"To nie Mój Shawn tylko jakiś debil"

7 1 1
                                    

- Jeszcze pięć minut... - szepnęłam, słysząc mój budzik. Po chwili jednak wyszłam z łóżka i przeczesałam palcami włosy.

- A ty wiesz, że zaspałaś o prawie dwie godziny? - poinformował mnie Shawn siedzący przy komputerze. - Wszyscy pojechali bez ciebie.

- Słucham?! O boże, o boże, o boże... Czemu mnie nie obudziłeś?! No świetnie, nie jadę do Saitamy...

- Uspokój się, podobno ten są sami Chińczycy.

- Chłopie, jesteśmy w Azji, to logiczne! Super, mam zmarnowany cały tydzień, który miałam spędzić w najpiękniejszym mieście Japonii... Ehh! - wydarłam się na niego, chowając twarz w dłoniach - A ty czemu nie pojechałeś?

- Menadżer do mnie wczoraj dryłdnął, że gramy koncert w Nowym Jorku, muszę na te kilka dni pojechać do Stanów.  - wyjaśnił, siadając na swoim łóżku - Mogę cię zabrać, ale będziesz musiała słuchać mojego pięknego głosu. - zaproponował, a ja stuknęłam go w głowę.

Wzięłam z szafy żółtą sukienkę w kwiaty i bieliznę. Nie miałam zamiaru jechać z nim do USA, przynajmniej sobie trochę odpocznę od tego całego gwaru. Poszłam do łazienki i ubrałam się w wybraną wcześniej stylizację. Włosy spięłam w niechlujnego koka, który naprawdę wyszedł niechlujny.

Nagle ktoś do mnie zadzwonił.

- Nie wierzę, Emma, ty żyjesz! - przywitałam moją przyjaciółkę - Co tam?

- To ja powinnam cię zapytać! Twoja matka do mnie wczoraj dzwoniła i pytała, czy coś wiem na temat tego twojego Shawna! Co żeś ty tam nawyprawiała?

- Słucham? Ona dzwoniła do ciebie? Zwariowała. Zacznijmy od tego, że do niczego nie doszło, a ja byłam kompletnie pijana. I to nie jest Mój Shawn tylko jakiś debil, który nieustannie próbuje zepsuć mi kontakty! A co najgorsze, powoli mu to wychodzi... - wytłumaczyłam się koleżance.

- Jasne... Nie ważne, to twoje życie. Tylko poinformuj rodzinkę, że nie będę im się tłumaczyć z twojego życia.

- Oczywiście.

Rozmawialiśmy jeszcze przez kilkanaście minut, po czym ja się rozłączyłam i zwolniłam łazienkę.

- W końcu. - skomentował Mendes, wchodząc do toalety.

***

Siedziałam na kanapie, przeglądając Social Media. Popijałam sok porzeczkowy w dużej szklance, choć wiem, że zaraz będę musiała sobie go dolać. Postanowiłam sprawdzić jakieś ciekawe atrakcje Tokio - miasta, w którym obecnie mieszkam. Okazało się, że nie ma tu nic, co mogłoby mnie zaciekawić...

- Ta, Japonia jest nudna. Ale zawsze możesz polecieć ze mną do Nowego Jorku, moja oferta jest ważna do wieczora. - mruknął Shawn, który niepostrzeżenie stał tuż za moimi plecami.

- Jasne... - odparłam, wstając z sofy - Mam lecieć tyle czasu tylko po to, aby zachwycać się twoim śpiewem?

- Nie, koncert trwa tylko trzy godziny, cała reszta czasu może być spędzona inaczej. Chociaż, jak chcesz, możesz się zachwycać cały czas. - uznał, trzepocząc rzęsami. Prychnęłam z śmiechem i poszłam do kuchni po dolewkę.

Tak szczerze, chętnie wyrwała bym się na Broadway, ale nie z nim. Wolałabym pojechać w takie wspaniałe miejsce z kimkolwiek innym. Ale z drugiej strony... Tam jest Island Records, jedne z najwspanialszych studiów muzycznych. Może dałabym im jakiś swój projekt i miałabym szansę na pracę z nimi? To byłoby wspaniałe, projektowanie płyt dla tak popularnych gwiazd...

- Zdajesz sobie sprawę, że rozlałaś pół kartonu? - przerwał moje rozmyślania chłopak, który je rozpoczął. Rzeczywiście, na blacie była porzeczkowa plama.

- Jadę z tobą.

- Okeej, czy ten sok przypadkiem nie ma czegoś w składzie?

- Ogarnij się. Posprzątaj to, ja pójdę się spakować - oznajmiłam, zostawiając Mendesa z poplamionym stołem.

***

- Mogę się jeszcze rozmyślić? - zapytałam chłopaka, widząc ogromny samolot, który na pewno ma ochotę się rozlecieć.

- Raczej nie. Chodź, bo odleci bez nas.

- Jakoś bardzo by mnie to nie załamało. - oderzekłam, ale w końcu weszłam do Latającej Machiny Śmierci.

Siedzę w samolocie. Drugi raz w tym tygodniu. Chyba oszalałam. Obok mnie chrapie Shawn. To jest jeszcze straszniejsze. O boże. Widzę ląd. To znaczy, że spadamy. Albo lądujemy... Ale zapewne spadamy. Mamo, pamiętaj, że (chociaż czasem mnie denerwujesz) cię kocham.

No i spadłam. Albo wylądowałam. Tym razem chyba obstawiam drugą opcję, bo żyję. Czy to możliwe? Chyba.

- Mendes, jesteśmy już. - powiedziałam. Ten odparł to samo, co ja rano - "Jeszcze pięć minut.".

W końcu wstał i razem wyszliśmy z Machiny.

- Żyję! - krzyknęłam, tak jak zawsze po wyjściu z samolotu.

- Świetnie. Chodź. - skomentował, ciągle zaspany.

 - skomentował, ciągle zaspany

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 15, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lost in JapanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz