: Laura, chcesz może herbaty?
Laura wzdycha i powoli wstaje z fotela, potem kieruje się do kuchni i z przyklejonym uśmiechem odpowiada, że tak, z przyjemnością napije się herbaty.
CZYTASZ
/ jealous /
Fanfictionjestem zazdrosny o to, że jesteś szczęśliwa nawet wtedy, gdy mnie nie ma w pobliżu | styles; letsgetoutofhere 2014/2015