>>[chwila 2]

146 15 8
  • Zadedykowane kiniacz2000
                                    

Chwila dedykowana #kiniacz2000 'Dziękuję że mnie wspierasz, słońce

Życie jest zmianą. Jeśli przes­ta­niesz się zmieniać, przes­ta­niesz żyć. 

>>>

        Do szkoły jak zwykle dojeżdżam rowerem. Pomijając pięć kruków, przez które o włos nie wpadłabym pod czarne audi, podróż przebiegła spokojnie. Mam prawo jazdy, dostałam nawet samochód, ale nie używam go. Może przyda się Riley. Oczywiście, jeśli nasza rodzicielka nie sprawi jej nowego. Słońce grzeje niemiłosiernie. Nasuwam okulary przeciwsłoneczne na nos. Po dziesięciu minutach jestem na miejscu. Nistety apel odbywa się na zewnątrz.

        Na rozpoczęciu roku stoimy w grupach wiekowych. Nie słucham dyryktora, bo znam na pamięć jego wypowiedzi z poprzednich lat.Teraz natomias skupiam się na składzie nowej klasy. Przed sobą widzę blondynkę o jasnych lokach, niestety nie mogę spojrzeć na jej twarz. Kątem oka dostrzegam niewysokiego chłopaka w okularach. Dzielą nasz cztery miejsca, ale nowy uczeń dostrzega mnie. Gdy posyła mi jasny uśmiech szybko odwracam wzrok, unikając kontaktu wzrokowego. Wpływa on na mnie podobnie jak dotyk, co niestety nie ułatwia mi nawiązywania nowych znajomości.

        Po dłużącej się uroczystości w końcu trafiamy do klas. Tam nauczyciel muzyki wałkuje jeszcze raz wszystko czego dowiedzieliśmy się od dyrektora Gillesa. Na koniec, przy rozdaniu planów lekcyjnych wychodzę z ławki. Idąc w dół po wąskich schodkach sali wykładowej potykam się o nogę wystawioną przez jedną z dziewczyn. Nie dbam o to, która z chichoczących rówieśniczek to zrobiła. Bardziej interesuje mnie jasnowłosa, na którą wpadłam.

        Jeszcze nigdy nie widziałam jej twarzy. Spoglądam jeszcze raz na jej loki i domyślam się, że może to być dziewczyna, którą obserwowałam na apelu. Potem przypominam sobie o krzcie kultury, która nie zdążyła jeszcze zaniknąć w odchłani mojego umysłu.

-Przepraszam.-wydukałam nerwowo spuszczając głowę. Mam nadzieję że rozmowa się nie rozwinie i będę mogła po prostu zapomnieć o dziewczynie.

-No co ty, nic mi nie jest- skrzywiła się, wstając z podłogi. Spojarzała na mnie, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.- Mam na imię Camille. Jestem nowa.

         Spojrzałam krzywo na jej wyciągniętą dłoń. Ups.. Ona może to źle odebrać. Pośpiesznie ściskam jej rękę. Pomimo krótkiego kontaktu naszej skóry czuję lekkie ukłucia na dłoni. Żołądek mi się kurczy. Zaczyna mi się kręcić w głowie.

-Jestem Laura-zdobywam się na uśmiech ignorując kłucie w boku.

        Z drugiej strony nie mogę się nie uśmiechnąć widząc jej uśmiech. Camille ma pełne usta i zaróżorione policzki. Wole nie ryzykować spojrzeniem w oczy, bo boję się że ból się nasili. Obrazu jej twarzy dopełniają złociste loki okalające twarz. Ta dziewczyna wygląda jak anioł. Dociera do mnie jak głupio muszę wyglądać w jej oczach, stojąc naprzeciwko jak słup soli i wpatrując się w nią jak w obrazek. Camille zdaje się nie zwracać na to uwagi. Cicho wzdycham bo ból głowy ustaje. Dziewczyna marszczy brwi, ale posyłam jej uśmiech. Po chwili przekonuję się że to zachęca ją do dalszej rozmowy. Sama kopię sobie dołki.

-Przeprowadziłam się z Florydy. Jestem to nowa, jak już wspominałam, więc niezbyt orientuję się w terenie, mogłabyś mi pokazać moją szafkę? Mam numer 233. Wiesz co? Ogromną macie tą szkołe. Już po drodze do sali poznałam trzy osoby. Problem w tym że nie rozróżniam ich imion. Ale cóż... Mam przecież na to czas. Mam nadzieję że nikt nie weźmie do siebie takich błochostek. Jak myślisz? W ogóle to o mało nie zgubiłam się w tym tłumie przechodząc przez korytarze. Ale jakoś dałam sobie radę...

        W tym momencie strasznie przypomina mi Riley. Otwartą, gadatliwą, wszechwiedzącą, luciącą się rządzić dziewczynę, o niebiańskim spojrzeniu i szczerym uśmiechu.

-Możecie się rozejść. Miłego roku szkolnego!- zadudnił mi w uszach dłos pana Collinsa, który uczy muzyki. Camille chichocze cicho.

-Czy on zawszę tak mówi?- głośno nabiera powietrza.

        Ja również chichoczę. To taki naturalny odruch, nie umiałam się powstrzymać. Zerkam z jej oczy, są okrągłe, szare, roześmiane. Ignoruję skurcz żołądka. Jest wspaniałą osobą. Ale ja i tak nie mogę jej poznać. Nie mogę.

-Zawsze. Śpiewa w operze. Jest nauczycielem muzyki.

       Patrzę na uczniów wylewających się z sali przez małe drzwi. Jak mrówki przez jedną szczelinę kopca. 

-Chyba powinniśmy do nich dołączyć.-wskazuję kciukiem za siebie, na drzwi sali wykładowej. 

        Dziewczyna kiwa głową, wciąż z uśmiechem na anielskiej twarzy. Odbieramy nasze plany a gdy docieramy na prawie już pusty korytarz Camille kontynuuje swoją wypowiedź.

-Nigdy nie przyzwyczaję się do jego głosu i będę pękać ze śmiechu na każdej lekcji, dopóki nie wywalą mnie ze szkoły.

- Co robisz w najnudniejszej na świecie, zapomnianej przez Boga Dakocie południowej- marszczę brwi - skoro mieszkałaś na słonecznej Florydzie?

-Och,-westchnęła głęboko, sparała się spojrzeć mi w oczy ale skutecznie uniknęłam jej spojrzenia.-Zaliczyłam przeprowadzkę...ej głos brzmiał dziwnie,nieprzekonująco -nie pierwszą, nie ostatnią..

-To tu..-Camille spojrzała na mnie rozkojarzona, ruchem dłoni wskazałam numer 233 -twoja szafka.

        Zatrzymujemy się przed jej szafką. CAmille ustawia kod i wychodzimy ze szkoły. Dziedziniec świeci pustkami. Nie do wiary że pół godziny temu były tu setki ludzi.

        Kiedy schodzimy po schodach, energicznie obracam głowę. Znów czyję lekkie zawroty. Chwieję się ale mocno ściskam poręcz i zamykam oczy na sekundę, a gdy je otwieram widzę kruki. Tylko trzy, koduję tę liczbę i doliczam do dzisiejszego rachunku. Przypominam sobie o Camille, która stoi u podnóża schodów. Spogląda na mnie z niepokojem, a ja ruszam w jej stronę.

        -Tylko zakręciło mi się w głowie- informuję ją.

        Dziewczyna kiwa głową ze zrozumieniem. To co powiedziałam, to tylko po części prawda, ale nie chcę żeby dziewczyna której prawie nie znam, już na wstępie się ode mnie odunęła z powodu mych dziwactw. Tymbardziej że nikt o nich nie wie. Nawet Rose,z którą jestem najbliżej. Prawdę mówiąc powinnam chcieć żeby się ode mnie odsunęła. Byłoby to bezpieczniejsze i dla mnie i dla niej. Ale nie chcę tego.

        Kiedy jesteśmy pod bramą dziewczyna przystaje na chwilę i przerywając swój monolog na temat opadów atmosferycznych w Dakocie Połdniowej odzywa się:

-O której jutro zaczynasz zajęcia?

       Zerkam na plan.Codziennie mam na 7.30. Przedstawiam jej zaistniałą sytuację.

-We wtorki mam na 7.30-kwituje dziewczyna i posyła mi smutne spojrzenie.-To do jutra. Spotkamy się pod bramą?

        Ignoruję jej smutne spojrzenie i kiwam głową. Podchodzę do roweru i nie spoglądając za siebię jadę w stronę domu.

        Ale ze mnie zimna suka. Podświadomość mnie nie myli. Okropnie się zachowywałam. Nie zdobyłam się nawet na ciche 'Pa'. 

        I wtedy to robię. Składom sobie pierwszą obietnicę. Wymagam od siebie zmiany.

        Otworzę się na przyjaźń. Będę bardziej otwarta. Po prostu nie będę nikogo dotykała. To zostanie tak jak jest. Może nauczę się wytrzymywać ból gdy patrzę komóś w oczy? I nie dam się pochłonąć nauce. O tak, koniec z chowaniem się za książkami.

        Z tym postanowieniem na sercu skręcam w ulicę przy której znajduje się nasz dom.

ZAAAAAAAAAANUUUUUUUUDZAAAAM! Tak wiem ale taki mam niestety styl pisania i chamsko przystosowuję do niego główną bohaterkę. Obiecuję, że gdy akcja się rozwinie dam sobie spokój z opisami idt. Piszcie co jeszcze nie pasuje kiniacz2000 hahhah :D :*

P.S. Niesprawdzane, przepraszam za błędy :(

When 'moment' is endingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz