Rozdział 2

92 8 144
                                    

Powoli przed pizzerię zaczęło wychodzić coraz więcej osób z klasy. Pytali mnie, czy wszystko dobrze, jak się czuje... Miłe to było. Jakby to powiedzieć, nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś się o mnie martwi. Poczułam się z tym dziwnie, ale tak przyjemnie dziwnie. Chyba polubię to uczucie.

- To co, idziemy? - spytała Liina, gdy wszyscy się zebrali.

Wszyscy się zgodzili i poszliśmy grupą na jedno z boisk, które były w mieście. W międzyczasie rozmawialiśmy ze sobą, a nawet mi udawało się trochę integrować z innymi. Najwięcej słów zamieniałam z Izą, Liiną i Michelle. 

Dochodząc do miejsca docelowego, zobaczyłam dosyć zaniedbane miejsce. Widać było, że kiedyś to boisko tętniło pełnią życia, teraz jednak było opuszczone i pełne dziur, które piętrzyły się jedna na drugiej. 

- To jak, gotowa jesteś? - usłyszałam Claudię, która nagle wyskoczyła mi zza pleców, śmiejąc się.

- W-weź mnie nie s-strasz! - krzyknęłam ze słyszalnym strachem w głosie. 

Nagle poczułam na sobie kubeł zimnej wody, powstrzymując się od wyrzucenia z siebie wiązanki przekleństw.

- No i jak? - przede mną pojawiła się Liina. 

- M-mokro. - powiedziałam, trzęsąc się z zimna. - J-ja już będę i-iść. - dopowiedziałam szybko. 

Byłam trochę zmęczona i chciałam się już wysuszyć, a nie miałam nawet czym się okryć. 

- Ja też już będę spadać, jutro zaczynamy o ósmej przecież. - powiedziała Lena, a ja spojrzałam na zegarek. 

No tak, osiemnasta już. Szybko ten czas zleciał. Wszyscy już zaczęliśmy się rozchodzić do swoich domów. Ja na szczęście miałam całkiem blisko do swojego miejsca zamieszkania. Po paru minutach byłam już na progu swojego domu. Weszłam do niego i pognałam do łazienki, a po wyjściu z niej opowiedziałam tacie o dzisiejszym dniu i ogarnęłam się na jutrzejszy dzień. Następnie przebrałam się w pidżamy i zrobiłam to, co chciałam zrobić od paru godzin - padłam zmęczona do łóżka.

Następny dzień zaczęłam o dziwo wyspana. Pewnie to kwestia tego, że poszłam spać o dwudziestej, a teraz była chyba jak dobrze widzę szósta. Taa, wada wzroku robi swoje. Zaczęłam szukać swoich okularów, bo nie chciało mi się zakładać soczewek. Poza tym, miałam dzisiaj nie mieć wfu, więc nie musiałam nawet zabierać soczewek. 

Ehh, ja wf to niezbyt dobra mieszanka. Wolałabym na niego nie chodzić, ale w tym roku już nie mogłam załatwić sobie zwolnienia, które miałam w związku z pewnym wypadkiem, który spowodował u mnie złamanie nogi w paru miejscach, a że podczas operacji były komplikacje, to przez cały ostatni rok mojej nauki w Szwajcarii wf to był dla mnie wolna godzina. Pewnie w tym roku już od początku będę się ośmieszać przez swoją lekką nadwagę i nabawię się kolejnych kompleksów... Dobra, skończ się użalać nad sobą Carola i idź się ogarniać.

Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wzięłam swoją ulubioną bluzę, która była błękitna i sięgała mi do połowy ud oraz zwykłe jeansy. Nie związywałam włosów, zostawiłam je rozpuszczone. Wyglądałam trochę jak kujonka i w sumie pasowało to do mnie. Może częściej będę tak się ubierać? 

Zeszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić naleśniki na śniadanie. Tata jeszcze spał, bo zaczynał później ode mnie farciarz jeden. No cóż, po paru minutach jadłam już śniadanie i pakowałam sobie parę do szkoły, a resztę zostawiłam ojcu. Przynajmniej nie będzie narzekał, że znowu nic mu nie zostawiłam. Na jakieś czterdzieści minut przed pierwszą lekcją wyszłam z domu i ruszyłam do szkoły.

EuroschoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz