Rozdział 1

15 3 0
                                    

Obudziłam się cała przepocona. Znów ten sam koszmar mi się przyśnił - tracę najbliższych na moich oczach. To rzeczywiście się wydarzyło...  Dziesięć lat temu, gdy miałam siedem lat pewni mężczyźni zamordowali moją rodzinę. Banda bandytów, oszustów i ogólnie cała szajka tym podobnych. Ojciec musiał mieć jakiś zatarg z nimi. Wszystko się stało szybko i mój idealny świat prysł.

Coś zastukało do okna i to przerwało moje rozmyślenia nad wspomnieniami.

Podeszłam do parapetu i otworzyłam je. Wyjrzałam na zewnątrz i nic nie zauważyłam. To pewnie ptak. Wiele ich tutaj, z tego co przynajmniej zauważyłam.

Miejsce to to karczma. Nie posiadam domu. Wędruję i zabijam potwory. Jakoś z ludźmi nie lubię zgłębiać relacji. Z nikim nie lubię. Cenię samotność. To przez przeszłość...

Pościeliłam łóżko i ubrałam się w czarny płaszcz. Bluzkę już miałam na sobie - przecież nago nie chodzę, żeby mnie ktoś podglądał.

Poszłam do krzesła, które stało obok biurka, na którym były przerzucone spodnie tego samego koloru co reszta. Wychodząc ubrałam buty. Obok drzwi stał oparty o ścianę miecz i łuk wraz z kołczanem pełnego strzał. Wzięłam wszystkie moje zabaweczki i zawiesiłam je sobie na plecy. Ostrze schowałam do pochwy przyczepionej do pasa.

Rozejrzałam się jeszcze po pokoju stojąc w progu. Nic nie zostawiłam. Spokojnie opuściłam pomieszczenie. Zeszłam na dół, zapłaciłam karczmarzowi, z którym wdałam się w nudną pogawędkę lecz stałam i pogawędziłam z nim z grzeczności. Po tym wyszłam i skierowałam się do małej stajni, w której stała Kelpie.

Przy siodle zauważyłam karteczkę. Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam napis:
,,Spotkajmy się przy jeziorku. Mam pilną sprawę."
Laeghor

Ciekawe skąd on wie, gdzie jestem. Chyba nie mówiłam mu, gdzie się zatrzymuję. Najchętniej bym nie szła lecz jeśli uratował mi życie dokładnie czternaście dni temu to już pójdę.

Nasza relacja jest dziwna. Niby go lubię lecz jest czasem egoistyczny i myśli, że ma zawsze rację przez co mam go dosyć i czasem go nie trawię.

Postanowiłam zebrać się w sobie i wsiadłam na klacz. Ruszyłam w stronę jeziorka.
Pojechałam na skróty przez las. Dookoła mnie jest pełno starych drzew.
Pędzimy niczym wiatr. Po dziesięciu minutach jazdy dojechałam na miejsce. Widzę jak znajomy mężczyzna się szczerzy.

-Witaj, jak się masz? Nie musisz znów dziękować - zadaje pytanie tak szybko, że nie ma czasu odpowiedzieć, po nim zdanie, które myśli, że jest śmieszne.

-Cześć. Mam się dobrze, bo bez Ciebie i nie muszę dziękować kolejny raz - odpowiadam kąśliwie.

-No dobrze, nie to nie. Mam sprawę - poważnieje.

-Jaką? Coś się stało? - zmieniam nastawienie i  spokojnieję.

-Tak. Dowiedziałem się od dowództwa, że coraz więcej potworów kręci się po granicy. Musimy stad wyjechać. Jedziesz ze mną. Wiem, że ten pomysł Ci się nie spodoba, ale współpracuj z nami - mówi i spogląda na mnie czekając na reakcję.

-Nie chcę. Nie lubię współpracować. Jestem typem samotnika. Odpuść sobie - odpowiadam bez wahania.

-Proszę. Jesteś potrzebna, znamy się krótko, ale nie masz nikogo oprócz mnie, możesz mi zaufać.

-Nie zachęcasz mnie. Lepiej sobie pójdę, bo jeszcze powiem coś co skończy naszą znajomość - mamroczę pod nosem i cofam się.

-Stój! Nie ruszaj się... - krzyczy, a później zaczyna mówić szeptem.

-Nie rób sobie ze mnie żartów - odburkuję.

Nic już nie mówi. Widzę jak wyciąga miecz i każe mi się przesunąć. Pokazuje mi trzy palce, po chwili rusza ustami i na trzy odskakuję.
Odwracam się i widzę jak walczy z jakimś bydlakem. Stwór wyglada jak jakiś ogromny wąż z cieniutkimi wąsikami.
Mężczyzna szybko się z nim uporał.

-Widzisz, już nawet tutaj dotarły. Chodźmy. Dołączysz do nas, tak? - na ostatnim pytaniu robi duże oczy i się uśmiecha figlarnie.

-Zgoda. Zgadzam się tylko, dlatego, że może dowiem się nowych informacji - w końcu się poddaję.

Leaghor uśmiecha się szeroko i idziemy.

Mam mieszane co do tego uczucia. Szybko się zgodziłam i to taka pochopna decyzja. Mam nadzieję, że nie będę żałować.

Z moich rozmyśleń wyrywa mnie krzyk. W sumie ro nie jeden tylko mnóstwo.
Spoglądam na znajomego i myślimy o tym samym. W wiosce dzieje się coś złego.

-Chodźmy Ciri. - mówi i ciągnie mnie za rękaw.

Starsza krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz