×𝔭𝔯𝔬𝔩𝔬𝔤×

92 9 6
                                    

Dzień w posiadłości Phantomhive rozpoczął się jak każdy poprzedni. Kamerdyner tego rodu rozpoczął swoją pracę z pierwszymi promieniami słońca. Przygotował odzienie, pożywne śniadanie oraz rozkład dnia na dla głowy rodu. Posiłek ułożył estetycznie w jadalni, następnie zastawę do herbaty układając na tacy. Czarnowłosy sługa spojrzał kątem oka na wiszący zegar, którego wskazówki wskazywały godzinę ósmą. Pochwycił za paterę, kierując się do sypialni w której spoczywał jego panicz. Kamerdyner zawsze miał wyliczone co do minuty każdą czynność, którą wykonywał, by zdążyć ze wszystkim czego oczekiwał jego panicz. Zatrzymał się przed masywnymi, ciemno-dębowymi drzwiami, unosząc pewnie swoją dłoń. Dzięki jego nadnaturalnym zdolnościom bez problemu utrzymał tacę w poziomie, by zastawa znajdująca się na racy nie wywróciła się. Stuknął trzykrotnie kostkami palców o rzeźbioną powierzchnię, otwierając następnie drzwi. Przeszedł przez wejście, zbliżając się do łózka hrabiego. Położył rzecz na stoliku nocnym, kolejno kierując się do ciężkich, granatowych zasłon następnie je odsłaniając. Tą czynnością wpuścił promienie słońca, które skierowały się na twarz młodzieńca. Odwrócił się i obserwował, jak twarz granatowo-włosego krzywi się w grymasie niezadowolenia.

— Paniczu, pora wstawać.

Chłopak powoli uniósł się do siadu zaspany, uchylając w międzyczasie ociężałe powieki. Uniósł ręce do góry i przeciągając się, powodując tą czynnością pobudzenie jego nieco uśpionych mięśni. Mruknął przy tym głośno i opuszczając swoje ręce, ułożył je na miękkiej pierzynie. Skierował swój czujny wzrok na sługę, starając wybudzić się jakoś z tego stanu.

—...Dzień dobry paniczu.

Dopowiedział kamerdyner, uśmiechając się lekko przy tym. Czarnowłosy zbliżył się do mebla i pochwycił dzbanek, przelewając ciepły i pomarańczowy napar do filiżanki, przy czym rzekł:

—Na dzisiejsze śniadanie postanowiłem przygotować gotowanego łososia oraz sałatkę z mięty. Czy podać do tego również bułeczki Scone czy pszenne francuskie?

— Scone...

Rzekł ospale oraz po chwili namysłu młodzieniec. Sięgnął po filiżankę i zbliżył ją do ust, jednak zatrzymał się w połowie. Zaciągnął w nozdrza unoszący się zapach jednej z jego ulubionych herbat.

— Zaparzyłeś Earl Grey?

Uważny wzrok panicza przeniósł się na przystojnego lokaja obok, który już trzymał przygotowane odzienie dla chłopaka. Ten jednak wiedział, że nigdzie nie musiał się spieszyć. Poranne wypicie herbaty było najważniejszą czynnością, jaką wykonywał rano. Nie wyobrażał sobie bez chociaż łyka ciepłego naparu.

—Zgadza się. Kolejny raz panicz pozostał nieomylny.

Odpowiedział radosnym głosem kamerdyner. Młody Phantomhive utrzymywał jeszcze moment wzrok na swoim słudze, zaraz przenosząc go pomarańczowy płyn. Przymknął powieki i ponownie zaciągnął cicho przyjemny zapach, pieszczący jego nozdrza. Ostatecznie zbliżył naczynie do swoich ust, zatapiając swoje drobne wargi w ciepłym naparze. Wziął mały łyk, by następnie westchnąć zadowolony, kiedy smak herbaty pieścił jego podniebienie. Co parę chwil, w różnych odstępach, upijał kolejne łyki z filiżanki.

— Jakie dzisiaj plany, Sebastianie?

Zapytał po długiej chwili milczenia. Cisza panująca zawsze rano nie była niezręczna, a raczej potrzebna. Hrabia nie miał zbytnio ochoty na słowne gierki z kamerdynerem, gdyż ten lubił urządzać je często, wprowadzając głowę rodu w niemałe zakłopotanie.

— O godzinie dwunastej lekcja tańca. Następnie odpowiedzieć na parę listów dotyczące zarządzaniem i dalszą działalnością firmy. O szesnastej przyjazd panienki Elizabeth.

Nie zasługuję na Twoją miłość || 𝕶𝖚𝖗𝖔𝖘𝖍𝖎𝖙𝖘𝖚𝖏𝖎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz