2.

10 2 0
                                    

-Miałam bardzo dziwny sen - przemówiła prawie szeptem wpatrując się w panoramę miasta.

-Co znaczy dziwny? - brunet podszedł bliżej.

Dziewczyna dalej wpatrywała się w zatłoczone uliczki, liczne stoiska kupców i bijący dzwon pobliskiego kościoła. Był już późny poranek i każdy był pochłonięty swoimi zajęciami. 

-Pamiętam tylko błękitną mgłę.. - skupiła się przez chwilę -... i chyba ktoś tam był. Ktoś kogo znałam. Trzymałam tę osobę w moich objęciach, ale ona mi nie odpowiadała. 

Młodzieniec przyglądał się smutnej dziewczynie marszcząc brwi.

-Chris...To był tylko sen - położył rękę na jej ramieniu pokrzepiająco.

-Tak wiem - uśmiechnęła się do niego blado.

Jeszcze raz spojrzała w stronę miasta, zamyślając się i próbując sobie przypomnieć więcej szczegółów.  Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. 

-Dobrze więc, ubierz się szybko i wyruszamy- Xavier zaczął odchodzić w kierunku drzwi odpuszczając jej najprawdopodobniej dłuższe kazanie dotyczące tego, że zaspała. 

-Zajmie mi to tylko chwilę - Christiana podniosła z krzesła swoje ubrania.

- Mam nadzieje, bo czeka nas diabelsko długa droga - westchnął na samą myśl o męczącej podróży i zamknął za sobą drzwi.

Dziewczyna odziała białą koszulę, czarne spodnie i brązowe, skórzane buty, które sięgały jej trochę przed kolano. Następnie splotła swoje czarne włosy w warkocz. W talii natomiast oplotła się szerokim pasem o burym kolorze. Bardzo przypominał gorset, jednak był dużo wygodniejszy i zapinał się trochę inaczej.  Założyła swoje naramienniki oraz uprząż. Posiadała ona liczne kieszenie i pochwę, w której znajdował się miecz. Miał on srebrna, zdobioną rękojeść. Była to pamiątka rodzinna, pierwszy miecz jej ojca. 

Christiana wzięła jeszcze swoją torbę, którą spakowała dzień wcześniej i kołczan ze strzałami. Wyszła ze swojego pokoju i ruszyła długim korytarzem. Stąpała po czerwonym dywanie, który był rozłożony na całej podłodze. Na ścianach wisiały gobeliny, ozdobne miecze i sztylety, a także obrazy przedstawiające przodków rodziny, do której należało to domostwo. Razem z Xavierem zatrzymali się w nim na jedną noc, żeby następnego dnia szybko wyruszyć. Jednak jak widać plan do końca się nie powiódł. Na końcu korytarza znajdowały się kamienne schody, po których zeszła na sam dół. Podeszła do wielkich, drewnianych, półokrągłych drzwi i uchyliła jedną ich część.

Jej oczom ukazał się dziedziniec w pełni oświetlony przez promienie słoneczne .Po lewej stronie stała dość nieduża stajnia, a w jej boksach widać było kilka koni. Na jego środku natomiast znajdowała się studnia. Obok niej stały dwa, w pełni przygotowane do podróży konie i Xavier. Christine podeszła do swojego wierzchowca. Był to kary ogier o imieniu Axan. Jego grzywa oraz ogon również były czarne. Wyróżniał się  zaś czterema białymi skarpetkami i gwiazdką na głowie w tym samym kolorze.

-Cześć mały - dziewczyna poklepała konia po szyi. 

Wierzchowiec  parsknął radośnie i położył głowę na jej ramieniu.

-Dobrze, że już jesteś - odezwał się Xavier - Możemy wreszcie ruszać.

Chłopak był tylko trochę starszy od kobiety. Miał ciemne, kręcone włosy i śliczne brązowe oczy. Jego budowa ciała również była niczego sobie. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec jego mięśnie oraz idealny wzrost. Całe życie miał wiele adoratorek, jednak nigdy żadna mu się nie podobała.  

Déjà vuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz