Gdzie Kaeya przychodzi pokaleczony, a Albedo mu pomaga.
Tamtej nocy padał deszcz.
Nic nie wskazywało na to, że ten wieczór będzie znacząco różnił się od pozostałych. Albedo planował skończyć pracę nad jednym ze swoich najnowszych eksperymentów, wsłuchując się przy tym w krople wody, regularnie uderzające w jego okno. Ten dźwięk, z pozoru prosty i typowy, pomagał mu się skupić i uspokoić. Pogrążony w swoich notatkach, napisanych w na tyle niejasny i spontaniczny sposób, że nikt oprócz niego samego nie był w stanie nic z nich zrozumieć, nie przypuszczał, że już za kilka chwil jego rzetelna praca zostanie przerwana przez ciche pukanie do drzwi.
Pierwsze ciche stuknięcia zupełnie umknęły jego uwadze, zagłuszone przez deszcz, szelest kartek, a także bulgotanie zielonkawej substancji, podgrzewanej obecnie nad niewielkim palnikiem. Dopiero za drugim razem, kiedy uderzenia stały się nieco mocniejsze, a co za tym idzie — głośniejsze, blondyn podniósł głowę, rozglądając się za źródłem dźwięku. W końcu, gdy nareszcie odkrył, że uderzenia nie zostały powołane do życia przez coś w jego domowym laboratorium, postanowił wstać i rozejrzeć się po reszcie domu. Dokładnie wtedy dźwięk rozległ się po raz trzeci, a tym samym ostatni tego wieczoru. Albedo mógł już wtedy z pewnością stwierdzić, że dobiegał on z przedpokoju, a dokładniej — ze strony drzwi wejściowych. Zdziwiło go to nieco, rzadko miewał gości, zwłaszcza o tak późnej porze. Początkowo planował nawet to zignorować, nie miał dzisiaj ochoty na zbyt długie rozmowy, zwłaszcza, że był zdeterminowany, by nareszcie skończyć to, co zaczął. Już miał wrócić do pracy, gdy nagle usłyszał głośne uderzenie tuż przed jego drzwiami. Zdezorientowany podszedł do nich szybkim krokiem, tylko po to, by po chwili zobaczyć coś, czego w życiu by się nie spodziewał.
Sam Kaeya Alberich, Kapitan Kawalerii rycerzy Fawoniusza, będący również partnerem młodego alchemika, klęczał na schodach prowadzących do jego domu, jedną ręką trzymając się za brzuch, a drugą opierając się o zimną, mokrą barierkę. Pomimo tego, że na zewnątrz było już ciemno, Albedo bez problemu mógł zauważyć, w jak opłakanym stanie był jego gość. Jego zwykle ułożone włosy były rozczochrane, ubrania podarte, brudne i zniszczone, a skóra poraniona. Ten słaby, poturbowany mężczyzna ani trochę nie przypominał tego pewnego siebie, żywego, zabawnego i silnego Kaeyę, którego znał błękitnooki. Widok jego chłopaka w takim stanie niezwykle go zmartwił. Szybko klęknął przy nim, nie zważając na to, że za chwilę on również będzie przemoczony do suchej nitki. Ostrożnie wziął jego twarz w drżące ze stresu dłonie, próbując wytrzeć z niej zaschniętą krew i błoto. Delikatnie odgarnął brudne kosmyki z jego czoła, składając na nim delikatny pocałunek.
— K-kae... — wyszeptał, wsuwając palce w jego zmierzwione, granatowe włosy. — Wejdź do środka, będziesz chory, jeśli zostaniesz tak długo na dworze. Jest zimno — mruknął, łapiąc go lekko za ramiona i ciągnąc do góry. Wyższy zachwiał się, jednak z pomocą drobnego blondyna, udało mu się ustać na nogach i wejść do środka. Alchemik zaprowadził go do swojego pokoju, sygnalizując mu, żeby położył się na łóżku. Kaeya bez protestów skorzystał z cichego pozwolenia, po chwili zamykając oczy, jednak nie zapadając w sen. Ból spowodowany przez wiele ran był zbyt uciążliwy, żeby mógł zasnąć.
— Dziękuję... — wyszeptał w końcu, a jego zachrypnięty, niemalże niesłyszalny, zmęczony głos sprawił, że Albedo poczuł, jak w jego oczach zbierają się łzy. Odczuwanie tak silnych emocji było dla niego nietypowe, potrafił je w nim wyzwolić tylko granatowowłosy. Jedynie przy nim Kreideprinz potrafił się czuć tak swobodnie, tylko o niego mógł się martwić i tylko z nim cieszyć. Dlatego też teraz, kiedy zobaczył swojego ukochanego w tak okropnym stanie, było mu ciężko utrzymać emocje na wodzy. Tak bardzo się martwił, chciał wiedzieć co się stało, jednak wiedział, że niepotrzebne pytania tylko by wszystko pogorszyły. Postanowił pozostawić je na później, teraz najważniejsze dla niego było doprowadzenie jego partnera do porządku.
CZYTASZ
Kwiat cecylii pokryty śniegiem |Kaebedo one shots|
FanfictionKrótkie opowiadania o najlepszych chłopcach z Genshina