Prolog // Nowy księżyc, Nowy początek

703 32 13
                                    


UWAGA! PONIŻEJ ZAMIESZCZONY TEKST MOŻE MIEĆ LEKKIE LUB MOCNIEJSZE ODSTĘPSTWA OD KANONICZNEGO LORE LIGI. TEKST BYŁ PISANY BARDZIEJ NA LUŹNO.

„Księżyc w nowiu" i jakże dobrze znana sceneria Targonu. Zaraz, chwila... Co takiego mignęło z lewej? Kot, wilk? Nie.. sam do końca nie był w stanie rozpoznać kształtu, który chwile potem ponownie zarysował się w jego oczach. Zwierzę stojące dumnie i wpatrujące się w niego, a jego grzywę oświetlało światło księżyca. Wizja jednak niebawem zaczęła się rozmazywać, zaczerniać.

W tym właśnie momencie szare, zmęczone powieki czarnowłosego się otworzyły. Prawdopodobnie sprawcami całego zbudzenia były strużki światła księżyca, które pojawiły się w tym miejscu. Gdzie właściwie zasnął tym razem..? Rozejrzał się dookoła badając wzrokiem swoje otoczenie. Jaskinia, grota. Wychylił głowę. Tak zdecydowanie dodatkowo na wysokościach. Poczuł nagły ból w głowie, odchrząknął. Huh? Głos? To znaczyło, że już czas na ponowną dawkę. Wkradł się w ciemniejszy zakamarek jaskini. Zaczął przeszukiwać kieszenie swojego płaszcza. Nie mógł wykonać tego w kaplicy, jednak to nic. To również był święty teren. Ostatnia fiolka? Niebawem trzeba będzie przygotować więcej roślinnej trucizny. Otworzył fiolkę i wziął łyka. Znowu te pieczące, mordujące uczucie, traci coś, ale zarazem zyskuje.. Nie ważne ile razy będzie pić ten napój, za każdym razem łzy zbierają mu się tak samo. Niektórzy powiadają, że od tej ciągłej walki stał się całkowicie zimny i zatracił wszelkie uczucia. To nie do końca prawda, jednak tylko ona znała tą wersję.

„Nie zapomniałeś, Phel..."

Ponownie usłyszał ten anielski głos, uchylił lekko kąciki ust do góry mimo napływających łez. Sam jednak nie mógł już nic odpowiedzieć. Głos był ceną.

„Wiem co poświęcasz... Pamiętaj jednak, że będę tu zawsze. Poprowadzę twoją rękę przez ciemność, poprowadzę przez ból i cierpienie. Księżyc nas potrzebuje"

Przez moment był w stanie ją zobaczyć, zobaczyć delikatną poświatę jej w tamtym świecie – Alune. Wizja jednak się zakończyła, bowiem dojrzał gdzie padało światło widoczne tylko dla niego w tym momencie. Wyczołgał się z jaskini i przykucnął przy urwisku. Kolejna mała osada Solari, ale za to jedna z brutalniejszych. To tutaj jego „Bracia i Siostry" byli poddawani torturą za swoją wiarę, za kroczenie ścieżką księżyca. Wiedział, że to teraz jego kolei by wymierzyć osąd. Wszyscy stali na zewnątrz. Idealna okazja dla wprawionego rewolwerowca. W jego dłoni zabłysła broń na kształ półksiężyca z czerwoną poświatą.

„Severum"

Zbiegł w dół skały prosto w przyszłych wrogów, już za sekundę nimi będą. Poznają jego ostrza. Tak samo jak ich poprzednicy. Sam już nie liczył ile barbarzyńców straciło życie z jego ręki. Zanim zdążyli go dostrzec t o już się rozpoczęło. Ostrza wirowały z jednego ciała do drugiego. Księżyc okrył się krwią przyjmując nowe ofiary. Ci byli wyjątkowo słabi. Nie mieli więcej osób. Nie zdążyli ich wezwać. Zadanie wykonane. Spojrzał się z obojętnym wyrazem twarzy na ziemie, która pokrywało siedem martwych ciał. Siedem zagięte jak półksiężyc, w którego stronę wyciągał dłonie każdej nocy.

W tym momencie na jego twarzy wymalował się ledwo widoczny szok jednak obecny. Księżyc prowadził go gdzieś jeszcze. Ujrzał poświaty jego i Alune wtedy, kiedy byli jeszcze dziećmi. Biegli przez zarośla. Musiał podążać za nimi, tak mówił księżyc.

„Biegnij, Apheliosie... Biegnij"

Słysząc jej głos, jego ciało „automatycznie" wykonało rozkaz. Pobiegł za figurami, a z każdym krokiem stawianym na Targoniańskiej ziemi czuł jakby nie oddalał się od góry na krok, na dwa, a na kilometry, tysiące kilometrów. Biegł tak aż poczuł... Poczuł magię, lecz nie taką oczywistą z jaką miał do czynienia na co dzień. Powietrze przesiąknięte magią i.. Runął na ziemię. Trawa? Taka ciepła.. Zielona. Z trudem podniósł się na kolana. Nadchodził poranek znaczyło to utratę sił. Księżyc oraz Alune napędzali jego czyny. Jego siostra wtłaczała w niego siłę by brnął do przodu. Jednak to nie było zaskoczeniem. Zaskoczeniem stało się to gdzie zaprowadził go księżyc. Jego oczy oglądały właśnie magiczną, kolorową, poranną faunę Ionii.

To... To mu się śni? Nie, nie. Jest tu, czuje wszystko.

„Wygląda na to, że księżyc szykuje coś nowego dla ciebie, Phel... Nie wiem jeszcze co to, ale obiecuję, ze dowiem się jak najszybciej, żeby ci pomóc, poprowadzić"

Nawet ona nie wie? To... Nadzwyczaj dziwne, jednak teraz nie miał czasu o tym myśleć. Poczuł, że traci siłę, a jego ciało staje się wątłe. Powieki powoli osuwają się w dół w akompaniamencie słońca unoszącego się do góry, tak czczonego przez Solarich. Opadł na ziemię jednak tutejsze podłożę zdawało się być wyjątkowo miękkie.

„Będzie dobrze, Phel"

To ostatnie co usłyszał, zanim jego wyczerpane ciało odebrało sobie zasłużony spoczynek.

***

- Szefie! Tutaj! Ktoś tu leży. Co robimy?

- Może to jedno z niewywiezionych ciał, deklu. Nie ciesz się ta-

- I co? Zdziwiony? Mówiłem, że żyje. Sprawdzałem puls.

Ten nazwany szefem odchrząknął. Widocznie się zmieszał. Dawno jednak nie widział kogoś tak wyczerpanego i osłabionego (nie licząc osób wychodzących z jego ringu rzecz jasna). Na co dzień by się nie przejął takim zdarzeniem, kolejne ciało, kolejny czas na śmieci. Jednak tym razem było inaczej. Przypomniał mu się on sam za młodu i jego matka. Ona by chciała. Chciałaby, żeby jej „Settrigh" zachował w sobie choć odrobinę ciepła i dobroci.

- Podnieś go – rozkazał. – Weźmiemy go do mnie. Nie jest mi nic winny, nie wyszedł z mojego ringu. Możemy zrobić wyjątek.

- Jak sobie życzysz. Nie znałem cię od tak pozytywnej strony, szefie.

- Ryo, bo wiesz... Najlepsi czasami muszą postawić taryfę ulgową dla słabszych. A ja jestem najlepszy – i „Szef" zaśmiał się donośnie klepiąc swojego podwładnego po ramieniu.

~~~
Tak oto znowu na nowym koncie zaswędziały mnie ręce, żeby stworzyć fanfika, kto wie, czy go dokończę jednak może ktoś doceni te malutkie wypociny.

Bayo 😼👍

Nowy Księżyc // Sett x Aphelios League of LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz