Rozdział 13

196 14 9
                                    


Praca odcisnęła piętno na dłoniach Niny Blaum, pokrywając je sztukaterią suchych plamek i drobnych, zabliźnionych zranień. Nie mogła przywyknąć do ich widoku, choć czas, w którym niemal bez przerwy nosiła koronkowe lub jedwabne rękawiczki, dawno minął.

W dniu wyjazdu z Mitras ani razu nie spojrzała na za okno; nie miała zamiaru ośmieszać się słabością. Szczerze nie dbała o opinię Weroniki na temat jej stanów emocjonalnych, ale narażenie się na wstyd przed samą sobą... Było nie do pomyślenia. I dlatego patrzyła na ręce — wtedy jeszcze blade, miękkie, nienaznaczone brudem i zgnilizną Karenesse, które to teraz właziły nawet pod paznokcie, manifestując się szarawą barwą półprzezroczystej, widocznie osłabionej płytki.

Co się ze mną stało?

Najpierw szyła głowy, ręce i plecy Stacjonarnym, a każdy z nich śmierdział alkoholem i tanimi papierosami; robiła to w trakcie praktyki tak upokarzającej i nieudanej, że trudno ją było nazywać „stażem" nawet we własnych myślach. A jak już dały sobie oficjalny spokój z wojskowymi to została przez przyjaciółkę przydzielona do regularnej pracy szpadelkiem w ziemi. Wykręcała wtedy chude korzenie, odcinała cebule i zrywała gołymi palcami płatki roślin, których używały do wyrobu najpopularniejszych maści i leków, byle zarobić „żeby wyszło na zero".

A teraz gładziła cudze bezwładne ciało, w dodatku tak wymęczone i słabe, że prawie zimne. Nie umiała zliczyć jak wiele razy kpiła w myślach z Weroniki i jej uwielbienia do starego Konstantyna — mężczyzny cudacznie pseudoeleganckiego i pokracznie wysokiego, którego przed o siwieniem uratowała tylko ingerencja samych Bogiń. Zresztą, cały Linger był upiorny — jego loki, element najbardziej charakterystyczny, były wypłowiałe wiekiem i słońcem, a jednak wciąż rude, twarz natomiast bardzo widocznie nadszarpnięta upływem lat, pełna zmarszczek i zapadnięta na wysokości kości policzkowych.

Przepraszam, że cię nie rozumiałam.

Przejechała palcami po zbitych w strąki włosach Erwina i uśmiechnęła się do siebie. On też wydawał się zmorą — był nieprzytomny i zupełnie blady od utraty krwi, ale usta wciąż miał zaciśnięte, jakby mimo wszystko próbował walczyć.

Nina siedziała przy nim już drugą dobę — w nocy przespała się na podłodze, w rogu sali, oparta plecami o twardą, drewnianą szafkę. Zbudziła ją dopiero nienachalna obecność Rochana Rottenberga, który przyniósł ciepły posiłek i dzbanek gorzkiego, ziołowego naparu; odstawił naczynia na parapecie delikatnie, prawie bezszelestnie. Była wdzięczna, że nie pytał ją o żadne szczegóły ani nie próbował inwigilować spojrzeniami pełnymi ciekawości i dezaprobaty. Było wprost przeciwnie – przez chwilę miała wrażenie, że zobaczyła w ciemnych tęczówkach Rottenberga przebłysk współczucia.

A nawet jak wszyscy się domyślą, to co z tego? Chyba nie oczekują, że zacznę się tutaj modlić?

Była wdzięczna także za to, że nie wezwał ją na blok operacyjny, choć wnioskując po chaotycznych działaniach Hanji Zoe, z całą pewnością potrzebował wsparcia. Amputacja musiała być wyczerpująca — po prawej ręce generała pozostał ciasno obandażowany kikut, przycięty piłą pierwszego chirurga korpusu jak niesforny krzew. Cokolwiek odgryzło Erwinowi ramię, musiało złapać powyżej łokcia — choć nie zauważyła śladu zębów, to z kości ramiennej również nie było co zbierać; została prawie wyłącznie głowa* siłowo osadzona w wyrostku barkowym.

Nina rozpoznała ślady warsztatu Weroniki w drobnych, równomiernie oddalonych od siebie szwach krzyżykowych na torsie Erwina. Wstyd palił ją w klatce piersiowej za każdym razem, gdy na nie patrzyła. Kadm ratowała generała Zwiadowców, podczas gdy ona sama przeżywała załamanie nerwowe, próbując reanimować zwłoki na osłonecznionym placu Centrali. Wiedziona poprzednim sukcesem była absolutnie przekonana, że uda jej się jakkolwiek pomóc — skończyła wpychając siłowo nadgnite, zwisające wnętrzności z powrotem do otrzewnej kompulsywnymi, nienaturalnymi ruchami. Od wozów odciągnęła ją w końcu dziwna dziewczyna, którą przydzielono Ninie do asysty. Nie odezwała się ani słowem — po prostu patrzyła na nią skośnymi, wąskimi oczami, które okalał niespotykany (chorobowy?) wałeczek tłuszczu imitujący dodatkową powiekę.**

Rozmyte drogi (Attack on Titan)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz