Prologue

468 26 45
                                    

 2016 rok, Paryż

Był trzydziesty pierwszy maja. Górujące nad Paryżem słońce leniwie układało się do snu, a zabiegani mieszkańcy mknęli gdzieś przed siebie. Stopniowo rozświetlane przez latarnie ulice, przepełnione były spieszącymi się do domu samochodami, a wszystkiemu towarzyszył nieodzowny miejski zgiełk.

I gdy tak życie pędziło swoim szaleńczym rytmem, nieopodal pośród wielu różnorodnych budynków znajdywała się stara urokliwa kamienica, do której przez jedno z uchylonych okien wdzierało się ciepłe powietrze. To jednak zdawało się nie interesować pewnej młodej dziewczyny, która siedziała w przytulnie urządzonej sypialni przed toaletką, szykując się do wyjścia.

Ubrana w dość obcisłą czarną sukienkę, rozczesywała swoje długie kruczoczarne włosy i wesoło nuciła pod nosem jakąś melodię. Spoglądała na własne uśmiechnięte odbicie w lustrze i wnikliwie się zastanawiała: czy powinna choć raz zaszaleć i pozwolić sobie na mocniejszy makijaż? Wprawdzie nigdy za tym nie przepadała, ale przecież taka okazja zdarza się chyba raz na milion!

Była pewna, że teraz, kiedy w końcu po tylu próbach i starań udało jej się dostać pracę w domu mody jej guru — Gabriela Agreste'a, wszystko jakoś się ułoży. Spełni swoje odwieczne marzenie i być może tak jak on, kiedyś zostanie sławną projektantką mody. Oczywiście nie tak od razu, ale jeśli tylko będzie się starała i włoży w tę pracę całe swoje serce, kariera będzie stała przed nią otworem. Wierzyła, że przyszłość przyniesie taki dzień, kiedy otworzy swój własny butik, a ubrania jej projektów będą sygnowane osobiście stworzoną przez nią marką.

Dodając sobie otuchy, odważnie nakreśliła na powiekach czarne długie kreski, a usta przejechała malinową szminką. Wstała i okręcając się wokół własnej osi, uznała, że jest gotowa. Przez moment zastanawiała się, czy związać włosy, ale ostatecznie stwierdziła, że w rozpuszczonych będzie jej wygodniej. Teraz tylko czekała na znak od swojej przyjaciółki, z którą była umówiona. Ledwo zdążyła sięgnąć po swoją prostokątną torebkę i zerknąć przelotnie na zegarek, kiedy przez otwarte okno wdarł się dobrze jej znany głos.

Marinette, co ty tam jeszcze robisz ?! Pospiesz się, bo inaczej te wredne piranie z klubu sprzątną nam najlepsze ciacha sprzed nosa!

O wilku mowa, pomyślała, przewracając oczami. Trzema susami podbiegła do okna i uprzednio posyłając pobłażliwy uśmiech stojącej obok taksówki Alyi, zatrzasnęła starą okiennicę. Wkładając wysokie buty za kolano, spojrzała na ustawione zdjęcie jej rodziców na komodzie. Na ich widok uśmiechnęła się szeroko i posłała im niemego całusa.

— Czuję, że od teraz wszystko się zmieni — szepnęła, sięgając po klucze z ulubionym breloczkiem w kształcie kociej łapki. — Trzymajcie za mnie kciuki!

Zamknęła za sobą drzwi i ostrożnie zeszła po schodach. Wszak nie chciała przewrócić się i zedrzeć sobie kolan albo podrzeć nowiutkich rajtuzów, a było to całkiem możliwe, zważając na jej wrodzoną niezdarność. O tak, Marinette Dupein — Cheng była zdecydowanie najbardziej zakręconą osobą na świecie, a częste bujanie w obłokach sprowadzało na nią różne mniej lub ciekawsze katastrofy.

— Cześć Alyia, wow, ale się odstrzeliłaś. Wyglądasz niesamowicie! — zawołała, widząc przyjaciółkę w obcisłych skórzanych spodniach i bluzce odsłaniającej ramiona oraz fragment sporego biustu.

Swoją drogą zawsze jej tego zazdrościła, bo ona mogła pochwalić się skromną miseczką B...

No cóż, życie potrafi być niesprawiedliwe.

— Ja? Dziewczyno, lepiej spójrz na siebie! — obruszyła się mulatka i poprawiła spore okulary na nosie. — Widzę, że wreszcie zaczynasz dostrzegać swoje walory. Ta zamszowa sukienka leży na tobie idealnie! Masz piękne i zgrabne ciało, a ja od zawsze powtarzałam, że nie powinnaś go ukrywać — zaszczebiotała radośnie. — Chodź, bo jeszcze naliczą nam postojowe. — Posłała jej mrugnięcie oczkiem, jednocześnie wsiadając do taksówki.

Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz