Rozdział 3

100 13 15
                                    

Lauren POV:

Razem z Panią Cabello wyszłyśmy przez główne drzwi firmy, żegnając się uściskiem dłoni.

''Ma takie delikatne dłonie.."

Stop.

Powoli zmierzam do swojego Range Rover'a. Nagle stoję jak wryta i zaczynam go szukać. Mija kolejne kilka sekund i zdaję sobie sprawę, że zaparkowałam go na podziemnym garażu. Przybijam sobie mentalną piątkę w twarz i wracam z powrotem do firmy. Szybko wschodzę do windy i wciskam odpowiedni przycisk.

Ale jestem dzisiaj roztrzepana, co się ze mną dzieje?

Wyjmuję szybko kluczyki z torebki i wciskam przycisk, aby otworzyć auto. Z zawrotnym tempie odpalam pojazd i nie wiem ile minęło czasu ale jestem już w połowie drogi do domu. Nagle czuję się dziwnie w takiej ciszy podczas jazdy, więc włączam sobie radio. Tak, jak się spodziewałam, nie ma nic fajnego, ale i tak pozwalam na to, aby muzyka rozbrzmiewała mi w uszach. Nie lubię ciszy, ona bardzo mnie dobija. Daje mi znak, że jestem samotna.

Powiedzmy sobie szczerze, nikt nie lubi być samotnym. Nawet narcyz chcę być kochanym i ważnym dla kogoś. Jestem pewna, że egoista chcę mieć osobę, której będzie słuchał, doradzał, czuł się, dzięki niej wyjątkowym. Cudownie jest mieć osobę, dzięki której masz poczucie bezpieczeństwa, wsparcia czy nawet smutku. Mieć świadomość, że nie jesteś sam, możesz pokrzyczeć, pokłócić i nie odzywać się kilka dni, ale wiadome jest, że i tak wróci się do siebie.

Pamiętam święte słowa mojej babci; „Jeśli się z kimś kłócę i jest dla mnie ważny, krzyczę na niego. Jeśli jest mi obojętny, siedzę cicho i nie zaprzątam sobie nerwów, bo nie warto roztrzepywać sobie nerwy na osobę, która na to nie zasługuje, nie warto."

-

Po refleksyjnej przejażdżce, wjeżdżam na podjazd swojego domu. Nie powiem, trochę duży jak na jedną osobę.

W pewnej chwili znowu smutnieję, przypominając sobie moją doskwierającą samotność. Może kiedyś się to zmieni, jak na razie nie wygląda na to, aby miało się wydarzyć coś przełomowego w moim życiu.

''A może ta Cabello? Przecież może być tą dziewczyną w śnie...'' – podpowiada mi umysł.

- Ta co ty, jest coś w tych oczach, ale to nie to... - Mówię pod nosem.

Boże, muszę przestać tak mówić do siebie samej. Jeszcze ktoś usłyszy i pomyśli, że jestem jakaś nawiedzona.

''Prędzej nawiedzana przez kobietę o czekoladowych oczach..''

- Bardzo zabawne. – prycham do siebie.

- Do kogo ty tak mówisz ? – Stoi w drzwiach Dinah, z bananem na twarzy.

- Ja?

- Nie, sąsiad za tobą. – mówi poważnie blondynka z lekkimi ciemniejszymi odrostami.

Robię wielkie oczy i zaglądam do tyłu przez prawy bark.

- Czasami w ciebie nie wierzę fajfusie. – dodaje. – O ciebie mi chodziło Lampa.

- Momentami cię nienawidzę, wiesz? – warczę z ironią.

- Wiem. – puszcza mi oczko i wchodzi w głąb mojego domu, nagle zatrzymuje się i obraca na pięcie w moją stronę. – Będziesz tak stała czy mam ci wysłać specjalnie zaproszenie do swojego domu, Pani prezes?

- Nakopie ci kiedyś do dupy, przysięgam.

- Też cię kocham, a teraz chodź. – Mówi Dinah i cmoka do mnie w powietrzu.

Deja vu (camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz