>>[chwila 1]

137 14 4
                                    

moment

1. «bardzo krótki odcinek czasu»

2. «pewien odcinek czasu wyodrębniony ze względu na ważne wydarzenia»

3. «fragment czegoś, co ma jakiś przebieg w czasie»

>>

Jeszcze jeden. Kolejny, kolejny. Następny. Ostatni.

Pomimo tej normalności dnia, całej tej rutyny, one nadal mnie zaskakują. Codziennie. Jednego dnia widzę ich dziesięć, a następnego pięćdziesiąt cztery. To głupie, co robię. Żałosne. Wręcz nienormalne. Bo jaki człowiek liczy latające ptaki? Zawsze, dzień w dzień? I za każdym razem gdy nadlatują -albo mi się zdaje- widzę je w momencie kiedy pojawiają się w zasięgu mojego wzroku. Czasami wyrywają mnie z zamyślenia, albo budzą ze snu.

Kruki - czarne, lśniace skrzydła i paciorkowate oczy. Lecą i lecą. Przez te wszystkie lata nie widziałam aby którekolwiek z tych stworzeń lądowało, czy chodziło po ziemi.

Kiedy na nie patrzę, wyobrażam sobie że lecę razem z nimi. Że wszystko obserwuję i że moje siły nigdy się nie wyczerpują. Nigdy nie przestanę lecieć. To wspaniałe, mieć niespożyte siły i cały czas być w powietrzu. To tak jakby worek twych marzeń nie miał dna. Jakby brzeżyć wiele wspaniałych chwil pod rząd.

To tak, jakby zatrzymać czas.


>>

Słyszę krzyk. Szybko odrzucam pościel na bok i mocno chwytam ręką zimną powierzchnię parapetu. Znów czuję zawroty. Przecieram oczy i widzę rozmazany obraz biurka i wyblakłą zieloną tapetę z szarymi punkcikami.

Kolejny krzyk.

Mocniej ściskam kamienny parapet. Mrugam. No tak, szare punkty to kwiatki na ścianie. Ruszam do łóżeczka Jay'a.

Gdy poszylam się nad jego czerwoną twarzyczką malec wpatruje się we mnie czujnie. Ma nienaturalnie wielkie niebieskie oczy. Ostatnia łza spływa mu po policzku, przez chwilę rozmazuje mi się przed oczami, lecz mocno zaciskam powieki. Moje ręce wędrują do miękkiej kołderki w niebieskie somochodziki. Przyciągam Jay'a do piersi i zaczynam cicho śpiewać piosenkę o małym zajączku.

Po kilku minutach do pokoju wchodzi Riley- moja siostra. Ma trzynaście lat, a wygląda na nie więcej niż dziesięć. Podobnie jak ja ma ciemne, niebieskie oczy i kręcone złocisto-brązowe włosy.

-Laura? Co robisz? On już usnął.- wskazuje na Jay'a - i to z pół godziny temu - dodaje pod nosem, po czym przewierca mnie wzrokiem - musisz się wyspać, żeby zdążyć do szkoły... za jakieś dwie godziny masz rozpoczęcie. Powinnaś się wyspać.

Wpatruję się w nią pusto, potem zerkam nerwowo na Jay'a śpiącego na moim ramieniu. Cholera. Ile tu stałam? Patrzę na zegar ścienny, niestety od kilku miesięcy żadna ze wskazówek się nie rusza. Nie ma nikogo, kto zmieniłby baterie w najzwyklejszym zegarze.

Riley kładzie mi rękę na ramienu. Oduchowo strząsam jej dłoń chybocząc sie przy tym i kładę małego Jay'a do łóżeczka. Kiedy Riley wychodzi z pokoju jeszcze chwilę wpatruję się w twarz malca i skupiam się na jego cichym, miekkim oddechu.

Wracam do łóżka i zasypiam po wychwyceniu wzrokiem dwóch kruków przecinających kąt okna w moim pokoju.

Wiem że te rozdział jest strsznie krótki i okropnie nudny, ale to dopiero początek. Liczę na wyrozumiałość ale zdecydowanie przyjmuję krytykę. Proszę o pozostawienie śladu po sobie: gwiazdki lub komentarza. Za to drugie będę szczególnie wdzięczna. Proszę też o wskazówki <3 Nigdy nie prowadziłam bloga ani nic z tych rzeczy więc to dla mnie totalny początek.

Dziękuję wszystkim którzy w jakikolwiek sposób zwrócą uwagę na to opowiadanie. Dziękuję! <3

When 'moment' is endingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz