Cztery dni.
Tyle minęło, odkąd wszystko powróciło do normy. Chociaż norma w tym przypadku była pojęciem mocno względnym. Ludzie, którzy niegdyś rozpłynęli się w powietrzu zwyczajnie powrócili w miejscach, w których znajdowali się po raz ostatni. Gdy zaczęli się pojawiać żadna z tych osób nie miała pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło. Dla nich minęło kilka nic nieznaczących sekund, zupełnie tak jakby na jakiś czas stracili przytomność. Prawda była niestety brutalniejsza. Od tamtej pory minęło pięć długich lat i trzeba było zmierzyć się z surową rzeczywistością – że niektórzy poszli naprzód, ułożyli sobie życie, a ci którzy odeszli stali się bolesną i przede wszystkim odległą przeszłością.
Tępo wpatrywałam się w ścianę swojego pokoju ze świadomością, że na zewnątrz domu trwa pogrzeb mojego ojca i prawdopodobnie wszyscy zgromadzeni zastanawiają się, gdzie poszła córka bohatera, którego opłakuje większość świata. Odpowiedź była prosta – córka Tony'ego Starka nie potrafiła spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że jego już nie ma i nigdy więcej nie będzie. Leżałam w tych samych ciuchach już od kilku dni. Dopuściłam do siebie jedynie Pepper, która opatrzyła moje rany. Nie chciałam w tamtym momencie widzieć nikogo innego. Nie chciałam słuchać pustych kondolencji, które nijak odnosiły się do skali bólu, który odczuwałam. Agonię zwiększało małe ustrojstwo, które notorycznie przewracałam w rękach. Trafiło do mnie niemalże od razu po bitwie, która zmiotła z powierzchni ziemi bazę Avengers, dziesiątki istnień i człowieka, który był odpowiedzialny za moją egzystencję. Wiedziałam, co znajduje się na urządzeniu i pewnie to sprawiło, że nie potrafiłam tego obejrzeć wcześniej. Co więc zmieniło moje myślenie, co sprawiło, że nagle stałam się gotowa? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, chociaż prawdopodobnie chciałam mieć już to po prostu za sobą. Naciskając mały przycisk nie poczułam jednak ulgi, a jedynie mdłości, które targały mną od kilku dni.
- Sarah... - Moim oczom ukazała się postać mojego ojca, choć jedynie w formie hologramu. Mimo to mogłabym przysiąc, że jego obecność w pomieszczeniu była wręcz namacalna. - Jeżeli to oglądasz, to oznacza, że spełniły się moje najgorsze obawy i najzwyczajniej w świecie mnie już z wami nie ma. Ale szczerze mówiąc nie chcę opowiadać ci o tym, jak bardzo powinnaś za mną tęsknić. Wiem, że będziesz, ale nie chcę, żebyś odstawiała ciężką żałobę. Poleć na jakieś wakacje, kup sobie coś ładnego i bierz się do roboty, bo świat... Dziewczyny na pewno cię potrzebują. Jeżeli plan się powiódł i wszyscy wrócili, to masz dwa razy więcej pracy, bo po raz kolejny w twoim życiu dochodzi do ciężkiej zmiany rzeczywistości. Jeżeli tak jest to na samym początku chciałbym poprosić cię o to, żebyś zaopiekowała się Pepper i Morgan. One będą cię potrzebować i wiem, że tylko ty możesz je wesprzeć. Po drodze nie zapomnij też o Happym, bo domyślam się, że płacze za mną jak mała dziewczynka.
- Nawet nie wiesz jak – zaśmiałam się cicho, przygryzając przy tym wargę, by nie rozkleić się w podobny sposób.
- Teraz przejdźmy do konkretów, bo to o nie chodzi w życiu. Wszystkiego dowiesz się z testamentu, ale chciałbym żebyś usłyszała to też ode mnie... Wszystko co mam zostawiam tobie. Liczę, że rozdzielisz to sprawiedliwie między ludzi, którzy byli częścią mnie - westchnął cicho zerkając na mnie tak, że gdybym nie uczestniczyła w bitwie, to mogłabym przysiąc, iż jest ze mną w tym pokoju. - Chciałbym, żebyś stanęła na czele firmy, o ile masz na to ochotę. Możesz też założyć swoją własną, skoro jesteś całkiem niezłym inżynierem. Kup sobie wyspę i na niej zamieszkaj, żyj do końca za to, co masz...
Pokiwałam przecząco głową, nie chciałam słuchać o interesach, o pracy, o pieniądzach. Chciałam, żeby powiedział mi coś dobrego, że wszystko będzie dobrze... Dlaczego ten cholerny człowiek nie mógł powiedzieć czegoś innego?
- Jeżeli plan się powiódł i wrócili wszyscy – tutaj Tony odchrząknął głośno, przywracając mnie do rzeczywistości. – Chcę, żebyś nie patrzyła na przeszłość, czyli głównie na mnie. Chcę żebyś była szczęśliwa bez względu na to, kto ci to szczęście daje. Już dawno pogodziłem się z tym co było i przebaczyłem wszystkim, którzy mnie kiedykolwiek skrzywdzili.
Otworzyłam szeroko oczy, a na mojej twarzy zagościło zdezorientowanie. Czy to możliwe, że mój ojciec miał większe pojęcie o moim życiu niż mi się wydawało? Czy możliwym było, że dowiedział się o czymś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego? Jeżeli tak, to dlaczego wcześniej o tym ze mną nie porozmawiał? Choć szczerze mówiąc, nie wiedziałam co miałby mi powiedzieć. "Hej, Sarah... Wiem, co łączyło cię z Zimowym Żołnierzem". Gdy przeanalizowałam to zdanie, to zdałam sobie sprawę z tego, jak niedorzeczne to było. Oczywiście, że nie był z tego powodu zadowolony, ale pewnie też nie zawracał sobie tym głowy, jeżeli nawet nie brał pod uwagę tego, że ci co zniknęli mogą wrócić. W przeciwieństwie do mnie, bo podświadomie zawsze wiedziałam, że James Buchanan Barnes stanie na mojej drodze ponownie.
Poznaliśmy się w Wakandzie, choć nie było to nasze pierwsze spotkanie. Zaraz po pierwszym rozpadzie Avengers wyjechałam tam, by skorzystać z programu kształcenia, jaki zaoferował mi król T'Challa. Gdy Wakanda otworzyła się na świat, wyznając swoje tajemnice, zobowiązali się przyjmować studentów, którzy z czasem mogliby obsługiwać ich technologię na całym świecie. Uczyłam się pod okiem najlepszych naukowców, w tym Shuri, która stała się mi bliska. Ale nie tylko ona... W tamtym czasie w Wakandzie przebywał również Bucky, nad którego naprawieniem ciężko pracowała siostra króla. Ja byłam wtedy zagubioną nastolatką, a on skrzywdzonym mężczyzną, na którego widok moje serce rozpadało się na milion kawałków. Nie minęło wiele czasu, gdy zaczęliśmy spędzać ze sobą czas. Na początku na łonie natury, czytając książki, ucząc go wszystkiego od nowa. Później zaczęliśmy wielogodzinne rozmowy o wszystkim i o niczym, które przerodziły się we wspólne treningi. Trenował mnie tak, jak trenował niegdyś Czarną Wdowę. Ze mnie jednak nie chciał zrobić zabójcy - chciał bym potrafiła się bronić w świecie, w którym ludzie nienawidzą mutantów takich jak ja. Zawiązała się między nami dziwnego rodzaju przyjaźń, której nie rozpracowałam nawet przez pięć lat jego nieobecności.
- Wygląda na to, że kończy mi się czas i powinniśmy ruszać, dlatego na sam koniec chcę powiedzieć ci, że kocham cię 3000 razy mocniej – zatrzymał się na chwilę, opuszczając delikatnie głowę w dół. – I jeżeli odejdę, to wiem, że podbijesz ten świat i dasz im wszystkim popalić tak, że będą wiedzieli jak masz na nazwisko.
Uśmiechnęłam się delikatnie czując, jak po moim policzku spływają słone łzy. Cholernie mi go brakowało i zaczęłam sobie uświadamiać to z każdą kolejną chwilą. Gdybym tylko wiedziała, jak to się skończy, że widzę go ostatni raz... Z pewnością powiedziałabym mu więcej, niż głupie uważaj na siebie. Powinnam powiedzieć więcej.
- Ah i jeszcze jedno... – puścił mi oczko, po czym cała animacja zniknęła, zostawiając mnie zdewastowaną. Tak kompletnie. Obdartą ze wszystkiego, co miałam do tej pory. – Świat potrzebuje Iron Mana – usłyszałam na odchodne, gdy już myślałam, że to koniec wiadomości.
Nawet w obliczu śmierci dbał o resztę bardziej, niż o siebie samego i to sprawiło, że nie byłam w stanie się już pohamować. Rzuciłam urządzeniem w ścianę, nie zwracając uwagi na to, że może się zniszczyć i już nigdy więcej nie zobaczę tego nagrania. Ja po prostu byłam zdewastowana i chciałam dać upust durnym, targającym mną emocjom.
- Dlaczego wziąłeś tą cholerną rękawice – pisnęłam cicho, zakrywając usta, by nie wydać z siebie żadnego krzyku. – Idioto...
CZYTASZ
After / Avengers
FanfictionJedno pstryknięcie odmienia życie całego świata, ale czy powrót tych, co zniknęli faktycznie będzie tak idealny, jak mogło się wydawać?