Rozdział 3

97 17 16
                                    

Kiedy udało nam się chodź trochę odetchnąć po tym jak ledwo uszliśmy z życiem, postanowiłem dokładnie przyjrzeć się pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy. W porównaniu do dwóch pozostałych ten wydawał się najmniej niebezpieczny. Swoim stylem przypominał nieco stary gabinet, wiecie świece, masa książek, sztuczna skóra jakiegoś zwierzęta na podłodze i tak dalej. W chwili, gdy Liam otrzepywał się z kurzu, ja podszedłem do biurka, na którym już z daleka dostrzegłem dyktafon. Dziwne, że nie został ukryty tak jak ostatnim razem. Powoli objąłem go palcami mając duże wątpliwości czy to aby na pewno nie żadna ściema i po uniesieniu go do góry nie uruchomi się żadna pułapka.

-Zastanawiasz się nad czymś? - Zwróciłem swój wzrok ku przyjacielowi ciągle utrzymując rękę w tym samym miejscu.

-Tak. Zastanawiam się ile jeszcze zostało nam żyć. - Odparłem kąśliwie, na co ten wywrócił oczami. Ponownie wróciłem spojrzeniem do urządzenia i powoli je uniosłem jednocześnie nasłuchując czy nie zerwało to jakiejś blokady. Odczekaliśmy minutę, w ciągu której nic się nie wydarzyło, więc wcisnąłem przycisk startu.

„Znajdźcie coś z czego za się ułożyć nazwy przedmiotów."

Krótka wypowiedź rozniosła się echem po pomieszczeniu. Spojrzałem pytająco na Liam'a, a ten wskazał na coś za moimi plecami. Odwróciłem się na pięcie, a moim oczom ukazało się kilka kwadratowych ramek. Oboje zbliżyliśmy się o kilka kroków próbując dowiedzieć się o co tym razem chodzi. W każdej z ośmiu ramek znajdował się cień jakiegoś przedmiotu, a pod nimi było coś na wzór miniaturowych kontaktów, które zapewne służyły do ułożenia nazwy.

-Z czego my to mamy niby ułożyć? - Zapytał przejeżdżając palcami po wypustkach w ścianie.

-To nie może być żadne pióro czy długopis, to musi być coś przestrzennego. - Po tych słowach rozdzieliliśmy się i każdy z nas wylądował po przeciwnej stronie pokoju. Mam dziwne przeczucie, że szukanie czegoś, czego nawet nazwy nie znamy zajmie nam wieki. Żeby tego było mało cholernie chciało mi się palić, a świadomość, że wszystkie potrzebne rzeczy mam w kieszeni wcale tego nie ułatwiała. Potrząsnąłem głowa orientując się, że przez moment stanąłem w miejscu. Pozrzucałem z biurka wszystkie możliwe papiery, które teraz walały mi się pod nogami, ale nie było tutaj nic poza nimi. Przeszedłem na drugą stronę kontrolując czy może Liam czegoś nie znalazł. Zauważyłem go przeglądającego jakąś durną książkę.

-Liam! - Krzyknąłem na co ten się wzdrygnął, a książka wyleciała mu z rąk. - Mieliśmy szukać czegoś co pomoże nam się stąd wydostać, a nie przeglądać obrazki!

W teorii przywykłem do jego zachowania, chłopak ma problem usiedzieć w miejscu i zawsze wszędzie go pełno, a jak przychodzi czas takiego sprzątania to nawet widelec wydaje mu się dwadzieścia razy ciekawszy. Jednak teraz każde takie zachowanie działało na mnie jak płachta na byka. Otworzyłem kolejno cztery szuflady i wygrzebałem z nich wszystko licząc, że może tutaj coś znajdę.

-Ja pierdole! - Odskoczyłem do tyłu prawie przewracając się o fotel.

-Co jest? - Brązowooki odwrócił się w moją stronę trzymając w rękach przerażająco wyglądającą lalkę, którą wygrzebał ze starej skrzyni.

-To jest! - Wyciągnąłem z szuflady drewniany przedmiot na wysokość głowy, by ten bez problemu mógł go zobaczyć.

-Pułapka na myszy? Na Ciebie to by się większa przydała. - Parsknął śmiechem wracając do szperania w skrzyni. Zmrużyłem oczy ciskając przedmiotem tuż obok jego głowy. Miałem szczęście, że to cholerstwo zatrzasnęło się na trzonie od pędzla, a nie na moim palcu. Usiadłem na fotelu wbijając wzrok w ten cały rozpierdol który zrobiliśmy. Nie ma tutaj niczego niezbędnego! Sięgnąłem ręką pod fotel, żeby nieco go obniżyć. Wymacałem dźwignię, lecz obok niej było coś jeszcze, nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to coś materiałowego. Zeskoczyłem na podłogę i klęknąłem zaglądając pod spód. 

On your own responsibility//Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz