***
Była upalna sobota, kiedy Marinette dogorywała na kanapie i umierała z powodu silnego bólu brzucha. Kurczowo przyciskała do niego ciepły termofor, ale ani on, ani nawet tabletki rozkurczające nie przynosiły pożądanej ulgi.
Na stole przed nią leżał pusty kubeł po lodach i chusteczki, po które co jakiś czas sięgała, gdy jej ciałem niekontrolowanie wzmagał szloch. Kapryśność oraz podłe wahania nastroju — tym charakteryzowały się uroki miesiączki.
Ze znużeniem oglądała jakąś denną komedię romantyczną na Netfliksie. Czasami zaśmiała się, a mimo to wciąż miała posępny humor. Czuła się co najmniej jakby za oknem zastała powieszonego z góry sąsiada. W sumie nie byłaby to dla niej jakaś większa tragedia, zważywszy na fakt, że parę dni temu był tak pijany, iż obsikał jej wszystkie pelargonie ze swojego okna. Niby następnego dnia ją za to przeprosił, ale niesmak pozostał.
Takie właśnie były uroki mieszkania w zatłoczonych kamienicach o stosunkowo niskich czynszach. Obiecała sobie, że jak tylko będzie więcej zarabiała, to od razu się stąd wyprowadzi. Najlepiej gdzieś daleko na obrzeża miasta, gdzie jest więcej zieleni. Jak ona tęskniła za ciszą, zapachem siana, czy wiejskim spokojem. Zdecydowanie musiała odwiedzić rodziców w malowniczej Giverny, gdzie się wychowywała.
Wzięła telefon do ręki, jednak widząc brak wiadomości, westchnęła z ciężkością. Potrzebowała towarzystwa, ale Alyia pojechała wraz z Ninem na romantyczną kolację, a Luka nie odbierał ani nie odpisywał. Zapewne ćwiczył nowe kawałki z kapelą. Chętnie poszłaby na próbę, gdyby jej wnętrzności nie wywracały się do góry nogami. Nienawidziła stanu bezczynności.
Zastanawiając się co zjeść, usłyszała donośny warkot silnika pod oknem, a kilka sekund później pukanie do drzwi. Mruknęła przeciągle i ledwo je otworzyła, a już była w objęciach uradowanego przyjaciela.
— Luka?! Co ty tutaj robisz? — pisnęła, gdy jej stopy ponownie zetknęły się z panelami.
Nie wstydziła się przed nim swojego dość rozmamłanego oblicza, ale była zaskoczona jego niespodziewaną wizytą.
— Jak to co? Wyrwałem się wcześniej, żeby zabrać cię na przejażdżkę — oświadczył promiennie. — Dziś na dworze jest taka piękna pogoda, więc pomyślałem, że zabiorę cię do parku.
Położył kask na komodzie, po czym stanął z założonymi rękoma na biodrach. Popatrzył na zegarek, który wskazywał czternastą, a potem na zmarnowaną Marinette w piżamie. Czarne kosmyki dziewczyny odstawały w każdą możliwą stronę, a pod przygaszonymi oczami malowały się cienie. Zerknął na jej rozpalone czerwienią policzki i już wiedział, o co chodzi.
— Okres? — parsknął, pobłażliwie uśmiechnięty. — Czyli nici z jakiegokolwiek wyjścia.
— Nie dam rady. Miałam go dostać już tydzień temu, ale jak zwykle mi się spóźnił — sapnęła zrezygnowana i wróciła na kanapę. Naprawdę nie miała dziś na nic siły. — Jak to jest, że zawsze wyczujesz mój stan? Masz jakiś wbudowany sensor, czy jak? — zaśmiała się.
— Nie potrzebuję takich rzeczy, znam cię Nette. Nie lubisz leniuchować i rzadko kiedy pozwalasz sobie na leżenie w rozgardiaszu do czternastej. Poza tym to naprawdę nie jest trudne, żeby się domyśleć — westchnął i ruszył do kuchni. Bez problemu wyjął z najwyższej półki świeży słoik Nutelli i podał jej z łyżeczką. — Masz. To cię z pewnością postawi na nogi.
— Ej, nawet o niej nie wiedziałam! Skąd ona się tam wzięła? — Wedle przewidywań dziewczyna od razu ożywiła się i wyciągnęła ku niemu ręce, jakby trzymał jakiś dziecięcy obiekt pożądania. — Słodki Jezu... Ty zawsze wiesz, co dla mnie najlepsze — rzekła rozanielona, czując na podniebieniu smak rozpływającej się czekolady. Jak ona ją kochała!
— Kupiłem ją i schowałem tak, żebyś nie widziała łasuchu. W przeciwnym razie zniknęłaby w przeciągu paru dni. — Luka usiadł obok Marinette i puścił jej oczko. — Wiesz, lepiej mieć coś w zanadrzu na te ciężkie dni.
— Dziękuję — odparła z wdzięcznością. Naprawdę cieszyła się, że nie była sama. Samotność od zawsze ją przerażała.
Między nimi nawiązała się swobodna rozmowa. Chłopak opowiadał jej o postępach w tworzeniu nowej piosenki, a także o innej pracy, jaką sobie upatrzył. Marinette wsłuchiwała się w jego opowieści z takim zaciekawieniem, że zapomniała o bólu brzucha, który jej doskwierał. Wyłączyła serial i akurat traf chciał, że w TV leciała reklama perfum z udziałem Adriena. Na widok modela dziewczyna mimowolnie zapatrzyła się w ekran, a jej wzrok stał się nieobecny — maślany.
Luka od razu to dostrzegł i zmarszczył brwi.
— Ten cały Adrien Agreste ani trochę mi się nie podoba — oznajmił z niekrytą wrogością. — Lepiej na niego uważaj.
— Huh? — Marinette dopiero po chwili zwróciła na niego uwagę. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią z taką troską, że aż miękło jej serce. — Nie przesadzaj. Jesteś do niego zwyczajnie uprzedzony.
— Czyżby? — prychnął. — Wtedy w klubie straciłaś przytomność, więc nie słyszałaś jego siarczystych obelg kierowanych do ciebie, ale ja je pamiętam. Wszystkie — podkreślił, mimowolnie napinając bicepsy.
Marinette uśmiechnęła się łagodnie. Od kiedy sięgała pamięcią, Luka zawsze się o nią troszczył. Nawet jak przewróciła się i stłukła sobie kolano, on był pierwszym chojrakiem, który dzielnie niósł ją na rękach przez pół wsi aż do domu. To on przeganiał natrętnych chłopców, którzy jej dokuczali w szkole. To on czuwał przy jej łóżku w szpitalu, gdy była po skomplikowanej operacji. Był przy niej niezależnie od pory dnia czy godziny. Jej dobrotliwy Luka.
— To było parę tygodni temu. Adrien przeprosił mnie, a ja mu wybaczyłam. Pracujemy w jednej firmie, jest dla mnie miły i już dobrze się dogadujemy — powiedziała, starając się go uspokoić. Położyła dłoń na jego i delikatnie ścisnęła. — Naprawdę nie masz żadnych powodów do obaw.
— Marinette... Ja po prosu chcę cię ochronić — szepnął, z bólem patrząc prosto w jej fiołkowe oczęta. Uważał, że była zbyt dobroduszna i ufna, ale niestety nic nie mógł na to poradzić. — Wiesz doskonale, że raz nie zdążyłem na czas i...
— Luka — przerwała mu stanowczo, chcąc odgonić od siebie niemiłe wspomnienia. — Nic mi nie będzie, słyszysz? A gdyby działo się cokolwiek podejrzanego będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.
— Obiecujesz? — zapytał z nadzieją.
— Obiecuję. — Bez wahania kiwnęła głową, a już po chwili znajdywała się w jego szerokich ramionach. Przymknęła powieki, po czym z ufnością wtuliła się w niego i wcisnęła nos w jego obojczyk.
Marinette nie mogła widzieć, że na twarzy Luki czaił się cień smutku oraz obawy. To prawda, że od początku nie lubił Adriena. Miał złe przeczucia co do niego, ale nie był też głupcem. Jego ukochana przyjaciółka traciła do niego głowę, a on nie mógł z tym nic zrobić.
Jedyne co mu pozostało, to chronienie jej zza kurtyny. Zamierzał poświęcić wszystko, byle tylko ona była szczęśliwa. Bo dla niego widok jej uradowanych oczu i dźwięk perlistego śmiechu był wart każdej ceny.
Luka z natury miał łagodne usposobienie, ale jeśli ktokolwiek odważyłby się skrzywdzić jego Perełkę, to biada temu nieszczęśnikowi.
***
CZYTASZ
Panna od zwrotu |Miraculum| [W TRAKCIE]
Short Story''- Dobrze wiesz, że nigdy nie miałam szczęścia w miłości. - Machnęła lakonicznie dłonią, próbując skryć się za maską niewzruszonej. - I chyba nie ma na świecie faceta, który byłby mi pisany''. Tak twierdzi główna bohaterka, ale czy aby na pewno ta...