Rozdział 4

113 12 2
                                    

Lauren*

Po odwiezieniu moich przyjaciółek do własnych mieszkań, od razu pojechałam do swojego domu, aby przygotować się do pracy. Jestem lekko podekscytowana pierwszym dniem z asystentką, pierwszy raz będę mieć osobę, która będzie mi pomagać, wręcz stanie się moją prawą ręką. Oczywiście Dinah i Ally, tego dnia, dostały wolne, nie pozwolę na to aby ich nieodpowiedzialne zachowanie wpływało na moją firmę. To zbyt niebezpieczne, aby wpuszczać w papierki osobę po ostrym melanżu. Jestem pewna, że nawet nie zdążyły wytrzeźwieć do końca.

Stoję właśnie w windzie, czekając na odpowiednie piętro. Mimo iż jestem szefową i to ja wszystkim rządzę, bardzo się stresuję. Nie wiem co dokładniej mam mówić i jakie polecenia wydawać Pani Cabello. To nie jest taki zwykły pracownik, tylko, jak wspomniałam wcześniej, jest moją prawą ręką. Jak na razie mam w głowię tylko to, że może przygotować dla mnie kawę lub zrobić w moim imieniu formularze. Sądzę też, że jeśli rozkażę jej zostać dłużej, wykona to i zostanie ze mną. Chociaż, gdy tak się zastanawiam, widzę w niej bardzo pewną siebie kobietę, więc mogę się spodziewać po niej jakiejś riposty. Z drugiej strony, może nie będzie chciała się przeciwstawiać swojej szefowej w pierwszy dzień swojej pracy? Cóż, czas pokaże.

Z myśli wyciąga mnie szum otwieranych drzwi od windy, zdaję sobie sprawę, że teraz nie będę sama. Podnoszę wzrok i ukazuję mi się Pani Cabello w pięknym, damskim garniturze. Od razu robi mi się gorąco na jej widok. Nie oszukujmy się, kobiety w garniturach to moja religia. Brunetka przesunęła się bliżej mnie, kątem oka widzę jak mi się ostro przygląda. Ja natomiast miałam na sobie zwykłą, czarną sukienkę do połowy uda z wycięciem na plecach i lekko głębokim dekoltem, a na ramionach, zarzuconą czarną, skórzaną kurtkę. Na wszelki wypadek, gdyby było mi zimno wieczorem.

Czyżbym się podobała brązowookiej?

- Dzień dobry, Pani Jauregui.- Szepnęła Cabello, pewnie pesząc się przez mój wzrok na nią.

- Dzień dobry, Pani Cabello. – Mówię pewnie. – Jak samopoczucie? Gotowa na pierwszy dzień u mnie w firmie?

- Czuję się dobrze, wydaję mi się, że to mój dzień, a wyspana jak nigdy dotąd. – Uśmiecha się serdecznie, dodając po chwili. – A Pani? Domniemam, że Pani noc była ciężka.- Chichoczę z nią na tę sytuację. Mimo iż była żenująca, jak na tamten czas, tak teraz, wydaję mi się nawet śmieszna.

- Oh, Pani Cabello, było ciężko. – Drapię się lekko po karku. – Ale za to dowiedziałam się, gdzie Pani spędza wolny czas. – Sprostowałam, delikatnie się uśmiechając. Niższa dziewczyna obdarowała mnie kolejnym uśmiechem.

Zauważyłam, że ma bardzo charakterystyczne rysy twarzy, pewnie to kubanka. Jej kształty, lekko opalona karnacja i twarz wskazuje na słuszność mojej tezy. Też jestem kubanką, to znaczy, w jakimś stopniu. Bardziej mogę powiedzieć, że jestem kubanko – amerykanką. Po moim wyglądzie nie widać oznaki o moim pochodzeniu, dlatego ludzi często dziwi, gdy dowiadują się o moich korzeniach.

Nagle jesteśmy na odpowiednim piętrze, wychodzimy jednocześnie, łapiąc kontakt fizyczny, a po chwili przeszywamy się nawzajem wzrokiem.

- Uhm. – Odchrząkuje brunetka, po czym dodaje, wyciągając w moją stronę dłoń, w której trzyma kawę. – Prawie zapomniałam o Pani kawie. Waniliowe latte na zimno z Starbucks'a, podobno są tam dobre napoje, więc kupiłam. – Szepce, lekko speszona Cabello, podając mi kawę.

Chwilę patrzę na dyskretny grymas młodszej. Po chwili delikatnie przechylam kubek i wypijam jego zawartość. Oczywiście, waniliowa zimna latte jest moją ulubioną kawą, ale specjalnie wydłużam sytuację, aby kubanka chwilę się postresowała. Wiem, jestem okropna.

Deja vu (camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz