4. Carolina

2.3K 129 115
                                    

Słowa Javiera totalnie mnie zaskoczyły, nie tego się spodziewałam. Fakt wiedziałam, że podkochiwał się we mnie, ale myślałam że to tylko lekkie zauroczenie. Nic wielkiego. Nigdy nie dawałam mu żadnych znaków, traktowałam raczej jak swojego przyjaciela. Jednak teraz, widzę w nim zupełnie kogoś innego. Nie wiem naprawdę jak mam zareagować, co powiedzieć. Gdyby o tym dowiedział się Juan, Javier pewnie już by nie żył. Nie mogę go narażać, bo wiem ile on znaczy dla mojego brata. Oparłam się głową o zagłówek, po czym rzekłam:

- Nie wiem co mam ci powiedzieć. To dla mnie za dużo, Javier. Zawsze myślałam, że między nami jest relacja przyjacielska, naprawdę nie sądziłam, że możesz poczuć coś więcej - zaskoczył mnie całkowicie tym wyznaniem.

- Spodziewałem się tych słów, ale nie martw się, nie będę żebrał o twoją miłość. Idź do domu, ktoś już czeka na ciebie - kiwnął głową w stronę drzwi, a ja mimowolnie podążyłam tam wzrokiem. Na podjeździe stał Diego wraz z wkurzonym Juanem.

- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - dotknęłam jego ramienia, po czym wysiadłam z auta.

Nie wiem czemu, ale idąc w ich stronę czułam, po prostu czułam, że zaraz zrzucą na mnie jakąś bombę. To się chyba nazywa kobiecy zmysł. Zauważyłam też u siebie dziwną reakcję na stres. Kiedy zaczynam się czymś bardzo przejmować, wybucham nagle śmiechem, albo zaczynam żartować. To może w niektórych sytuacjach wydawać się nienormalne, bo na przykład patrząc na to, iż jestem jeszcze dziewica, będę chciała w końcu pójść z moim mężczyzną do łóżka i kiedy będę bardzo romantycznie, ja nagle wybuchnę śmiechem? Boże, co ja mam za myśli!

- Daleko nie uciekłeś przede mną braciszku. Zacznę myśleć, że się mnie boisz - zaśmiałam się, ale on tylko zmierzył mnie zimnym wzrokiem, po czym skwitował:

- Jutro wracasz na Sycylię - chciał odejść, ale w ostatniej chwili złapałam go za ramię i zaczęłam krzyczeć:

- Nie jestem twoim pracownikiem, byś mi wydawał rozkazy! To też jest mój dom! - trochę mnie poniosło, bo widziałam jak jego oczy w ciągu sekundy pociemniały. Chwycił mnie mocno za rękę i jednym ruchem odwrócił do siebie plecami, łapiąc mnie tak, że nie miałam szansy już się ruszyć. Przystawił mi pistolet do głowy i nachylając się nad moich uchem, powiedział:

- Chcę, żebyś poczuła, jak to jest stać oko w oko ze śmiercią - serce zaczęło mi mocniej bić, a z oczu spływały łzy: - myślisz, że to zabawa? Że La Familia nie cofnie się przed wpakowaniem ci kulki w głowę? Siostrzyczko, obudź się wreszcie!

- Juan, już dosyć! - krzyknął Diego, ale on nie odpuszczał.

- Naprawdę, chcesz poznać ból na własnej skórze?! Czemu ty musisz mi tak wszystko utrudniać?! Caro! Czemu ty zachowujesz się tak irracjonalnie?! - schował broń, a po chwili puścił mnie. Odwróciłam swoją twarz w jego stronę i przez łzy wyszeptałam:

- Bo jesteś moim bratem i kocham cię. Nie pozwolę, by coś ci się stało. Myślisz, że sam wygrasz tę wojnę? Manuel leży w szpitalu, Natalia prawie straciła dziecko, mam już dosyć tego wszystkiego. Jeśli teraz odwrócisz się od nas, to jaką my jesteśmy rodziną?

- Chcę was chronić. Zrozum to wreszcie!

- Sypiając z Valentiną?! - nie wiem czemu to powiedziałam, ale w myślach już żałowałam tych słów.

- Myśl sobie co chcesz - wszedł do domu, zostawiając mnie razem z Diego. Spojrzałam na bruneta, błagalnym wzrokiem.

- Zabierz mnie stąd - powiedziałam, po czym Diego objął mnie ramieniem i poszliśmy w stronę ogrodu.

Przez ten miesiąc, nasz dom w ogóle się nie zmienił, a przynajmniej z zewnątrz. Ogród był tak samo piękny, jak w dniu ślubu mojego brata. Spacerowałam po nim razem z Diego, nie chciałam rozmawiać, wystarczyło, że był przy mnie. Idąc wzdłuż alei palm, nagle poczułam jego dłoń na swoich plecach. To dziwne uczucie, które czułam w samolocie znowu do mnie wróciło. Nieśmiało spojrzałam w jego stronę, uśmiechnął się lekko i zsuwając dłoń po moim ramieniu, chwycił mnie za rękę. Szliśmy przed siebie, trzymając się za dłonie. Może to dziecinne, ale w głębi serca cieszyłam się z tego.

- Diego, chciałam ci podziękować. Stanąłeś w mojej obronie przed Juanem - zaczęłam niepewnie.

- Carolina, odpuść mu. To bardzo ciężki dla niego okres. Wszystko spadło mu na głowę: Sinaloa, sprawy kartelu, Manuel, a na dodatek od miesiąca nie widział żony i dziecka. Może tego nie pokazuje, ale uwierz, że naprawdę nie ma lekko - Diego miał rację, nie patrzyłam w ogóle na brata, co przeżywa, z czym musi dać sobie radę. Widziałam tylko to co chciałam zobaczyć.

- W sumie nie pomyślałam tak o tym... a Valentina? czego ona znowu chce?

- Tego nie wiem. Ale pomyśl, czy po tym wszystkim jak walczył o Sofię i Antonia, zdradzałby ją za plecami? Chyba sama w to nie wierzysz.

- Nie znasz Vale. Spotykała się z moim bratem przez dwa lata, biegała za nim, myślała, że jak Juan robi z jej ojcem interesy to ślub wisi w powietrzu. Na szczęście pojawiła się Sofia, domyśl się co było dalej. Widzisz ta kobieta to harpia i wkurzam się na samą myśl, że znowu pojawia się w naszym życiu.

- Sądzisz, że twój brat poleci na nią? Nie wierzę w to. A ty powinnaś z nim porozmawiać, ale na spokojnie, bez kłótni, wyzwisk i agresji. Musicie się wspierać nawzajem, lada dzień ze szpitala wyjdzie Manuel i nie powinien widzieć  jak jego rodzeństwo walczy ze sobą - przytulił mnie mocno do siebie, w jego ramiona czułam się tak mała i bezbronna. Lubiłam jego zapach, uspokajał mnie i dawał poczucie bezpieczeństwa.

- Diego, chcę ci coś powiedzieć - zaczęłam po dłuższej chwili, mężczyzna ujął moją brodę i podniósł wyżej: - polecę z tobą do Puerto Rico - uśmiechnął się szeroko, po czym złożył delikatny pocałunek na moim czole.

- Cieszę się bardzo.

Wieczorem siedzieliśmy w trójkę w jadalni. Kolacja upływała nam w całkowitej ciszy. Po tej kłótni z Juanem, jakoś nie miałam apetytu. Rozgrzebywałam jedzenie widelcem, stale wpatrując się w brata. On też prawie nic nie zjadł. Popijał czerwone wino, gapiąc się w swój talerz. Nie wytrzymałam już tego stanu, kocham go i nie chcę, by cokolwiek nas poróżniło:

- Juan, porozmawiasz ze mną? - podniósł głowę znad talerza i rzekł:

- Nie mam ochoty stoczyć kolejnej batalii z tobą. Jeśli walka ze mną sprawia ci przyjemność, to dzisiejszy wieczór oddaję ci walkowerem. Idę do biura. Diego zajrzyj później - wstał od stołu, ale byłam szybsza, zagrodziłam mu drogę, mówiąc:

- Nie chcę z tobą walczyć, jesteś moim bratem. Chcę żebyś wiedział, że zawsze będę cię wspierać. Za dużo wziąłeś sobie na głowę i ciężko jest to samemu udźwignąć. Pamiętaj, że masz rodzinę.

- Jeśli chcesz mi pomóc, to wyjedź, zanim zrobi się tu piekło. Tylko tak, dam radę was obronić, z dala od tego gówna. Myślisz, że gdyby było tu bezpiecznie, to trzymałbym Sofię i mojego syna na Sycylii? Tęsknie za nimi, każdego dnia coraz bardziej, ale wiem, że tylko tam są bezpieczni. Nie utrudniaj mi tego, proszę - nie odpowiedziałam, jego słowa wystarczyły mi w zupełności, przytuliłam go do siebie mocno, po czym rzekłam:

- Wyjadę. Diego chce mnie zabrać do Puerto Rico na jakiś czas, pozwolisz mi?

- Nie musisz pytać mnie o zgodę, chyba, że zamierzacie się pobrać. - nieśmiało uśmiechnęłam się pod nosem na te słowa.

- Jeśli będę chciała wyjść za mąż, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Kocham cię braciszku - pocałowałam go w policzek, a on mocno przytulił mnie do siebie. Nagle usłyszałam głos, który zakończył tą miłą atmosferę:

- Proszę, proszę cóż za rodzinne przedstawienie. Brakuje do kompletu tylko Manuela. - odwróciłam się, a przed moimi oczami stanęła Valentina, trzymająca za rączkę jakieś dziecko: - Witaj, Carolina - dodała, uśmiechając się szeroko.

Królowie kartelu: CAROLINA - Premiera 21.03.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz