- Pan sobie chyba żartuje. - zaśmiał się szatyn. - Pan nie żartuje.
- Nie. Rozmawiałem z panią Hooch i powiedziała, że ktoś musi to zrobić, więc padło na ciebie, bo teraz nikt inny nie ma tylu szlabanów ile ty masz.
- Bo jakimś cudem tylko ja je dostaje. - prychnął. - Serio mam czyścić te prysznice bez użycia magii?
- Tak. Twoje przybory leżą tam. - machnął różdżką w kąt łazienki i pojawiło się tam wiadro z różnymi detergentami. - Lepiej dla ciebie żebym nie znalazł tu żadnych śladów magii jak skończysz. - rzucił zanim wyszedł.
- Żyjemy w pierdolonym Hogwarcie. Jakim cudem niby miałoby tu nie być śladów magii. - mruczał pod nosem.
Miał nadzieję, że ten szlaban będzie wyglądał całkowicie inaczej, że znowu będzie mógł obserwować Stylesa przy pracy i zachwycać się jego idealnymi ruchami, a może nawet stanie się coś więcej. Tymczasem został sam, z czyszczeniem pryszniców, których używali zawodnicy drużyny Quidditcha.
Podsumowując. Zajebiście się ustawił.
Tomlinson uznał, że im szybciej zacznie tym szybciej skończy, więc już chwilę później zaczął oceniać co tak właściwie musi zrobić. Nie było tego tak dużo jak myślał. Szatyn widział, że najwiecej roboty będzie miał z podłogą, ale reszta była sprzątana w miarę na bierząco.
Całe szczęście czasem widział jak pracują mugole, więc wiedział co gdzie dolać i już za moment był na kolanach, myjąc po kolei kafelki.
***
Nie wiedział ile już pracował, ale było mu gorąco. Czuł, że koszulka przyległa mu do ciała, a grzywka do czoła. Obejrzał się za siebie z lekkim uśmiechem. Większość pracy miał za sobą i został mu już tylko etap przy samych drzwiach.
Szybko ściągnął przemoczoną koszulkę i rzucił gdzieś w kąt, przez co poczuł przyjemny powiew powietrza na skórze.
Wrócił do wiadra z wodą, przeniósł je pod ścianę, żeby mieć je bliżej i ponownie uklęknął, zaczynajac czyścić przestrzeń przy drzwiach.
Pracował skupiony na swojej robocie dopóki nie usłyszał skrzypnięcia drzwi. Podniósł wzrok, a jego oczy uchwyciły ciasne dżinsy, następnie równie opięty t-shirt i intensywnie zielone oczy wpatrzone w niego.
- Już kończę. - rzucił, unosząc się lekko na kolanach. Nadal nie spuszczał wzroku z oczy profesora.
- Kurwa. - wypłynęło z ust bruneta.
- Co?
- Nic. - odparł, odsuwając się od szatyna. - Chciałem tylko sprawdzić jak sobie radzisz. - Tomlinson był pewny, że Styles chce uciec. Wiedział też, że to jego moment na zemstę. - Wracam do siebie.
- A nie uważa pan, że będzie panu trochę ciężko z tym. - spojrzał wymownie na krocze bruneta.
- Nie wiem o czym mówisz. - mruknął przez zaciśnięte zęby.
- Ah, oczywiście. - westchnął szatyn, po czym podniósł się z kolan i podszedł jak najbliżej Stylesa, który wstrzymał powietrze.
Szatyn wyciągnął dłoń przed siebie, aby odnaleźć palcami klamkę do drzwi.
- W takim razie proszę bardzo. - szepnął dosłownie przy uchu profesora i być może musnął je ustami. - Niech pan wychodzi.
- Jeszcze tego pożałujesz. - westchnął brunet. Odwrócił Ślizgona tak, żeby to on był plecami do ściany i przejechał palcami po żuchwie chłopaka.
- Ah tak. - szatyn z trudem powstrzymał głośnie westchnienie.
Styles mruknął cicho jako potwierdzenie i przeniósł obie dłonie na ścianę, po dwóch stronach głowy szatyna i zbliżył swoją twarz do jego. Ślizgon miał straszną ochotę skrócić dystans między nimi, ale w ostatniej chwili profesor odepchnął się od ściany i otworzył drzwi z rozmachem.
- Dobra robota. - podsumował, po czym zatrzasnął za sobą drzwi.
Tomlinson zaczął bardzo poważnie rozważać czy profesor Styles nie ma jakiś problemów z rozdwojeniem jaźni. Szatyn wiedział też, że jego plan względem profesora totalnie nie wypalił.
Miał go podniecić do granic możliwości i na pozór zostawić, a później ewentualnie łaskawie pozwolić się sobą zająć. Jednak on stracił całkowicie kontrolę nad sytuacją i został sam w łazience, z bolesnym problemem w bokserkach, zastanawiając się co tak właściwie się wydarzyło.
W jego głowie w przeciągu kilku sekund powstał nowy plan. Osuszył koszulkę, po czym założył ją na nadal wilgotną klatkę piersiową, po czym machnął różdżką, żeby wszystkie detergenty zniknęły i dopiero wtedy zamknął za sobą łazienkę, a później całą szatnię.
Udał się prosto do lochów, jednak minął wejście do pokoju wspólnego, kierując się do komnat Stylesa. Może było to gówniarskie zachowanie, ale wiedział doskonale co Styles najprawdopodobniej będzie robił i chciał mu w tym przerwać.
Zapukał głośno, czekając aż usłyszy kroki. Nic takiego się nie stało. Zamiast tego usłyszał skomlenie jakiegoś zwierzęcia i ciche powarkiwania drugiego.
I to wcale nie było tak, że pisnął jak mała dziewczynka, po czym odbiegł nie oglądając się za siebie.
Louis zwyczajnie odmaszerował stamtąd z zachowaniem pełnej godności i honoru.
CZYTASZ
Hogwart teacher
FanfictionLouis Tomlinson podczas ostatniego roku w Hogwarcie spodziewał się dręczenia pierwszaków i nauki do OWUTEM'ów. Dumbledore jednak prawie całkowicie pokrzyżował jego plany, wprowadzając kilka nowych przedmiotów, których uczyć miał Harry Styles. Czy...