Nieopodal na tej samej imprezie przy loży dla VIP-ów siedziało dwóch młodych mężczyzn: Adrien Agreste oraz jego przyjaciel Vincent Duval.
O ile ten pierwszy ze znużeniem obserwował bawiące się tłumy i spokojnie palił papierosa, tak ten drugi pił kolejnego shota i non stop trajkotał o wyrywaniu jakiś lasek przy barze. Jednakże sens tych wszystkich słów kompletnie zdawał się nie docierać do zamyślonego blondyna.
Od paru dni miał dziwne wrażenie... Takie cholerne przeczucie w kościach, że szykuje się jakaś katastrofa, ale nie wiedział dokładnie czym ona będzie spowodowana. I gdy tak sunął znudzonym wzrokiem po majaczących w oddali sylwetkach, wtem poczuł boleśnie wbijany łokieć między żebra, przez co wydał z siebie zduszony syk. Nie lubił, kiedy ktoś naginał jego przestrzeń osobistą.
— Czego? — warknął złowrogo, mierząc zielonymi tęczówkami czerwoną od promili twarz Vincenta.
— Słuchasz ty mnie w ogóle? — fuknął obruszony. — Ja ci się tu zwierzam z moich największych problemów życiowych, a ty jesteś kompletnie nieobecny!
— Problemy życiowe? — pochwycił ironicznie, prychając pod nosem. Przeczesał dłonią i tak rozczochrane już na wszystkie strony blond włosy i mruknął: — Nie rozśmieszaj mnie Vinc, bo one ograniczają się do pytania, której laski jeszcze nie przeleciałeś.
— Auć, co tak ostro? Wstałeś dziś lewą nogą? — Złapał się za koszulkę w okolicy serca, udając teatralnie, że słowa Adriena go dotknęły. — To było okrutne nawet jak na ciebie, Chat.
Słysząc jego stare przezwisko, blondyn przymrużył groźnie powieki. Nie lubił, gdy ktokolwiek tak się do niego zwracał, a już szczególnie Vincent, który doskonale o tym wiedział. Mimo wszystko postanowił nie reagować, bo miał dużo ciekawszą kwestię do poruszenia.
— Okrutna to jest ta twoja nowa ksywka, jaką cię przechrzczono. — W tym momencie zdezorientowany mężczyzna ulokował na nim swoje lekko podpite, stalowe tęczówki. Widząc, że szatyn kompletnie nie wie, o co chodzi, Agreste uśmiechnął się zajadle i kreśląc w powietrzu cudzysłów, dodał: — Słyszałem ostatnio plotkę, że nadano ci mienie ''paryskiego ruchacza''. Nie chcę nic mówić, ale wstyd jak cholera. Szczególnie że jesteś synem najlepszych prawników w tym mieście i...
— Co?! — Vincent wyglądał, jakby w jednej chwili wytrzeźwiał, natomiast Adrien wybuch rzewnym śmiechem. — A ty niby skąd o tym wiesz? Kto rozsiewa takie brednie?!
— Lila — wypalił, z wyrachowaniem przygaszając papierosa na popielniczce. — I to żadna brednia ani nowość. Ponoć nawet byle kurwa spod latarni o tym wie.
— No ja pierdolę! Wiedziałem, że ta lisica jest podstępną i dwulicową suką! — Duval zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. — Mam nadzieję, że zdechnie na jakieś AIDS. Chociaż czekaj... Ty nadal się z nią spotykasz, co nie? — zapytał zniesmaczony, kątem oka zerkając na Agreste'a.
— Miło, że pamiętałeś, jednak muszę cię zmartwić — mruknął z przekąsem, sięgając po szklankę z drinkiem. — Twoje marzenie się nie spełni, bo Lila jest w stu procentach zdrowa. W przeciwnym razie nawet nie tknąłbym jej palcem.
— I tak się dziwie, że to robisz... — westchnął szczerze zgorszony. — Jest tyle fajnych panienek, a ty ciągle spotykasz się z tą wywłoką. Nie wiem, co ty w niej widzisz, ale dla mnie ona jest pusta jak wydmuszka.
Adrien w żaden sposób nie odniósł się do słów przyjaciela. Wzdrygnął ramionami, po czym znów pogrążył się w zadumie. Nie interesowały go obelgi kierowane pod adresem Lily, bo ona nawet nie była jego dziewczyną. Jedyne co ich łączyło to seks bez zobowiązań ni mniej, ni więcej.
CZYTASZ
Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]
Kurzgeschichten''- Dobrze wiesz, że nigdy nie miałam szczęścia w miłości. - Machnęła lakonicznie dłonią, próbując skryć się za maską niewzruszonej. - I chyba nie ma na świecie faceta, który byłby mi pisany''. Tak twierdzi główna bohaterka, ale czy aby na pewno ta...