Część 5 - Biesiada

21 4 2
                                    

Pomimo nieprzyjemnego wieczoru resztę wolnego czasu spędziliśmy w wesołym gronie. Jednak robiło się co raz później i niektórzy musieli już wracać. Alice, wraz z Asrą pożegnali Nadię i Portię. Julian postanowił jeszcze zostać.

-Może my już pójdziemy się położyć? -Alice zwróciła się bezpośrednio do Asry przecierając oczy ze zmęczenia, ten przytaknął i oboje pokierowali się na górę zostawiając mnie samą z Julianem.

-Dużo się dzisiaj działo, co nie? -Przez chwilę nie słuchałam, że Julian coś do mnie mówił. Dalej myślałam nad słowami tamtego stworzenia, nieważne czym kolwiek by ono nie było.

-No, właściwie za dużo... -Zaśmiałam się nieśmiało odpowiadając mu.

-Wiesz znam ciebie dopiero dzień, a już cię lubię i ciężko mi się będzie z tobą rozstać. - Chłopak uśmiechnął się kierując wzrok prosto na mnie.

-To mnie nie zostawiaj. - Spojrzałam się na niego i nasze wzroki skrzyżowały się. Patrzyłam się wprost w jego piękne szare oczy. - W sensie wiesz... -Spanikowałam - Chodzi mi o to, że boję się teraz zostać sama...

Autentycznie zrobiło mi się głupio. Odwróciłam wzrok czekając na jakąś jego reakcję. Zaśmiał się niezręcznie po czym odpowiedział.

-Nie ma problemu. Z resztą i tak musimy iść jutro do zamku, pamiętasz? Przyszedł bym po ciebie i tak, ale teraz będziemy mogli pójść tam razem. - Uśmiechnęłam się pod nosem nadal unikając jego wzroku. Poczułam ciepło na policzkach.

-Dziękuję- wydukałam z siebie powoli wstając od stolika. Wyciągnęłam dłoń w stronę Juliana dając tym samym znak żeby poszedł za mną. Ten złapał mnie za rękę i oboje pokierowaliśmy się w stronę schodów.

-Wracają przyjemne wspomnienia..- Julian zaśmiał się pod nosem, więc domyśliłam się co sugeruje.

-Fuj! wiesz że właśnie popsułeś atmosferę?- Zaśmiałam się, ciągnąc go do siebie, żeby przyśpieszył.

- No przepraszam, przepraszam... - Przewrócił oczami, a ja parsknęłam śmiechem. Uciszyłam się trochę żeby nie obudzić Alice i Asry.

Dotarliśmy pod drzwi mojego pokoju, otworzyłam chcąc by Julian wszedł pierwszy. Od razu zrzucił z siebie płaszcz i kurtkę po czym rzucił się na fotel.

-Może to nie luksusy, ale jest wygodnie. - Zrobiłam się czerwona na jego widok, ten widok był rozczulający i taki no... Zachichotałam cicho i rzuciłam w niego poduszką. - Ej co jest?!

-Wojna na poduszki?- Zaśmiałam się patrząc na jego reakcję. Pomysł musiał mu się spodobać, bo zerwał się z fotela, patrząc się na mnie zachłannym wzrokiem.

-Ciekawa propozycja... Jak przyjmiesz do siebie fakt że umiem wojować mieczem? - Zaśmiałam się.

-To nie miecz, a poduszka, doktorku. - Machnęłam próbując go uderzyć, jednak był szybszy i uniknął ataku. - A uwierzysz mi jak powiem że chodziłam na szermierkę?

-Nie wiem co to jest, ale brzmi ciekawie... - Julian również się zamachnął ale zablokowałam go. - en garde!

Batalia trwała w najlepsze. Oboje śmieliśmy się i wykorzystałam sytuację jego nieuwagi. Uderzyłam go poduszką w bok i powaliłam na ziemię.

-To był cios poniżej pasa! - Nadal śmieliśmy się w najlepsze. Pomogłam mu wstać, a ten złapał za łańcuszek, który dostałam od Alice i przyciągnął do siebie szepcząc mi do ucha -Tym razem dałem ci wygrać. Pierwszy i ostatni raz.

Poczułam jego ciepły oddech przy mojej szyi i zrobiło mi się gorąco. Czułam na policzkach to jak zaczęłam się gotować.

-Może powinniśmy się już położyć? - Zawstydzona i skrępowana wydukałam z siebie jedno zdanie. Rozbawiło go to jak łatwo może doprowadzić mnie do szaleństwa. - Mamy dwie opcje, oboje śpimy na łóżku lub oboje śpimy na podłodze...

The Arcana Legacy | The Arcana game fanfiction |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz