Całe Liyue ucichło. Księżyc świecił w górze, a jego ulice powoli pustoszały. Zhongli przechadzał się nimi tej ciepłej nocy obserwował jak miasto gaśnie.
Przy porcie słychać było jak fale leniwie poruszając się z wiatrem, w oddali łodzie postukiwały o siebie.
Pojedyncze latarnie przy domach przestały świecić. Wszystkie restauracje i stragany były już zamknięte. Mieszkańcy bez obaw wracali do swoich domów.
Wszystko się udało. Nie było już żadnego zagrożenia, wszyscy mogli odetchnąć. Zhongli wziął głęboki oddech i spojrzał ckliwie na panoramę Liyue.
Znowu zapanował porządek.
Nie dał sobie odlecieć myślami, odwrócił się na pięcie i skierował do kwater mieszkalnych zapewnionych przez jego profesję.
Ruszył przez szkarłatne schody w górę i dotarł do swojego lokum, znajdującym się na samym ich szczycie. Minął po drodze kilka budynków na górnym piętrze. Nikogo tam już nie było.
Złapał za drewniane drzwi i otworzył je. Wszedł na matę, którą miejsce było wyłożone. Jego sypialnia była zasłonięta przez większy parawan. Od razu zauważył, że w środku paliło się światło.
Cień padający na zasłonę ukazywał dobrze znaną mu sylwetkę.
- Miałem nadzieję, że cię tu spotkam - powiedział spokojnie i wszedł w głąb pomieszczenia. Tartaglia odwrócił się w jego stronę. Ich oczy zatrzymały się w swoim spojrzeniu na chwilę.
Były niebieskie, jak najczyszcszy ocean. Zhongli ubolewał nad tym, że muszą być przysłonięte przez włosy mężczyzny. Te natomiast miały ciepły, cedrowy kolor i otulały jego bladą twarz. Maska fatui, przeważnie w jego włosach, teraz znajdowała się na stoliku obok niego.
- Zwątpiłeś we mnie? - uśmiechnął się. - Co by o mnie świadczyło opuszczenie Liyue bez pożegnania?
Childe odwzajemnił intensywny wzrok, wodząc wzrokiem po łagodnych i przystojnych rysach. Jego piękno teraz już nie zadziwiała tak chłopaka.
Jak przystało na Archona.
Bursztynowe oczy mógły wypalić w nim dziurę. Twarz, nieporuszona i opanowana. Idealna, bez skazy, bez wyrazu. Ciemne włosy upięte w kucyk ciągnące się do jego smukłej talii. Dobrze zbudowane ciało, którego ciepło nie było już dane mu poczuć.
Pojedynczy kolczyk zwisający z jego lewego ucha powiewał lekko, kiedy się zbliżał się do niego.
W końcu zatrzymał się w miejscu zostawiając między nimi małą przestrzeń, która dla Childe'a była nieznośna.
Nie mogli już spocząć w swoich ramionach jak zazwyczaj, nie po tym co się stało.
- Nie byłem pewny...
- Oczywiście po waszej "niespodziance" - zaczął wymownie i cień udręki pojawił się na jego twarzy. - Prawdopodobnie powinienem już być w łodzi płynącej kursem Liyue-Snezhnaya.
- Jednak jesteś tutaj.
Childe nie potrafił tak po prostu odejść. Uczucia do mężczyzny trzymały go w ryzach i nie dawały mu opuścić tego miejsca. Był uwięziony i stał ze swoim oprawcą oko w oko. Okazywał słabość przychodząc tutaj, odkrywał się całkowcie przed przeciwnikiem, był gotowy na kolejne uderzenie.
Tylko po to żeby spojrzeć na niego jeszcze raz.
- Signora miała rację - mruknął i zacisnął pięści. - Jestem słaby. Mimo tego wszystkiego i tak chciałem cię zobaczyć przed odejściem. Czy to nie żałosne?
CZYTASZ
Lie to me [Zhongli x Tartaglia] II One Shot ✔
Fiksi Penggemar" - Dla ciebie, dałbym się oszukiwać - wyznał Tartaglia i zacisnął dłonie na jego płaszczu. - Jeśli miałbym przeżyć wszystko od nowa, zasypiać w twoich ramionach i budzić się do twojego głosu. Adoruje cię, Sensei - zaśmiał się gorzko czując jak trac...