Usiadł ponownie na tej samej ławce, w taki sam dzień jak każdy poprzedni, jednak może bardziej mrożący krew w żyłach (jakkolwiek jej stan skupienia może ulec zmianie tak po prostu) i wpatrywał się w zimny marmur.
Wszystkie dni po jego śmierci były identyczne i zlewały się w mniej lub bardziej harmonijną jedność, a w środku tego wszystkiego nie było już dłużej sensu istnienia i nie było już dłużej powodu na dalsze wstawanie z łóżka, wyjście z domu czy bicie serca.
W końcu jak pusta zlodowaciała skorupa, która kiedyś pompowała krew, może dłużej spełniać jakiekolwiek ludzkie funkcje?
Jak płuca, które niegdyś chłonęły powietrze, a teraz były ściśnięte cierpieniem, mogły dłużej zawracać sobie głowę oddychaniem?
Jak oczy, które teraz widzą jedynie zimną nagrobną powierzchnię mogą udawać, że mają przed sobą tę roześmianą niegdyś osobę, która była całym jego światem?
Dlaczego wiecznie żyjące ciało mogło fizycznie nadal być zdatne do egzystencji i być zamieszkałe przez ducha doszczętnie złamanego i nieposiadającego już dłużej swojego miejsca?
Pierdolone pytania bez odpowiedzi zadawane przez martwy byt, który jakimś cudem ciągle żyje.
Tym właśnie się czuł i był niczym ponad to i nie potrafił się już odnaleźć.
Coś jednak od wielu dni kazało mu przychodzić w to samo miejsce i czytać tę samą książkę, która była niczym innym jak światem widzianym oczami chłopca, którego odejście zniszczyło wszystko i obróciło go w dystopię.
A Tsukishima po prostu otworzył ostatni rozdział, mimo że oddałby w tej chwili wszystko, żeby przywrócić rzeczywistość do ustawień fabrycznych. Szkoda, że ze wszystkich abstrakcji ta jedna nie była mu dana.
Dlaczego właśnie nieśmiertelność?
Pytałem się ciebie wielokrotnie, a ty pytałeś sam siebie.
Widocznie masz tu coś jeszcze do zrobienia, chociaż sam pewnie nie masz pojęcia co. Jednak, kiedy już skończysz, znajdź mnie, gdziekolwiek teraz jestem.
Nie mogę powiedzieć ci, dokąd trafiają dusze po śmierci, ale myślę, że będziesz wiedział doskonale, gdzie szukać mnie. W końcu jak nikt inny wiesz, jak bardzo jestem uparty i że jak coś sobie postanowię, to nie ma to tamto i dążę do osiągnięcia celu, choć nie zawsze skutecznie.
Szukaj więc tam, gdzie wszystko się między nami zaczęło. Tam, gdzie zaprowadziłem cię, kiedy byliśmy małymi dzieciakami, gdzie robiliśmy zdjęcia w kapeluszu twojego dziadka, gdzie wyznałeś mi miłość, gdzie pochowaliśmy naszego czworonożnego przyjaciela, za którym płakałeś, gdy myślałeś, że nie widzę i gdzie trzy razy odmówiłeś mi ślubu.
Tam, gdzie prowadziła każda ścieżka naszego świata, który z każdym minionym rokiem poszerzał swoje granice i stawał się coraz to większy, ale jego centrum pozostało takie same, mimo że my sami nie byliśmy już tymi samymi ludźmi.
Znajdź mnie tam, Kei.
Głos załamał mu się po raz pierwszy.
Będę siedzieć na gałęzi.
Bolało go serce i ciało i różne nienazwane.
Będę uśmiechać się do słońca.
Popękane kawałki psychiki raniły jeszcze mocniej i krwawiły resztkami wszelkiego człowieczeństwa.
Tylko ono będzie wyżej niż ja.
Zaczynał płakać, mimo że słowa już się prawie skończyły.
Nie będę się bać.
Jeszcze tylko kilka wyrazów, ale każdy kolejny palił żywym ogniem i nie gasł, mimo że człowiek, który je zapisał, zniknął jak zdmuchnięta oddechem stwórcy świeca.
Dopóki trzymasz mnie za rękę, jak wtedy gdy biegliśmy ulicą podbijać świat.
Nigdy niezagojone rany otwierały się i były niemalże większe od ciała.
Czekam tam na ciebie i wiem, że zostaniesz ze mną na zawsze, bo nigdy nie łamałeś obietnic.
Kocham cię tak, jak każdego danego nam dnia. Szkoda, że nie mieliśmy ich więcej.
Yamaguchi.
PS. Proszę, nie puszczaj mojej ręki.
A wszystkie słowa odbijały się echem.
Przeczytał je raz, ale istniały w nim wielokrotnie i jedno stawało się dwoma, dwa zmieniały się w setkę, a setka całym tysiącem słów. Było ich coraz więcej i niosły za sobą coraz więcej bólu, pustki, destrukcji. Po prostu czystej destrukcji.
Coraz więcej słów, coraz więcej pustki i coraz więcej smutku, rozdzierającego cierpienia i pierdolonej destrukcji.
A przecież przez ten cały czas wiedział, na co się pisze.
Przez ten cały czas wiedział, że ich świat nie ma najmniejszego prawa być utopią.
Przez ten cały czas wiedział, że chłopak, w którym budował fałszywą nadzieję, nigdy nie wejdzie na drzewo.
Przez ten cały czas łudził się, że może jeszcze czeka ich szczęśliwe zakończenie.
Ale zimny marmur i zniszczona osoba czytająca książkę do kamiennej płyty nie zasługuje na miano happy endu.
Wszystko przez cały ten czas, który był sprawcą i zabrał mu wszystko, jego samego pozostawiając nietkniętym.
Ich świat dobiegł końca, a jedynym wspomnieniem, jakie po nim pozostało, było wyblakłe już zdjęcie chłopca w słomianym kapeluszu, na które nie mógł już nigdy spojrzeć i trzymana w dłoni książka, która była jedynym dowodem na to, że żył.
Niestety pozostał już tylko epilog, który musiał dopisać własnoręcznie. W końcu pierwotny autor nie zdążył zrobić tego sam.
CZYTASZ
Wieczny chłopiec ~ Tsukkiyama
Fanfiction❝Przepraszam, że pozwoliłem ci się kochać do samego końca, który w istocie nadszedł, ponieważ nie mogłem żyć dla ciebie wiecznie.❞ ◆◆◆ ◆ O chłopcu, któremu nie był dany cały czas świata. ◆ O odpowiedzi, której się nie doczekał. © Arty z Okładki: @し...