Jego usta ślizgały się chaotycznie po mojej skórze, przygryzając ją od czasu do czasu. Cały się trzęsłem; ciarki, co chwilę przechodziły mi od karku po samą kość ogonową, spowodowane falami przyjemności. Na zmianę robiło mi się zimno i gorąco. Przymrużyłem oczy i zamruczałem przeciągle.
Usłyszałem jego stłumiony śmiech. Patrzył się na mnie z rozbawieniem, tymi swoimi granatowymi oczkami. Nie raz w nich utonąłem i nie raz jeszcze utonę. To właśnie one mnie oczarowały. Mogę patrzeć się w nie godzinami, a skaczące w nich wesołe iskierki sprawiają, że wyglądają jak rozgwieżdżone niebo. A jego czarne kosmyki zawadiacko spadały na twarz i oczy. Wplotłem palce w ten czarny chaos.
– Z czego się śmiejesz? – Nadymałem policzki, niczym przedszkolak.
– Z niczego... Kocie. – Zaśmiał się krótko, po czym wbił się w moje wargi mało delikatnie. Rozchyliłem usta, a on nie czekając pogłębił pocałunek.
Przeszła mnie nowa fala gorąca, nie wiem, jak on to robi, że wystarczy jego jeden dotyk, a ja już się pod nim topię. Tak było zawsze, wyprawiał ze mną co tylko chciał. Nie mówię, że mi się nie podobało, ale czasem potrafi to zirytować, a zwłaszcza wtedy, gdy ma się coś do zrobienia.
– Carmel... – wychrypiałem pomiędzy pocałunkami.
– Mów mi jeszcze. – Jego rozbawiony głos czasem doprowadzał mnie do szału.
Przejechał pocałunkami na szyję. Przygryzł ją, a ja zasyczałem, odpychając go jednocześnie.
– Głupiś?! Ślad mi zostanie... – Pomasowałem się po bolącym miejscu.
– Gabi... – powiedział z rozczuleniem. – I co z tego? Chyba że masz kogoś na boku...
– Tak, uczelnię, do której się śpieszę... – Wstałem z łóżka i zacząłem zapinać koszulę, która jeszcze niedawno była zapięta.
– Oj tam, uczelnie. Jak nie pójdziesz na jeden wykład to nic się nie stanie. – Również wstał z łóżka podchodząc do mnie.
– Ty też byś się ruszył.
– Dzisiaj nie muszę...
– Jak to nie musisz? – Spojrzałem na niego podejrzliwie, zapinając ostatni guzik.
– Odwołali. I właśnie, dlatego chciałem spędzić ten dzień z tobą – wyszeptał mi do ucha.
– Carmel... ja muszę... – wydukałem mało składnie, gdy jego dłoń wślizgnęła mi się pod koszulę.
– I tak wiem, że mi ulegniesz – wyszeptał z chytrym uśmiechem i pocałował mnie zażarcie.
Na początku tak jak powiedział – uległem, lecz gdy poczułem, że znów rozpina mi koszule, otrząsnąłem się. Odepchnąłem go i stanąłem w bezpiecznej odległości.
– A chcesz się założyć?
– Niby, o co? – parsknął. – Że mi nie ulegniesz?
– Tak!
– Nie dasz rady nawet przez godzinę. – Zrobił krok w moją stronę, a ja krok do tyłu.
– Dam.
Moja pewność mnie przeraziła. Oczywiste, że nie dam! Robi mi się gorąco od samego jego wzroku, który zresztą właśnie mi posyłał.
Wpatrywał się we mnie z powagą dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się w podejrzany sposób.
– W porządku. Jakie są zasady zakładu?
– Nie dam ci się pocałować przez... – Gabriel tylko nie przesadź. – Przez dobę?