I. małe, białe kłamstwa
Cache bien ton jeu, je pourrais te faire mal
– Kolejka zaczyna się z drugiej strony! – Oburzenie kotłujących się w tłumie klientów zawsze było tak samo komiczne. Jakby każdemu z osobna wydawało się, że to on jest tam najważniejszy i to absurd, że na cokolwiek musi czekać. – Dzień dobry, posiada pan kartę członkowską? – Moje uszy podrażnił długi dźwięk skanowania kodu kreskowego na kawałku plastiku, a później artykułów papierniczych. – Czy siatkę doliczyć? – Szelest kawałka papieru i kolejny odgłos dochodzący ze skanera, jak codziennie, po ósmej godzinie pracy, przyprawiał mnie o migrenę. – Polecamy teraz czekoladę pistacjową w promocji. – Wymusiłem uśmiech na kolejne zaprzeczenie. Wcale mi nie zależało na tym, aby ten człowiek, albo jakikolwiek inny zjadł czekoladę, po prostu musiałem ją sprzedać, aby wyrobić wyniki ze sprzedaży produktów promocyjnych, by nie wysłuchiwać kolejnej serii pretensji od, i tak wiecznie niezadowolonego, kierownika. – Do widzenia, miłego wieczoru. – Wziąłem głęboki oddech. Jeden, dwa trzy... – Zapraszam do kasy!
***
Czułem jak moje ciało dygocze pod wpływem grudniowego przymrozku. Ciepła kurtka niewiele pomagała, ponieważ odpuściłem sobie zakup nowych butów. Nieustannie chodziłem w trampkach, mimo zlodowacenia na chodnikach. Podciągnąłem nosem. Plecak ciążył mi na plecach, gdy z uporem maniaka, szukałem w kieszeniach aerozolu na katar, od którego uzależniłem się przez przypadek, nie łudząc się nawet, że sprej robi coś więcej, niż wysuszanie śluzówki mojego nosa. Byłem w pełni świadomy faktu, że tylko sobie szkodzę, ale skoro i tak nie miałem nic pozytywnego z życia, chciałem chociaż pooddychać pełną piersią. Kiedy udało mi wreszcie zakroplić nos, poczułem jakby z moich zatok zszedł cały ciężar, wyłącznie odblokowując kolejną salwę migreny. Podciągnąłem nosem znów, a później wreszcie wysiadłem z autobusu.
Gdzie byłem? Na drugim końcu świata.
Wiedziałem, że Nowy Jork to metropolia, ale dopiero kiedy przemierzyłem go wzdłuż i wszerz komunikacją miejską, lepiej zrozumiałem miasto, które uważałem za własne. Mimo tego, że mieszkałem tam od urodzenia, nie znałem osiedla, którego obraz rozrysował się prze moimi oczami. Klatki były pozamykane, a cały teren strzeżony. W moim ekwipunku natomiast tkwiło coś koło trzech setek małych, brzydkich, zaśmiecających środowisko ulotek, które musiałem dostarczyć do skrzynek, żeby wreszcie zarobić na te przeklęte, ciepłe buty.
Wywróciłem oczami odpalając papierosa. Jaki ze mnie hipokryta. Gdybym rzucił palenie, najpewniej odłożyłbym na ocieplane obuwie. Ale tu nie chodziło o to, żeby je mieć, tylko o to, żeby tego typu zakup nie pogrążył mnie finansowo.
Próbowałem oszacować, w jakim czasie od zawycia systemu ochronnego, przyjedzie straż miejska, jeśli przeskoczę przez płot. Mógłbym to olać. Dosłownie – wrzucić ulotki do kosza na śmieci, zalać je benzyną i przyprószyć płomieniem zapałki. Uśmiechnąłem się z rozmarzeniem do tej koncepcji, jednak zaraz za nią kryło się wspomnienie zapisku na umowie śmieciowej, że jeśli okaże się, iż ulotki nie zostały dostarczone – będę zobligowany oddać ich podwójną wartość w gotówce.
Wtedy musiałbym sprzedać kurtkę. I może też nerkę?
Oblizując spierzchnięte usta, rozejrzałem się dookoła. Bloki. Wyrastające z ziemi, betonowe monstra, w których gnieździły się pasożyty takie same jak ja. Wtem pojawił się jednak ktoś, kto wyglądał, jak mój ratunek.
Babcia.
Taka zwyczajna babcia, która niosła dwie, zapewne ciężkie, torby z zakupami, a ja dziękowałem sobie i naturze za to, że wyglądałem na raczej przyjemnego, młodego człowieka, więc bez zastanowienia przydepnąłem niedopałek butem i podszedłem do kobiety, ubierając na usta swój firmowy uśmiech.
![](https://img.wattpad.com/cover/33211047-288-k351115.jpg)
CZYTASZ
WYDANA I. sztuka kłamania: tak powstają złoczyńcy [+18]
Romance"Et couvre-moi de lavande" Luc Moreau nie miał problemów z prawem, do chwili, gdy jego talent artystyczny okazał się szczególnie pożądany na czarnym rynku. Seria moralnie wątpliwych wyborów doprowadziła do momentu, w którym z zaharowanego przez dług...