0 3 - niewieczność

222 45 465
                                    

Pierwszy raz wyznałeś mi to, kiedy byliśmy w gimnazjum. Nie pamiętam dokładnie, ile mieliśmy wówczas lat, ale jakieś tam liczby nie były w ogóle istotne. 

Powiedziałeś mi wtedy, że nie podobają ci się dziewczyny i lubisz fotografię. Dokładnie tak to ująłeś i dokładnie tak to zapamiętałem.

Te dwa niezależne od siebie zdania wypowiedziane jednym ciągiem, jak gdyby to drugie miało przyćmić znaczenie czy ewentualne konsekwencje pierwszego. Domyśliłem się, co chciałeś przez to osiągnąć, toteż nie poruszałem w żaden sposób tego impulsywnego wyznania i zacząłem dopytywać o twoje zainteresowanie robieniem zdjęć.

Chłopak uśmiechnął się mimowolnie. Doskonale pamiętał swój stres tamtego dnia i czuł wstyd na myśl, że jego próba zatuszowania tego nagłego oświadczenia informacją o nowej pasji była istnym fiaskiem. 

No cóż, jak widać, nigdy nie potrafił ukrywać swoich prawdziwych intencji.

Po tamtej sytuacji ponad wszystko chciałem ci kupić aparat, ale moje oszczędności nie były zachwycone tym pomysłem, toteż poprosiłem mamę, aby dołożyła mi do tego interesu. Kto by się spodziewał, że ona na również nie była zachwycona.

Gdy nadeszły twoje urodziny skończyłem więc znów z jakimiś plastikowymi figurkami, które wtedy zbierałeś (nie pamiętam już nawet, jakie to były zwierzaki) i złamaną nadzieją na pomoc ci w realizacji tamtego marzenia.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy powitałeś mnie z nowoczesnym jak na tamte czasy aparatem i szerokim uśmiechem niekoniecznie na ustach, ale odbijającym się w twoich roześmianych oczach.

Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu, tak jak nigdy nie zatrze się w moim umyśle obraz naszego pierwszego wspólnego zdjęcia, na które od jakiegoś czasu nie potrafię już spojrzeć. Boję się go, wiesz?

Wiedział. Owego zdjęcia nie widział na oczy od dobrych kilkunastu lat.

Przeraża mnie perspektywa, że kiedy w końcu się na to zdecyduję, rana w moim sercu powiększy się na tyle, że zdjęcie to nie będzie kojarzyć mi się już z niczym innym niż z ostrym cierniem wydzierającym kawałek po kawałku odzyskanego z trudem spokoju ducha.

Sam aparat pewnie leży gdzieś na dnie pudła z dawno zapomnianymi wspomnieniami i porzuconymi mapami marzeń, ale nie mam pojęcia, gdzie go dokładnie szukać. 

Chyba wystarczy mi po prostu świadomość, że jest.

Czasami myślę o nim i o tym, że upływające lata zweryfikowały jego istnienie, uśmiercając jego nowoczesność, użyteczność i funkcjonalność. Zabawne jak czas potrafi zabić coś, co kiedyś tętniło życiem i było nieodłącznym elementem cudzej codzienności.

Chłopak wpatrywał się w ostatnie zdanie. Chciałby kiedyś poznać, jakie to uczucie. Być zniszczonym przez czas.

Odgonił nieprzyjemne myśli o tym, że chyba jest jedynym bytem, którego mijające lata w żaden sposób nie osądziły.

Westchnął tak, jak za każdym razem, kiedy zastanawiał się, czym zasłużył sobie na taką udrękę, po czym odszukał palcem fragment, gdzie skończył czytać i wznowił opowieść o utraconych nieodwracalnie chwilach.

Często wspominam momenty, kiedy kazałeś mi siedzieć pod drzewem i wyglądać w miarę naturalnie. Zabawne, że nigdy nie prosiłeś już, abym wszedł na gałąź, tak jakby naturalne było to, że jestem do tego zdolny, chociaż nie byłem.

Starałem się więc spocząć wygodnie na ziemi i układać ciało w (jak to określałeś) jakieś „naturalne statyczne pozycje". Do tej pory nie wiem, co miałeś na myśli, ale nie przejmowałem się tym zarówno wtedy, jak i nigdy później. 

Po prostu siedziałem tak, jakbyś siedział obok mnie, a nie stał naprzeciwko z aparatem w dłoni. Z początku było to całkiem niekomfortowe, nie powiem, że nie, ale szło się przyzwyczaić. Zwłaszcza że byłeś to ty.

Nigdy nie pytałem, dlaczego najczęściej robisz zdjęcia mi, a nie ciekawszym przypadkowo spotkanym ludziom, piorunom, krajobrazom, zwierzętom, autobusom, kwiatom czy jakiejkolwiek innej materii ożywionej bądź nie. Może nie chciałem, żebyś nagle zaczął.

W gruncie rzeczy czułem się na swój sposób wyróżniony, że to właśnie dla mnie poświęcasz swój czas i miejsce w pamięci urządzenia, jak i własnej. A pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od jednego prostego zdania, w którym zawarłeś zarówno fakt, że interesujesz się fotografią, jak i to, że nie podobają ci się dziewczyny.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy nawiązałeś do tamtej rozmowy któregoś wiosennego wieczoru, zaraz po tym, jak skończyłeś robić mi zdjęcia w podkradzionym słomkowym kapeluszu ze strychu twoich dziadków (do tej pory pamiętam, jacy byli rozgniewani).

Powiedziałeś mi wtedy, że nie widziałeś nigdy tak pięknej dziewczyny, jak ja i że nie bez powodu to moje zdjęcia zajmują niemalże całą pamięć aparatu (o swojej nie wspomniałeś, ale wiedziałem, że również i ją brałeś pod uwagę).

Może i nie wyznałeś tego wprost, ale odniosłem wówczas wrażenie, że nawet ci się podobam. W końcu znałem cię już na tyle, że wiedziałem co nieco o twojej skłonności do obchodzenia trudnych tematów naokoło i używania mniej lub bardziej sensownych metafor.

Jak się później okazało była to całkiem trafna teoria, wysnuta na podstawie luźnej niezobowiązującej uwagi, której wypowiedzenie stanowiło dla ciebie nie lada wyzwanie, a ja nie zdawałem sobie sprawy, jak wielkie ono było.

Uśmiechnął się, widząc czarno na białym, jak beznadziejnym kłamcą wtedy był. Zabawne, że nic się nie zmieniło.

Mimo wszystko potwierdziłeś moje przypuszczenia i rozwiałeś wszelkie wątpliwości, kiedy trzy lata później pod tym samym drzewem, wyznałeś mi miłość. Nie jakoś super podniośle czy dramatycznie, ale nie mogłem prosić o nic więcej, bo samo usłyszenie tego było w pełni wystarczające.

Do tej pory czuję, jak biło mi wtedy serce i słyszę szum krwi w uszach, kiedy wspominam ten dzień. Nie mogłem uwierzyć, że dzieje się to naprawdę, chociaż w istocie była to najprawdziwsza i najpiękniejsza prawda w naszym małym świecie, który jeszcze wtedy się nie zmienił, mimo że my sami byliśmy już innymi osobami.

Nigdy też nie przypuszczałem, że wyznasz mi uczucia w tym samym miejscu, w które zaprowadziłem cię, kiedy byliśmy tylko dzieciakami łapiącymi żaby i budującymi mosty z kamieni, które były tak funkcjonalne, że kończyliśmy z mokrymi skarpetkami, za każdym razem, kiedy chcieliśmy je wypróbować.

Ale my wiedzieliśmy, że podbijamy nasz świat, w gruncie rzeczy będąc zwykłymi dziećmi błądzącymi po zbyt dużej rzeczywistości na zbyt krótkich nogach, które ledwo co pozwoliły im dosięgnąć zlewu.

Mimo że wcześniej byłem już szczęśliwy w wielu momentach mojego ówczesnego życia, dałeś mi chwilę, której nie zapomniałem po dziś dzień.

Dziękuję ci, że podarowałeś mi zarówno tę chwilę, jak i twoją miłość, chociaż byłem tylko chłopakiem, który nigdy nie wspiął się na to drzewo, pod którym także i ja zrozumiałem, że również chcę spędzić u twojego boku całe pozostałe nam życie.


Dziękuję, że trzymałeś mnie cały czas za rękę.

Wieczny chłopiec ~ TsukkiyamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz